Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#42770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie smutno. Wrażliwi - nie czytać.

Moja matka pochodzi z rodziny wielodzietnej. Jej najmłodszy brat jest starszy ode mnie o piętnaście lat.

Nie byłam śmiałym dzieckiem. W związku z tym, że moja siostra dużo chorowała, często byłam pozostawiana samej sobie. Uciekałam w książki - bezmiar zupełnie innych światów, które chociaż na chwilę dawały zapomnienie.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy TO się zaczęło. Miałam może pięć, może sześć lat. Huczne i wysoce zakrapiane imieniny któregoś z członków rodziny. Wujek, który zaofiarował, że położy mnie spać.
Jego słowa "pobawmy się w dorosłych". Strach, który zabrał mi głos i wręcz sparaliżował. Ręce, które dotykały małego, dziecięcego ciałka. Ohydny, alkoholowy oddech na twarzy... I groźba- "nie mów nikomu, bo wszystkich zabiję".

Sytuacja powtarzała się przy każdej okazji. Mówił mi, że jestem obrzydliwa. Że tylko wstrętnym dzieciom dorośli robią coś takiego. W swoich czynach posuwał się coraz dalej. Nie pozwalał mi być bierną. Kiedy próbowałam "wyłączyć się", on karał, mocno i dotkliwie.

Mając lat osiem zainspirowana słowami "Autobiografii"- odkręciłam gaz w kuchence, mając nadzieję, że umrzemy w nocy i koszmar się skończy. Przyłapał mnie ojciec. Po niesamowitym laniu zapytał, co mi przyszło do głowy. Płacząc, wręcz wyjąc, opowiedziałam jemu i matce wszystko.
Koniec historii? Nie.
Dowiedziałam się, że jestem nienormalna, brudna, zboczona. Że jak można w ogóle wymyślać coś takiego. Że powinnam iść się leczyć. Nie pozwolili mi już czytać książek, bo to pewnie w nich znajduję takie bezeceństwa.

Mój mały, prywatny koszmarek trwał nadal. Byłam chorobliwe chuda, z nerwów wypadały mi włosy, paznokcie miałam obgryzione do żywego mięsa. Nie pozwalałam nikomu się dotykać. Przypadkowe szturchnięcie w autobusie odchorowywałam kilka dni.

Dwulicowość ludzi, którzy sprowadzili mnie na ten świat była wręcz niesamowita. W ich oczach nie byłam ofiarą, tylko prowodyrką. Jakby dawali temu potworowi ciche przyzwolenie. Marzyłam, by wzięto mnie do domu dziecka. Gdziekolwiek, byle od nich.

Usamodzielniłam się tak szybko, jak było to możliwe.
Po wielu, wielu latach, z pomocą psychologa, doszłam do siebie. Mam rodzinę, dziecko, nie boję się współżycia. Ogromnie podziwiam mojego męża, który cierpliwie i wytrwale mierzył się z każdym moim lękiem. Do teściowej, jak nigdy do matki, mówię "mamusiu". Mieszkam ponad 800 km od domu rodzinnego.

Czemu opisałam to akurat teraz? Dziesięć minut temu zadzwonił telefon. ON pytał, czy nie zechciałabym być świadkową na jego ślubie. "Bo wiesz, hehe, tyle dobrych wspomnień nas łączy".

...jakieś pytania..?

Skomentuj (137) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1544 (1694)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…