zarchiwizowany
Skomentuj
(21)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Do porodu zostały mi jakieś 2-3 tygodnie.
Wg zaleceń lekarzy siedzę w domu i odpoczywam (tzw. polegiwanie). Czasem mogę jednak pozwolić sobie na krótki spacer. Dziś popołudniu wybrałam się do osiedlowego marketu po bułeczki i sernik (teraz-już-natychmiast!)
Mój mały lokator postanowił przeprowadzić sabotaż tej 10-minutowej wycieczki. W samym środku zakupów dostałam kilka solidnych kopniaków w przednią ścianę brzucha i jednocześnie głowa zaczęła bardzo mocno przypierać w miednicę. W efekcie zgięło mnie w pół i nie mogłam zrobić kroku. Bolało porządnie, a ja stałam oparta o krawędź lodówki i sapałam jakby mi się skurcze zaczęły.
Czemu piszę o tym tutaj? Była godzina 16, ledwie mogłam się z brzuchem przecisnąć przez popołudniowy tłum w alejkach, a tu w 5 sekund wokół mnie absolutnie pusto. Zawsze lepiej się ewakuować zanim ktoś poprosi o pomoc. Całe szczęście to nie był początek porodu, a mąż nie odstępuje mnie na krok.
Wg zaleceń lekarzy siedzę w domu i odpoczywam (tzw. polegiwanie). Czasem mogę jednak pozwolić sobie na krótki spacer. Dziś popołudniu wybrałam się do osiedlowego marketu po bułeczki i sernik (teraz-już-natychmiast!)
Mój mały lokator postanowił przeprowadzić sabotaż tej 10-minutowej wycieczki. W samym środku zakupów dostałam kilka solidnych kopniaków w przednią ścianę brzucha i jednocześnie głowa zaczęła bardzo mocno przypierać w miednicę. W efekcie zgięło mnie w pół i nie mogłam zrobić kroku. Bolało porządnie, a ja stałam oparta o krawędź lodówki i sapałam jakby mi się skurcze zaczęły.
Czemu piszę o tym tutaj? Była godzina 16, ledwie mogłam się z brzuchem przecisnąć przez popołudniowy tłum w alejkach, a tu w 5 sekund wokół mnie absolutnie pusto. Zawsze lepiej się ewakuować zanim ktoś poprosi o pomoc. Całe szczęście to nie był początek porodu, a mąż nie odstępuje mnie na krok.
Ocena:
198
(280)
Komentarze