Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#43210

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to w Brazylii ładnych parę lat temu. Żaglowiec "szkoły pod żaglami" zawinął do portu - niezwykle malowniczego, egzotycznego i starego miasta. Pobyt miał trwać kilka dni. W planach było zwiedzanie i oficjalne imprezy, ale i czas wolny podczas, którego członkowie załogi mogli eksplorować miasto na własną rękę, zazwyczaj grupami. Ostrzeżono nas na co uważać, które regiony są niebezpieczne, jakie atrakcje warto zobaczyć na własną rękę, itd.

Większość młodzieży wyruszyła do portu spragniona świeżego jedzenia i ciekawych widoków, mając w planach zakupienie pamiątek, zrobienie zdjęć i nacieszenie się urokiem dalekiego kraju. Wśród tych ludzi trafiła się wyjątkowo wredna grupka młodzieńców specjalnej troski. Byli to ludzie z zamożnych domów, obwieszeni sprzętem - dobre aparaty, drogie zegarki, itp., dla których wydanie 100-200 dolarów na rozrywki w takim miejscu nie było żadnym problemem. Oczywiście, nie ich stan majątkowy był problemem tylko ich zachowanie. Wykazując całkowity brak instynktu samozachowawczego, zignorowali bowiem ostrzeżenia kapitana i ruszyli na podbój najbiedniejszej dzielnicy.

Na swoje szczęście, dotarli tylko na jej obrzeża, gdzie natknęli się na skromny targ. Po obejrzeniu towaru wystawionego na straganach, wybrali sobie pewną ilość rękodzieła artystycznego na pamiątkę, dołożyli owoców i zaczęli się targować. Dzieciak, który na rzeczonym stoisku sprzedawał, zgodził się na 10 dolarów (to nie pomyłka) za całość zakupów. Uradowani niską ceną, postanowili wykazać się wyjątkowym cwaniactwem i wręczyli chłopakowi 10 złotych polskich w postaci starej monety, jeszcze sprzed dewaluacji, którą jeden z nich nosił na szczęście. Brazylijczyk dał się przekonać, że to 10 dolców i radośni młodzieńcy wrócili na żaglowiec. Nie mieli nawet tyle przyzwoitości, żeby przemilczeć swój "skok na kasę", tylko dumni opowiadali pozostałym członkom załogi o swoim wyczynie. Przeliczyli się jednak, bo większości ludzi nie poraził ich geniusz, a raczej oburzyło okradanie biedoty. Niestety, z braku dowodów (przechwałki można zawsze odwołać) ze sprawą nikt nic nie zrobił - poza zastosowaniem ostracyzmu społecznego oczywiście.

Następnego dnia, dzielna grupa pod wezwaniem, ruszyła znowu na podbój targu na pograniczu faveli (slums'ów). Traf chciał, że znowu spotkali tego samego chłopaczka. Zadowoleni zaczęli dobierać towary, na co młodzik zaproponował, że im sprzeda okazyjnie coś fajniejszego tylko muszą z nim podejść do niego do domu. Po krótkiej naradzie, cwaniaki postanowiły skorzystać z oferty. Weszli w ciasny labirynt uliczek i po chwili stali otoczeni przez kilkunastu zdecydowanie starszych Brazylijczyków, uzbrojonych w przyrządy służące do wycinki krzewów w dżungli, powszechnie zwane maczetami.

Finał historii jest taki, że pozbyli się wszystkiego - zegarków, aparatów wartych po 2000-3000 złotych, pieniędzy, a na pokład wrócili w tempie ekspresowym. Do tej pory zastanawiam się, czy nie powinni pójść na pielgrzymkę dziękczynną, za to, że ich tam nie porąbali na kawałki.

W razie wątpliwości - byłem członkiem tej załogi, historia rozegrała się w Salvador de Bahia ponad 10 lat temu.

zagranica

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1098 (1138)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…