Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#43336

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno była tu historia o poczuciu humoru u chirurgów. Ja też tej specyficznej formy sztuki zasmakowałem na własnej skórze. Miałem kiedyś drobny problem z ręką. U nasady kciuka pękło jakieś małe naczynko i krew sączyła się bardzo powoli lecz nieprzerwanie przez ponad tydzień. Nigdy przedtem (ani potem) nie miałem problemów z krzepliwością krwi, było to więc nieco zaskakujące. Lekarz Ostatniego Kontaktu kazał nalepić plaster. Minął kolejny tydzień, nic się nie zmieniło - ciągle drobne ślady krwi na ręce.
Cóż, postanowiłem skorzystać z tradycyjnej metody i uzyskać pomoc "po znajomości" - na szczęście miałem dojście do znajomego lekarza (ZL), będącego w trakcie robienia specjalizacji z chirurgii. Idealnie, prawda?

ZL obejrzał rękę, stwierdził, że to "jakiś tam naczyniak" i najlepiej gdybym przypalił (!) sobie ten punkcik dobrze rozgrzanym metalowym szpikulcem (określił to chyba jako "przyżeganie"). Nie jestem specjalnie normalny, bo rady posłuchałem. Faktycznie, pomogło na prawie miesiąc. Potem źródełko odżyło...

ZL zaprosił mnie do szpitala, gdzie akurat dyżurował. Obiecał, że "coś z tym zrobi jak będzie miał chwilę". Zszedł, obejrzał, stwierdził, że założy jeden szew. Oczywiście bez znieczulenia bo "nie warto". Ok, można znieść. Kazał zdjąć szew po 2 tygodniach. Czas minął, zdezynfekowałem jakieś tam cążki i fastrygę sobie zdjąłem. Źródełko odżyło.

Ponowna wizyta "po znajomości". ZL stwierdził, że jak tak, to on musi "rozpruć łapkę i skrócić wentylek". Tym razem w swojej nieskończonej łaskawości dał mi znieczulenie, usadził na stołeczku i wziął się do roboty. Sam, osobiście.
Ustawił sobie obok butelkę wody (czy innej cieczy) i kroi, zachęcając mnie do kibicowania. Przesadnie wrażliwy nie jestem ale też nie odczuwałem wielkiej chęci oglądania swojej ręki od środka. Nic to. ZL kroi cierpliwie, komentując, że "na razie nie będzie podwiązywał bo szkoda czasu". Krew rozlewa się na blaciku, ZL płucze wodą (?) z butelki. Raz po razie. Krew się rozcieńcza i kapie na podłogę.
ZL nuci sobie na głos "Gdzie krew się leje tam się dobrze dzieje...".

Co jakiś czas zagląda pielęgniarka (P) i robi dziwną minę na widok kałuży. Wrażenie spotęgowane jest przez sporą ilość wody hojnie używanej do płukania. Pielęgniarka wreszcie nie wytrzymuje:
P: Może pomóc pani doktorze?
ZL: Nie tam. Radzę sobie. CHYBA... Nie wie pani ile w człowieku może być krwi? Temu coś chyba jeszcze zostało, nie sądzi pani?

Sprawa zakończyła się szczęśliwie, chociaż tym razem wymagała 10 szwów. ZL kazał przyjść na kontrolę i zdjęcie szwów. Zlecił to zadanie innej pielęgniarce. Ta "przyłożyła" się tak bardzo, że po powrocie do domu sam wydłubałem jeszcze 4, z czego 2 albo 3 nawet nie przecięte.

Uznałem, że trzeba wpisać się w obowiązujący standard dowcipu. Tradycja wymaga odwdzięczenia się za pomoc butelką (Znajomy raczej nie przyjąłby koperty). Butelka wymaga opakowania. Kupiłem na Alledrogo książkę z miejscem na butelkę, dorobiłem jednak do niej osobiście okładkę (bawię się czasem w drobne prace introligatorskie).
Pamiętacie popularne kiedyś książki z serii "Dla opornych" (DOS dla opornych, WINDOWS dla opornych itp.) w charakterystycznych, żółtych okładkach? ZL otrzymał ładne wydanie "Chirurgii dla opornych". Książka do dzisiaj stoi na półce w honorowym miejscu w jego gabinecie i straszy pacjentów.

służba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 790 (854)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…