Zgłoszenie do silnego krwawienia. Krztusi się krwią! Opis jakby łyknął pudło żyletek. Podobno 17-latek się wykrwawia na amen już, teraz, za momencik... Po drodze w budzie przekładam tak żeby w plecaku (mamy takie beznadziejne plecaki, długie i cienkie, okropnie nieporęczne) na wyciągnięcie ręki były wszelkie gazy i takie tam.
Dojeżdżamy. Od progu poznaję kobietę, która wpuszcza nas do środka. Nie znałem jej z nazwiska, ale doskonale wiedziałem kim jest. Spodziewałem się więc, że to coś poważnego. W przebłysku geniuszu ona chyba też skumała kim jestem, bo w pewnym momencie zwróciła się do mnie po imieniu, a nie mam żadnego czarodziejskiego nadruczku na mundurze.
Wpadamy do pokoju. Rzucam plecakiem (nie szczędzę go...). Szarpie się z zamkiem kiedy kolega dobiega do leżącego na kanapie młodzieńca.
- Piotr... - pada z ust kolegi. - Jemu nic nie jest.
Jak to nic nie jest? Krztusi się krwią, no jak byk na wezwaniu tak jest podane! Faktycznie. Krwią się dusił bo miał krwotok z nosa, a mama kazała położyć mu się na plecach i odchylić głowę do tyłu. To też się krztusił, bo miał czerninę w gardle.
Po zaczarowanym zabiegu posadzenia młodego i pochylenia głowy w przeciwną stronę niż miał, nagle okazało się, że będzie żył. Krwawienie ustało.
Pożegnaliśmy się z panią pielęgniarką z izby przyjęć w szpitalu, do którego jeździmy najczęściej i wróciliśmy do bazy.
Dojeżdżamy. Od progu poznaję kobietę, która wpuszcza nas do środka. Nie znałem jej z nazwiska, ale doskonale wiedziałem kim jest. Spodziewałem się więc, że to coś poważnego. W przebłysku geniuszu ona chyba też skumała kim jestem, bo w pewnym momencie zwróciła się do mnie po imieniu, a nie mam żadnego czarodziejskiego nadruczku na mundurze.
Wpadamy do pokoju. Rzucam plecakiem (nie szczędzę go...). Szarpie się z zamkiem kiedy kolega dobiega do leżącego na kanapie młodzieńca.
- Piotr... - pada z ust kolegi. - Jemu nic nie jest.
Jak to nic nie jest? Krztusi się krwią, no jak byk na wezwaniu tak jest podane! Faktycznie. Krwią się dusił bo miał krwotok z nosa, a mama kazała położyć mu się na plecach i odchylić głowę do tyłu. To też się krztusił, bo miał czerninę w gardle.
Po zaczarowanym zabiegu posadzenia młodego i pochylenia głowy w przeciwną stronę niż miał, nagle okazało się, że będzie żył. Krwawienie ustało.
Pożegnaliśmy się z panią pielęgniarką z izby przyjęć w szpitalu, do którego jeździmy najczęściej i wróciliśmy do bazy.
Praca praca ;)
Ocena:
1480
(1532)
Komentarze