Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#43650

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Użytkownik luksik85 opisał niedawno piekielną sytuację w szkole, w której nauczyciel-wychowawca miał swoich pupilków.

I ja do takiej szkoły uczęszczałam. Moja wychowawczyni regularnie i otwarcie brała łapówki w różnej postaci. Podczas gdy ona zachwycała się (przy klasie) nowymi perfumami, maskotkami, a nawet lodówką czy kompletem nowych opon zimowych, moja Mama z pełną premedytacją trwała przy swoim postanowieniu, że nauczycielowi można podarować prezent, aczkolwiek dopiero wtedy, gdy dziecko zakończy edukację w danej placówce. I tak oto zraziłam się do matematyki (gdyż ten przedmiot prowadziła wychowawczyni).
Nie będę ukrywać - nie byłam łatwym dzieckiem. Niechętnie się uczyłam tego, co mnie nie interesuje, niemniej jednak na matematyce było inaczej. Paraliżował mnie wręcz strach. Byłam wyśmiewana i wyzywana. Na godzinie wychowawczej bardzo często na mnie zwalano winę za różne przewinienia kolegów. To jednak, co było najbardziej piekielne, to oceny końcowe.
W moim roczniku na koniec ósmej klasy pojawiły się testy kompetencyjne z języka polskiego i matematyki. W jednym i drugim przypadku maksymalna ilość punktów wynosiła 40.
Podczas odczytywania wyników moja wychowawczyni zająknęła się przy moim nazwisku, widać było jej trochę niezręcznie (a przynajmniej taką mam nadzieję).
- andrejewna, język polski - 33 punkty, matematyka - eee... 37 punktów.
A na świadectwie z matematyki: mierny (obecnie dopuszczający).
Jako że sumowano punkty z testów ORAZ za oceny na świadectwie, wymarzone liceum poszło w niepamięć.

szkoła podstawowa wczoraj i dziś

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (200)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…