Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#43978

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia kolegi z wczoraj (środa).

Pracuje on w usługach telekomunikacyjnych. Jeździ do klientów (z którymi umawia go biuro) w wyznaczonych terminach ze sprzętem i umową. Nie jest jednak upoważniony (absurdalne przepisy firmowe) do instalacji sprzętu. Więcej: nie wolno mu tego sprzętu instalować. Chyba, że zrobiłby szkolenie i oferował usługę taką prywatnie i "na czarno", bo firma nie bierze pod uwagi zatrudnienia człowieka na stanowisku konsultanta oraz "technicznego" w jednym.
Klientom pozostaje albo umówienie się z osobą instalującą sprzęt dla firmy (kilka dni czekania), albo samodzielna instalacja. W tym konkretnym przypadku klientka postanowiła wybrać opcję drugą.
Kolega zawiózł sprzęt i umowę w piątek. Umowa podpisana, odbiór sprzętu pokwitowany, udzielone informacje dotyczące instalacji i do widzenia, czyli pełny zakres jego obowiązków.
Kilka godzin później dostał telefon od klientki co i jak ma instalować. Pytania były tendencyjne, żeby znaleźć odpowiedź wystarczyło zerknąć na załączoną instrukcję. Ale kolega dzielnie i wyczerpująco udzielał informacji, jako że jest pomocny i się na rzeczy zna. Telefonów w piątek było trzy.
Kolejne pięć w sobotę. Instalacja w toku, kolega cierpliwie tłumaczy, ale zaczyna sugerować zgłoszenie się po pomoc do firmy, bo podejrzewa, że przy całkowitym zlekceważeniu instrukcji i przy tak ewidentnym braku wyobraźni, klientka sobie nie poradzi. Ta jednak uparcie twierdzi, że da radę i telefony w sobotę się kończą.
W niedzielę się zaczęło wydzwanianie już rano. Telefon się urywał, pani dzwoniła co godzinę, dwie, czterdzieści minut tłumaczenia. Kolega już na okrągło powtarza, żeby zamówić "technicznego", bo sam przyjechać nie może (nie wolno mu), a pomimo wielogodzinnych konsultacji, klientka nic nie wskórała. Pani jest jednak nieustępliwa.
W końcu, już po południu, kolega informuje klientkę, że więcej nie będzie jej nic wyjaśniał, bo to ślepa droga, niechże zamówi instalację w firmie i że on w tej chwili wyłącza telefon, bo niedziela jest dla niego dniem wolnym od pracy. Wszystko w grzecznym tonie i bez unoszenia się (ma on nerwy ze stali, nigdy nie słyszałam, żeby podniósł głos). Pani dziękuję za dotychczasową pomoc i zgadza się, że rzeczywiście sama sobie nie poradzi, więc w poniedziałek zadzwoni po pomoc... ale:
Pani przyjechała początkiem tygodnia do oddziału firmowego ze sprzętem i chęcią wymówienia umowy, oraz skargą na "niekompetentnego i chamskiego" konsultanta. Kolega mój miał ją zwyzywać podczas rozmowy telefonicznej od idiotek i to między innymi jest powód rezygnacji.
Debilne dziewczę (nie da się inaczej jej nazwać) z oddziału firmowego przyjęło i rezygnację, i skargę (nie weryfikując powodów i nie próbując naprawić sytuacji). Ale nie przyjęło sprzętu. Klientka zabrała go z powrotem do siebie.

Zgadnijcie, kto pojedzie po odbiór?

typowa bezmyślna piekielność

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (149)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…