Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#44267

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przysłowia są mądrością narodu - to sobie zapamiętam raz na zawsze. I to jeszcze zapamiętam, że mimo powstania tychże w zamierzchłej przeszłości, nadal pasują do naszego schematycznego, zamkniętego, wyżej wymienionego, narodu. Przynajmniej do części jego przedstawicieli. A przez to wszystko i dużo pecha, ja o mały włos zostałbym kryminalistą.

Długo będzie.

Wróciłem kilka dni temu z delegacji. Po kilku dniach nieobecności w domu. Późno było. Jechałem jakieś 700 km w śniegu i po nocy, no to zaraz po wejściu nastąpił szybki prysznic i udanie się w objęcia… niestety tylko Morfeusza.
Następnego dnia rano (bardzo rano – tak ok. 5:00) obudził mnie żołądek, który gwałtownym ssaniem domagał się kalorii. Długo mnie nie było toteż w lodówce znalazłem tylko zwiędniętą marchewkę i ostatniego korniszona w słoiku, ale to żołądkowi nie wystarczyło. Chcąc nie chcąc, założyłem cokolwiek („cokolwiek” oznacza podręczny strój roboczy, który nie jest ani nowy, ani szykowny, ani przesadnie czysty) na siebie i udałem się do osiedlowego sklepu.

Jakbym się zastanowił to dotarłoby do mnie, że za wcześnie o jakieś 45 minut, ale się nie zastanowiłem. Nie pomyślałem również, że poprzedniego dnia, wysuszyłem zbiornik paliwa w aucie prawie do cna. Głód nie pozwolił pomyśleć, zamiast tego kazał jechać do najbliższego (jakieś 3 km) całodobowego po kalorie. I to już! No to wsiadłem i pojechałem. Po 2 km okazało się, że samochód też jest głodny i to do tego stopnia że nie widzi możliwości współpracy. Ostatnie kilkaset metrów pokonałem pieszo.

Trud i poświęcenie opłaciły się. Dopadłem do drzwi sklepowych i przywitałem się grzecznie. Żołądek wyraźnie się ucieszył, kiedy mózg zarejestrował obfitość przysmaków na półkach, ochoczo więc przystąpiłem do wybierania. Wybrałem miedzy innymi pysznie wyglądająca, smakowicie pachnącą, chrupiącą (a poza tym całkiem zwykłą) bułkę, którą od razu zacząłem konsumować. Wzbudziło to podejrzliwe spojrzenia dwóch pań obecnych za ladą. Na razie nic nie mówiły ale jakbym się zastanowił - po raz kolejny - zwęszyłbym niebezpieczeństwo. Ale wiecie: głód, żołądek i tak dalej…

No to wybrałem, podszedłem do kasy, informując panią, że jeszcze jedna bułka, bo głodny byłem wściekle i musiałem – niech doliczy. Pani skasowała, cały czas podejrzliwie łypiąc spod krzaczastych brwi. Ja sięgam do kieszeni a tam… no właśnie nic. Portfel został w domu. Dokumenty też. Telefon co prawda mam (taki odruch – zawsze biorę) ale z domu nikt mi tego nie przywiezie, do znajomych dzwonić zdecydowanie za wcześnie, samochód unieruchomiony kilkaset metrów dalej, zresztą i tak nie mam na paliwo. No to wtopa na całego.

Myślę sobie, żeby poprosić o darowanie tej bułki, ewentualnie zostawić kluczyki od auta, podreptać te 3 km po kasę zapłacić… nie zdążyłem wymyślić nic mądrzejszego bo młodsza z pań za ladą już zdążyła zadzwonić po policję. Jakbym się po raz trzeci zastanowił to domyśliłbym się skąd ją znam i być może wykaraskałbym się z tej niezręcznej sytuacji, ale jak już pisałem wcześniej: głód, stres…
Przyjechali dość szybko, nie chcieli słuchać tłumaczeń, zabrali do siebie. Złożyłem obszerne wyjaśnienia dwóm osiłkom, ale na potwierdzenie swoich słów miałem tylko telefon i kluczyki do auta stojącego kilka kilometrów dalej. Kiwali tylko głowami i widać było, że ich wersja jest standardowa: bezdomny, wczoraj popił i teraz chce naciąć sklep na darmowe śniadanie, a fanty może ukradł.
Tłumaczyłem, że wszystko mogę udowodnić, wystarczy żeby mnie dotransportowali do domu, ale oni na to, że usług transportowych nie prowadzą, poza tym nie ich rejon. Tu już mnie zaczęli irytować, adrenalina mi się zaczęła sączyć do krwi (może dlatego włączyło mi się myślenie) to zaproponowałem, żeby zadzwonili do sąsiada, który przyjedzie, potwierdzi tożsamość i zabierze mnie do domu. Oni na to, że jakby tak w każdego sprawie mieli dzwonić… Nie bardzo pamiętam ale chyba zacząłem krzyczeć, bo do pokoju wpadł jakiś starszy stopniem człowiek, złapał się za głowę, kazał być cicho, dał do łapy telefon, pozwolił zadzwonić.

Zadzwoniłem do Mirka, na szczęście był jeszcze na służbie. Mirek – jak już kiedyś pisałem – jest moim sąsiadem a przy okazji policjantem z sąsiedniego komisariatu. Przyjechał w miarę szybko, radiowozem, a jakże, wytłumaczył, poświadczył, odstawił do domu. Miałem się tylko stawić po południu na komisariacie z dokumentami, żeby w papierach grało.

W domu ochłonąłem, ogarnąłem się (jak spojrzałem w lustro to trochę przestałem się dziwić tym wszystkim reakcjom :) - w końcu „jak cię widzą tak cię piszą”) i poszedłem do pracy.

Wracając zajechałem na komisariat. Osiłków nie było, opowiedziałem swoją historię innemu policjantowi, któremu mój wizerunek widocznie nie pasował do opisu pijanego bezdomnego, bo długo nie mógł zrozumieć o co chodzi. Odszukał jednak papiery, sprawdził dane, podpisałem i odjechałem. Pomyślałem też, że warto byłoby oddać w sklepie „zjedzone” 40 groszy, jednak pojechać postanowiłem tam dopiero dziś, co okazało się całkiem dobrym pomysłem i jednocześnie pokazuje nieprzewidywalność losu i rację przysłowia o sprawiedliwym Panu Bogu. No dobra, z tą racją to przesadziłem – okazał się być bardzo rychliwy.

Otóż zszedłem sobie dziś na parter do sekretariatu i spotkałem… młodszą z kobiet która tak ochoczo dzwoniła po policję tego feralnego dnia. Podobno jakiś nowy nabytek w dziale ale ja tam schodzę rzadko co wyjaśnia fakt, że nie poznałem jej od razu. Ona też mnie nie poznała pewnie z racji zgoła odmiennego (czytaj „cywilizowanego”) wyglądu. Przywitałem się grzecznie uśmiechnąłem i wziąłem z zaskoczenia:
- Ten sklep to pani mamy jest?
Zdębiała ale zdołała jakoś odpowiedzieć.
- Yyyy tak.
- Aha, to proszę oddać jej te 40 groszy za bułkę i powiedzieć, że bezdomny pijak przeprasza raz jeszcze. Podałem drobne, pożegnałem się i wyszedłem. Jej minę i rumieńce jeszcze mam przed oczami i z dużą satysfakcją je wspominam – nie ukrywam.

No i ostatnie przysłowie do potwierdzenia: „nie ma tego złego…”. Będzie się z czego pośmiać przy sąsiedzkich grillach. :)

...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (314)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…