Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#44388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Służba zdrowia wdzięcznym tematem do marudzeń jest, toteż i ja pomarudzę.

Swego czasu wynajmowałam mieszkanie w mieście dla mnie ówcześnie obcym, gdzie znajomych za bardzo nie miałam, rodziny też nie. Ogólnie rzecz ujmując na własne siły skazana byłam. Zdarzyło się, że zachorowałam. Ot, porządne zapalenie płuc, niby nic takiego, ale człowiek ledwo łazi i na oczy patrzy. Zacisnąć zęby trzeba było i przetrwać cholerstwo, z odpowiednimi lekami rzecz jasna. Do rzeczy więc.

Mając dość wysoką gorączkę, rozpoczęłam zmywanie (no cóż poradzić, czasem trzeba niezależnie od stanu zdrowia) i szklanka pękła mi w ręce. Dosłownie. Jakim cudem, nie wiem. Ale wiem, że zlew zaczął być szkarłatny, mnie się ciemno przed oczami zrobiło i zauważyłam, że podziabałam sobie szkłem nadgarstek w sposób, w który nie powstydziłby się zdesperowany samobójca.

Krew nie chciała przestać lecieć, za bardzo do nikogo zadzwonić nie mogłam, coraz mi gorzej było ustać, bo w końcu choróbsko też robiło swoje, więc wyleciałam na korytarz, zapukałam do sąsiada, którego też nie znałam za bardzo, ale coś trzeba było zrobić. Ten otworzył, zobaczył, zrobił się blady i wezwał karetkę. Po czym zamknął drzwi. Nie winię go absolutnie, bo wystarczyło, że ja tu jedna padałam na twarz. Przynajmniej na pogotowie zadzwonił.

Siedzę i czekam na pomoc, krew sobie kapie wąskim strumyczkiem, mnie się jakoś coraz gorzej robi. Dobra, są panowie w końcu. Weszli, rozsiedli się i zaczęła się pogadanka. Lekarz popatrzył się na mnie, westchnął ciężko i zaczął zadawać pytania: czy się narkotyzuję? Albo czy jestem pijana? A może jeszcze coś gorszego (ciekawe co)? A może mam problemy rodzinne? A jeżeli mam i chce się pociąć, to niech nie mieszam do tego pogotowia. Że przeze mnie i mnie podobnych ginie mnóstwo ludzi na ulicach stołecznego miasta, bo oni się muszą zajmować pierdołami.

Osłupiałam kompletnie, próbowałam tłumaczyć, że jestem trzeźwa, że zapalenie płuc, że tu są leki. A on dalej nawijał. Krew kapie na podłogę, sanitariusz znudzony ogląda moje filmy DVD, mnie jest coraz gorzej, lekarz nie ustaje w tyradach.

Ostatnie, co pamiętam, zanim urywał mi się film, to słowa biednego sanitariusza, który powiedział coś w rodzaju "Ej stary, może my to jednak opatrzymy albo co?"
Wywiad środowiskowy i analiza psychologiczna chyba jednak winna nastąpić po a nie przed.

A to tylko głupia szklanka... :)

służba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 607 (671)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…