Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#44616

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam sobie od początku roku akademickiego na pięknym, nowym, deweloperskim osiedlu, jednym z wielu w okolicy, na przedmieściach dużego miasta. Ładna okolica, wzgórza, dolinki, mały lasek obok. Miejsce upodobane przez emerytów i rodziców z dziećmi (najczęściej w wieku wózkowo-przedszkolnym), więc cisza, spokój i sielanka.
Nie na sąsiadów chcę tu zresztą narzekać, o nie.
Jak już wspomniałam, cała dzielnica składa się z osiedli deweloperskich. Każde jednak z nich podlega innemu właścicielowi. Problemu nie było, póki nie było śniegu.
Gdy ten spadł...
No cóż, w granicach osiedli wszystko jest perfekcyjnie odśnieżone bądź grubo posypane piaskiem, coby się ludzie nie pozabijali. Poza granicami niech ktoś inny odśnieży. Ale kto, skoro miasto upiera się, że drogi dojazdowe i przyległe chodniki również należą do deweloperów, a deweloperzy odbijają piłeczkę w kierunku miasta?
Efekt - do wczoraj błoto pośniegowe zalegające na całej szerokości chodnika (uwierzcie na słowo, mi, 21-letniej, w miarę zdrowej studentce, ciężko się szło na tramwaj pod górkę, a co dopiero jakiejś mamie z wózkiem zawierającym pociechę i opcjonalnym drugim brzdącem uczepionym płaszcza). Dzisiaj ta ciapa zamarzła i jest jeszcze zabawniej. A chodzić trzeba, bo linia tramwajowa i przystanek autobusowy uwożący z tego zakuprza w kierunku cywilizacji są na głównej arterii, będącej przy okazji najwyższym punktem w okolicy.

Czuję, że deweloperzy i miasto do końca zimy się nie dogadają, a okoliczne prywatne przychodnie zarobią kupę kasy na leczeniu złamań.

miasto vs. wszyscy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…