Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#44895

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dość stara, bo działa się parę lat temu.
Jechałam w grudniowy, mroźny poranek autobusem. Po ponad półgodzinnej podróży nadszedł moment, kiedy autobus dojeżdżał do ostatniego przystanku i chcąc nie chcąc, musiałam zebrać swoje cztery litery i udać się w stronę drzwi. Wstałam i dostrzegłam, że w autobusie zostałam już tylko ja, jakiś nastolatek i mały, na oko pięcioletni chłopczyk.

Myślę sobie - pewnie to rodzina, ale siedzą na innych siedzeniach. W końcu kto normalny pozwoliłby takiemu małemu dziecku jechać samemu autobusem? Autobus staje na przystanku, wysiadam, koło mnie przebiega nastolatek i leci w kierunku pobliskiego gimnazjum. Odwracam się i widzę, że malec dalej stoi w autobusie i patrzy smutnie w podłogę. Wchodzę więc z powrotem do autobusu i zagaduję do chłopczyka:

[Ja]: Heeej, mały. Dlaczego nie wysiadasz?
[Chłopczyk]: Nie wiem...
[J]: Jak to nie wiesz? To już ostatni przystanek. Co Ty tutaj robisz sam?
Chłopczyk nic nie mówi, patrzy ciągle w dół. A kierowca z przodu autobusu krzyczy, żebyśmy wysiadali, bo On ma przerwę i mu się śpieszy. No to co tu robić? Przecież nie zostawię malca samego. Podaję mu rękę i proponuję, że pójdziemy na gorącą czekoladę. Mały od razu się rozpromienił, rękę mi podał i poszliśmy do kawiarni przy dworcu.

Siedzieliśmy przy stoliku czekając na nasze zamówienie, mały bawił się plastikowym wazonikiem, a ja próbowałam się czegoś więcej dowiedzieć, zadając ciągle pytania. I co się okazało? Mały ma na imię Michaś i rano czekał z mamą na autobus, ale drogi zasypało i był strasznie opóźniony. Mama była strasznie zdenerwowana, bo śpieszyli się, żeby odwieźć go do babci. Paliła papierosa jednego za drugim. W końcu przyjechały autobusy, dwa, jeden po drugim. Na przystanku ludzi pełno, wszyscy zaczęli się pchać do drzwi, a Michaś zgubił matkę z oczu. Widział jedynie, że do jednego z autobusu wsiada osoba ubrana tak jak jego mama, to pobiegł i wsiadł za nią. Jak ludzi w autobusie zaczęło być mniej, to Mały dostrzegł, że to nie jego mama, tylko jakaś obca kobieta. Więc stał tak ciągle w autobusie myśląc, że mama po niego wróci.

Byłam w lekkim szoku, ale próbowałam się dowiedzieć czegoś więcej. Gdzie mieszka mama, babcia, ktokolwiek z rodziny? Gdzie chodzi do przedszkola? Nie wiedział nic. Podano nam zamówienie, Michaś zaczął pochłaniać ciastko popijając czekoladą, a ja zdecydowałam się zadzwonić na policję. Bo cóż innego mogłam zrobić? Dzwonię raz, dzwonię drugi raz, dzwonię trzeci. Szlag by to trafił, głucho. No to dzwonię na 112. O dziwo - dodzwoniłam się. Po długich wyjaśnieniach i przełączeniach, miły Pan mnie poinformował, że mam pojechać na najbliższy komisariat policji.

Przyjechaliśmy. Po rozmowie Michasia z Panią Psycholog, zebraniem moich zeznań i sprawdzeniem wszystkich informacji - dodzwonili się do mamy Michasia, która obiecała jak najszybciej na komisariacie się zjawić.

Zjawiła się naprawdę, bardzo szybko. W końcu to tylko trzy godziny, nie śmiałabym narzekać. Pani Mama najpierw poszła złożyć zeznania, a potem została przyprowadzona przez Pana Policjanta do pokoju, gdzie czekałam ja, Pani Psycholog i Michaś. Nie liczyłam na jakieś wielkie podziękowania, ale chociaż na jakieś drobne "dziękuję"? Chyba się przeliczyłam, i to jak..

Wchodzi Pan Policjant, otwiera drzwi i zaprasza Panią do środka. Pani Mama wchodzi, a właściwie to czołga się do pokoju. Od progu słyszę krzyk:
[PM]: To Ona, Panie! To Ona! Jestem pewna! To Ona!
Patrzę na Panią Mamę, potem na Pana Policjanta, Potem znów na Panią Mamę i nadal nie wiem, o co chodzi. Pani Mama rzuca mi pogardliwe spojrzenie i podbiega do Michasia, łapie go za rękę, ciągnie do siebie z całej siły i rzecze:
[PM]: Jak dobrze, że jesteś cały. Wiesz, jak się martwiłam? Nic Ci nie zrobiła ta wariatka?! O mój kochany, tititi. Buzi daj mamusi!
Michaś się odsuwa, Pani Mama wstaje, odwraca się i zwraca do Pana Policjanta:
[PM]: Panie, nic Pan nie zrobisz z tą wariatką?!
Zrobiło mi się trochę bardziej gorąco i czułam, że zjeżdżam z krzesła. Mowę mi odjęło.
[Policjant]: Jest Pani pewna, że to ta Pani?
[PM]: Tak! Mówiłam przecież, pewna jestem!
Pan Policjant zaprasza mnie zatem do pokoju przesłuchań.

Nie muszę chyba mówić, że zostałam oskarżona o uprowadzenie dziecka?

Nie wiem, jaką logiką posługiwała się ta Pani (bo w końcu jaki normalny człowiek porywałby dziecko, a potem sam je odwoził na komisariat?), ale jednak.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1265 (1329)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…