Historia z giełdy samochodowej na przełomie wieków.
Nie byłem jej uczestnikiem. Po prostu wszystko widziałem, szukając dla siebie samochodu a może sprzedając stary... Takich szczegółów nie pamiętam. Pamiętam natomiast pogodę - wczesna wiosna, zimno, padający deszcz ze śniegiem.
Pośród samochodów do sprzedania wyróżniał się kilkuletni Mercedes CLK - na owe czasy w Polsce niezły rarytas. Jak przypuszczam również dla złodziei. Sprzedającym był starszy, dosyć dystyngowany pan.
W pewnym momencie do samochodu podeszło dwóch policjantów. Otworzyli drzwi i kazali sprzedającemu wysiąść. Kiedy to zrobił, został popchnięty na maskę samochodu, zmuszony do rozstawienia nóg i zakuty w kajdanki z rękoma z tyłu. Cóż - wzorowa akcja, prawda?
Kiedy "groźny bandyta" leżał już w błocie na masce swojego samochodu, jeden z policjantów połączył się (jak przypuszczam) z centralą. Wymiana zdań przez radio trwała około 10 minut. Podawał dane kierowcy z jego dokumentów, dane samochodu, itp.
Po około 10 minutach radio zatrzeszczało ponownie. Bohaterscy obrońcy prawa popatrzyli po sobie a ten, który rozmawiał przez radio, rzucił krótkie "K***, to nie ten".
Bez słowa zdjęli kajdanki z rąk "bandyty" i odeszli, zostawiając go ubłoconego i przemoczonego.
Rozumiem możliwość pomyłki. Rozumiem konieczność zachowania środków ostrożności. Ale braku choćby najzwyklejszego "przepraszamy" już chyba nie zrozumiem...
P.S. Proponowałem "bandycie" swoje zeznania, gdyby chciał składać skargę. Machnął tylko ręką z rozgoryczeniem.
Nie byłem jej uczestnikiem. Po prostu wszystko widziałem, szukając dla siebie samochodu a może sprzedając stary... Takich szczegółów nie pamiętam. Pamiętam natomiast pogodę - wczesna wiosna, zimno, padający deszcz ze śniegiem.
Pośród samochodów do sprzedania wyróżniał się kilkuletni Mercedes CLK - na owe czasy w Polsce niezły rarytas. Jak przypuszczam również dla złodziei. Sprzedającym był starszy, dosyć dystyngowany pan.
W pewnym momencie do samochodu podeszło dwóch policjantów. Otworzyli drzwi i kazali sprzedającemu wysiąść. Kiedy to zrobił, został popchnięty na maskę samochodu, zmuszony do rozstawienia nóg i zakuty w kajdanki z rękoma z tyłu. Cóż - wzorowa akcja, prawda?
Kiedy "groźny bandyta" leżał już w błocie na masce swojego samochodu, jeden z policjantów połączył się (jak przypuszczam) z centralą. Wymiana zdań przez radio trwała około 10 minut. Podawał dane kierowcy z jego dokumentów, dane samochodu, itp.
Po około 10 minutach radio zatrzeszczało ponownie. Bohaterscy obrońcy prawa popatrzyli po sobie a ten, który rozmawiał przez radio, rzucił krótkie "K***, to nie ten".
Bez słowa zdjęli kajdanki z rąk "bandyty" i odeszli, zostawiając go ubłoconego i przemoczonego.
Rozumiem możliwość pomyłki. Rozumiem konieczność zachowania środków ostrożności. Ale braku choćby najzwyklejszego "przepraszamy" już chyba nie zrozumiem...
P.S. Proponowałem "bandycie" swoje zeznania, gdyby chciał składać skargę. Machnął tylko ręką z rozgoryczeniem.
Giełda samochodowa
Ocena:
773
(825)
Komentarze