zarchiwizowany
Skomentuj
(20)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Pracuję w firmie wyposażającej serwisy samochodowe. Tym razem jednak, dla odmiany, przedstawię historię z punktu widzenia klienta takiego przybytku. W moim odczuciu żałosną. I odnoszę się tu oczywiście do polityki firmy a nie postępowania pracownika, który (jak zakładam) sam procedur nie wymyślił.
Odprowadzałem kiedyś jeden z samochodów firmowych na przegląd do serwisu marki, kojarzącej się z przenośnymi toaletami ;-)
Jako że przebieg pojazdu niemały (około 300 tys. km) to i zakres przeglądu (zgodnie z procedurami serwisowymi) rozszerzony (m.in. wymiana oleju w skrzyni biegów itp.).
Koszt przeglądu (w tym materiały eksploatacyjne) to, bagatela, 1700 złotych. Można to oczywiście załatwić w zwykłym warsztacie za najwyżej połowę tej ceny ale cóż - nie moje pieniądze, nie moja decyzja.
W poczekalni serwisu rzecz jasna "złote klamki i marmury", gratisowa kawa, herbata. Wszelkie wygody.
Przekazuję samochód doradcy, ustalam z nim szczegóły. Oczywiście wszelkie ewentualne usterki, wykryte w czasie przeglądu, usunięte mogą być za dodatkową opłatą.
W pewnym momencie pada pytanie - "Czy uzupełnić płyn w spryskiwaczach? Nie jest to niestety objęte zakresem przeglądu. Ale mamy promocję. Tylko 4 złote za litr!".
Każdy ocenia po swojemu. Dla mnie to nieco żałosne w zestawieniu z ogólnym zakresem i ceną usługi...
PS: Po odebraniu samochodu sprawdziłem na fakturze. Przy łącznej cenie usługi ponad 4 tysiące złotych (znalazły się oczywiście "drobne" usterki do usunięcia) serwis nie omieszkał doliczyć 8 złotych za płyn do spryskiwaczy. Miał oczywiście do tego pełne prawo ale na miejscu właściciela serwisu wstydziłbym się takiego postępowania.
PS2: Porównując chociażby z polityką firmy, w której pracuję - jeżeli naprawiając urządzenia u naszego klienta zużyjemy np. 2 metry przewodu i kawałek izolacji to nie doliczamy ich do faktury.
Odprowadzałem kiedyś jeden z samochodów firmowych na przegląd do serwisu marki, kojarzącej się z przenośnymi toaletami ;-)
Jako że przebieg pojazdu niemały (około 300 tys. km) to i zakres przeglądu (zgodnie z procedurami serwisowymi) rozszerzony (m.in. wymiana oleju w skrzyni biegów itp.).
Koszt przeglądu (w tym materiały eksploatacyjne) to, bagatela, 1700 złotych. Można to oczywiście załatwić w zwykłym warsztacie za najwyżej połowę tej ceny ale cóż - nie moje pieniądze, nie moja decyzja.
W poczekalni serwisu rzecz jasna "złote klamki i marmury", gratisowa kawa, herbata. Wszelkie wygody.
Przekazuję samochód doradcy, ustalam z nim szczegóły. Oczywiście wszelkie ewentualne usterki, wykryte w czasie przeglądu, usunięte mogą być za dodatkową opłatą.
W pewnym momencie pada pytanie - "Czy uzupełnić płyn w spryskiwaczach? Nie jest to niestety objęte zakresem przeglądu. Ale mamy promocję. Tylko 4 złote za litr!".
Każdy ocenia po swojemu. Dla mnie to nieco żałosne w zestawieniu z ogólnym zakresem i ceną usługi...
PS: Po odebraniu samochodu sprawdziłem na fakturze. Przy łącznej cenie usługi ponad 4 tysiące złotych (znalazły się oczywiście "drobne" usterki do usunięcia) serwis nie omieszkał doliczyć 8 złotych za płyn do spryskiwaczy. Miał oczywiście do tego pełne prawo ale na miejscu właściciela serwisu wstydziłbym się takiego postępowania.
PS2: Porównując chociażby z polityką firmy, w której pracuję - jeżeli naprawiając urządzenia u naszego klienta zużyjemy np. 2 metry przewodu i kawałek izolacji to nie doliczamy ich do faktury.
Serwis.
Ocena:
81
(193)
Komentarze