Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46113

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak się ma miękkie serce, trzeba mieć twarde cztery litery.
Życie nie raz, nie dwa udowadnia trafność tej tezy. Co z tego, skoro pamięć mam doskonałą, choć krótką? O tym, jak chcąc komuś pomóc, sama sprowadziłam na siebie przykrości (lawinowe).

Od dłuższego czasu mieszkamy z lubym za naszą zachodnią granicą. Mama moja i mama mojej drugiej połówki, na pomysł o przeprowadzce bliżej nas (w końcu starość nie radość, samotność tym bardziej), stwierdziły zgodnie, że starych drzew się nie przesadza i konsekwentnie się tego trzymają, także mieszkają w Polsce.
Nigdy specjalnie nie przepadałam za moją teściową (z wzajemnością). Od dnia kiedy się poznałyśmy, wiedziałam, że współpraca między nami raczej do miłych należeć nie będzie. Słowem wyjaśnienia: ‘Mamusia wszystko wie najlepiej, jest światowa, obyta, dosłownie ‘ą, ę’’ tylko niestety, przy takim podziale talentów i zalet u Stwórcy, nie starczyło miejsca na odrobinę taktu i kultury. Cóż.. nie można mieć wszystkiego.

Jakiś czas temu teściowa zaczęła chorować. Przykro mi się zrobiło, kiedy (z jej relacji) dowiedziałam się, że czuje się samotna, niechciana, odtrącona. Poniekąd sama obwiniałam się za taki stan rzeczy, wszak możliwie najlepiej unikałam z nią kontaktu (pasywnie, migając się od rozmów i zbyt częstych odwiedzin). Ruszona sumieniem postanowiłam zaprosić ją do nas na jakiś czas, żeby zmieniła nieco środowisko, pobyła z synem, ogólnie wróciła do względnej normy. Teściowej nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ustaliłyśmy, że pobędzie u nas dwa tygodnie.

Równy tydzień po ustaleniach, mama lubego zjawiła się w naszym domu.
Na wstępie oświadczyła, że ONA stwierdziła, że na dwa tygodnie to nie warto jej się ruszać z domu i postanowiła zostać u nas tygodni pięć. Pomijam już fakt, że podróż w tą i z powrotem opłaciliśmy my, coby nie obciążać kosztami emerytki. W jakim sensie jej się nie opłacało? Do tej pory się zastanawiam i do żadnego sensownego wniosku dojść nie potrafię. Byłam tak zaskoczona jej władczą postawą, że właściwie zabrakło mi słów. Odpuściłam, co okazało się brzemienne w skutkach. To był dopiero wierzchołek góry lodowej.

Następnego dnia (poniedziałek) mąż wyszedł do pracy jak zwykle, czyli w godzinach bardzo wczesno porannych, kiedy mamusia jeszcze spała. Ja w swoich obowiązkach mam uczelnię, także dość wcześnie wstaję również. Wiecie – ogarnięcie się, kawa, śniadanie i w drogę. Nie chciałam kobiety budzić – bo i po co? Szykuję się więc jak co dzień i w chwili przywdziewania przeze mnie butów, wstaje ona z hejtem wypisanym na twarzy.

(T)eściowa, (J)a.

T: Gdzie mój syn?
J (lekka konsternacja): Wyszedł do pracy. Będzie około 16:00 w domu.
T (z totalnym zniesmaczeniem): A ty gdzie wychodzisz?
J: Na uczelnię. Mamy dzień roboczy, obowiązki wzywają.
T: To gości samych w domu zostawiasz? A śniadanie kto zrobi?

Krew mnie w tej chwili zalała, tym bardziej, że teściowa doskonale wiedziała jakie obowiązki mamy na co dzień i raczej nie da się z nich zrezygnować na dwa tygodnie, a zwłaszcza na pięć, jak odgórnie ustaliła. Kulturalnie więc wskazałam jej lodówkę oraz inne potrzebne i zaproponowałam samoobsługę. Spotkało się to z oburzeniem, bo (cytuję) ‘ONA przyjechała w gości’.
Witki mi opadły. Byłam już w stopniu wysoko podniesionego ciśnienia, odparłam więc tylko, że gości ma się maksymalnie przez kilka dni. Po ich upływie gość otrzymuje status tymczasowego domownika.
Mamusia się zapowietrzyła, a ja wykorzystując ten fakt prędko się pożegnałam i czmychnęłam z domu.

Pominę już dialog jaki się wywiązał po moim powrocie do domu. Nie zdążyłam jeszcze zdjąć kurtki, kiedy teściowa NATYCHMIAST zażądała obiadu, bo ona cały dzień głodna jest. Czyli do godziny 14:00 nie zdążyła jednak odwiedzić kuchni, konsekwentnie upierając się przy swoim. Obiad pojawił się niecałą godzinę później, co skwitowała jedynie tym, że ona nie jada żółtego sera (schabowe z piersi kurczaka zapiekane z serem i pieczarkami) i że ogólnie to jej nie smakuje. Nie zdziwił mnie jednak fakt, że gdy mieliśmy z lubym ochotę na tosty, rzuciła się na nie i bez jednego zająknięcia wpieprzała żółty ser w nich zawarty. Generalnie bardzo podobnie było przez cały czas jej pobytu. Przebolałam. :)

Sytuacji różnych było mnóstwo. Zdecydowanie za dużo, by tu opisać, chociaż zastanawiam się nad podzieleniem ich na różne, oddzielne historie (o ile ta przypadnie Wam do gustu). Wspomnę jedynie, że w ciągu pierwszego tygodnia pobytu, mamusia stłukła komplet filiżanek w ilości sztuk sześciu. I to na raz, jakim cudem – nie wiem, oraz porcelanowego czajniczka do parzenia herbaty, który w naszej rodzinie był od 3 pokoleń. Ponadto porysowała świeżo zakupiony drewniany stół jadalniany, w przeciągu następnego tygodnia zaczęły padać mi kolejno wszystkie kwiaty (dolewała tam czego, czy jak?), oczywiście przez cały ten okres kłóciliśmy się z mężem na potęgę, o byle pierdoły, zwykle wywoływane jej wścibstwem, dopowiedzeniami, podjudzaniem mojego lubego, lub wymyślaniem różnych niemiłych incydentów, takich, które niby ja spowodowałam, jednak kiedy zaczęła robić porządki w szafach, miarka się przebrała.

Prawdą jest, że żebym nie wiem jak starała się utrzymać porządek w szafie, zwykle po tygodniu od ułożenia w niej ciuchów, zawsze powstaje mimowolnie ;) bajzel. Nie obligowało to jednak mojej teściowej do robienia w niej porządków, zwłaszcza bez mojej wiedzy i pozwolenia.
Sam fakt może i byłby miły, gdyby nie to, że jednak są to moje osobiste rzeczy, oraz to, że Mamusia postanowiła wyrzucić rzeczy, w jej opinii niepotrzebne.

Kiedy wracałam z uczelni do domu, spotkałam ją dążącą dzielnie w kierunku śmietnika z torbą jak u Świętego Mikołaja w Wigilię. Dwie mniejsze stały już – jak się okazało – obok kontenera.

Jestem człowiekiem o silnych nerwach i sporej cierpliwości, jednak tego już było za wiele. Z furią wyrwałam jej torbę, wróciłam po dwie już ustawione w śmietniku i wróciłam do domu. W odwecie zaczęłam dopakowywać jej walizkę w celu wcześniejszego odprawienia... cóż... intruza do jego własnego domu.

Jak się okazało, nie wszystkie rzeczy spisała na straty. Niektóre przywłaszczyła sobie twierdząc, że do niej eleganckie ubrania pasują, do mnie już nie bardzo.
Stwierdziła jeszcze, że wyrzuciła już wprost do kontenera wszystkie te (uwaga!) porno szmaty, które trzymałam w szafie i że pewnie zamiast uczęszczać na wykłady, doprawiam rogi jej synowi, o czym zdążyła go już niezwłocznie poinformować.
Mąż wówczas zrozumiał, jaką zołzą jest jego własna matka. Po tych incydentach naprawdę nietrudno się zorientować... Jaką jędzą trzeba być, by psuć małżeństwo swojego jedynego syna, a także jego dobytek?

Porno szmaty to bielizna, którą mąż osobiście mi prezentuje. Naprawdę gustowna i przyjemna dla oka. :)
Mamusia wyjechała z hukiem po dwóch tygodniach. Coś czuję, że długo się u nas nie pojawi.

teściowa rodzina odwiedziny

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1231 (1307)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…