Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46756

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pewnych przyczyn, musiałam wyprowadzić się od rodziców i zamieszkać z rodziną, bardzo bliską, co ważne. On [O]i żona[Z], przed trzydziestką, oboje piekielni. On pracuje w dużej firmie, zarabia sporo, ona siedzi w domu i nie robi nic. Rodzice płacą im co miesiąc X00 zł, za mój osobny pokój, rachunki i jedzenie. Niestety nie mam możliwości zmiany mieszkania, nie mam do kogo się wynieść, więc wszystko muszę cierpliwie znosić.

Gdy tylko się wprowadziłam usłyszałam pewne zasady:

1. Mycie.

[Z] Nie będziesz kąpać się codziennie.
Ja wielkie WTF, bo przepraszam bardzo ale chociaż 5-minutowy prysznic wieczorem to moim zdaniem rzecz normalna, nie muszę tłumaczyć dlaczego.
[Ja] No ja będę brała chociaż szybki prysznic.
[Z] No tak, zapomniałam że ty jesteś taka czyścioszka jeb***a.
[Ja] No sorry, ale człowiek się poci i w ogóle...
[Z] No i co z tego? Są dezodoranty, wystarczy że się wypryskasz i pachniesz. Ja tak robię. Nie mówię latem, ale teraz zimą po co się codziennie kąpać, wystarczy raz na tydzień. Chyba, że mam okres to sobie ci**ę podmyję.
[Ja] A co z praniem?
[Z] No ja wiem, że ty się codziennie przebierasz i bluzki od razu do kosza wkładasz... a to przecież można kilka dni nosić pod rząd tę samą bluzkę, jak nie ma plam to nawet dwa tygodnie...

Powiedziałam, że oni mogą robić co chcą, ja prysznic będę brała codziennie skoro płacę za rachunki. Swoją drogą mówi to kobieta, która bez makijażu na klatkę schodową nie wyjdzie, ubiera się w modnych i drogich sklepach, dużo kasy wydaje na biżuterię, dodatki i perfumy.

2. Sprzątanie.

Może jestem dziwna, staroświecka, zacofana itp., ale moim zdaniem kobieta, która cały dzień spędza w domu bo nie pracuje, powinna utrzymywać w domu porządek, prawda? Nie. Sprzątam ja i On. Oczywiście to mi przypada sprzątanie kuchni po świętach, sylwestrze i większym gotowaniu (rzeczy, których nie jadłam). Ona nie robi nic, co gorsza jest straszną bałaganiarą, a o wszystko obwinia nas.

Ja sprzątam większość, jedno z nich pomyje raz w tygodniu lub pozamiata. Z wysoką gorączką musiałam w weekend rano posprzątać klatkę schodową (mieszkają w bloku). Dobrze rozumiem zasady podziału obowiązków?
Kiedyś wszyscy upominali mnie o noszenie kapci, teraz sama je zakładam by nie pobrudzić sobie skarpetek, bo Żona nie raczy pozamiatać.

3. Jedzenie.

Teoretycznie rodzice płacą także za jedzenie. Czemu teoretycznie? Zjadłam tam w ciągu kilku miesięcy 4 obiady. Kilka razy inna osoba z rodziny (nazwijmy ją Basia) zaprosiła mnie do siebie na obiad bo gotuje o niebo lepiej, a jedna porcja nie robi jej różnicy. Od tego czasu On i Zona tak się przyzwyczaili, że już nawet nie pytają mnie czy chcę zjeść z nimi. Nawet jeśli wiedzą, że tego dnia do Basi nie idę. A ja zaczęłam jadać tam regularnie.

Potrafią przy mnie jeść obiad i nie spytać czy chcę porcję. Dobra, może myślą że jednak do Basi pójdę? Lub nie jestem głodna?
Potrafią także zamówić pizzę i jeść ją na moich oczach, nie pytając czy chcę kawałek. Tak samo ze słodyczami i przekąskami. Ale gdy On (łasuch) zobaczy w moim pokoju coś słodkiego to częstuje się bez wahania, nawet gdy mówię mu wprost, że ma tego nie robić.

W lodówce mam swoją własną półkę i nawet herbatę mam oddzielną. Przypominam, że płacę za jedzenie, ale nawet masła nie używam ich. Działa to w drugą stronę - moje jogurty znikają. Nie muszą się bać, że coś im zabiorę, ponieważ ani on, ani ona nie uznają terminów ważności. Gdy otwiera się lodówkę to zapach powala na ziemię, a na produktach tworzy się nowa forma życia.

4. Święta.

Może nie jestem zbyt religijna, ale lubię atmosferę świąt i kolację w gronie rodziny. Dodatkowo były to pierwsze święta spędzone bez rodziców, co było trudne ponieważ bardzo za nimi tęskniłam. Zaznaczę tutaj, że w święta nie lubię się obżerać.
Wpada raz do mnie On do pokoju i mówi:
[O] Co będziesz jadła na święta?
[J] Pewnie tylko trochę X i kawałek Y.
[O] To jedziesz z nami na zakupy przedświąteczne, trzeba kupić kilka rzeczy.
[ja] Jasne.
[O] Dołożysz się do zakupów, nie?
[Ja] Co?? Przecież dostajesz X00 zł na jedzenie, a ja u was i tak nie jem, więc...
[O] Nie wkur***j mnie! Chcesz żreć to daj!
[Ja] To ja nie będę jadła. Kupię sobie coś.

On wyszedł, a ja się rozryczałam, bo wszystkiego się spodziewałam, ale nie czegoś takiego. W końcu to rodzina, a ja nie zarabiam, bo wciąż się uczę.

W Wigilię przy stole warknął do mnie:
- Jedz, nawet jeśli nie zapłaciłaś...

Zjedliśmy, czas na prezenty. Ona dostała biżuterię za kilkaset złotych, on prezent o trochę mniejszej wartości. Pomyślałam, że skoro rodzina to kupię im coś i miałam w pokoju dwie czekolady (na nic więcej mnie nie stać, skoro sama kupuję jedzenie). Ona obdarowana, on obdarowany patrzą na mnie oboje i mówią:
- Ooooj jacy my okropni, he he he. Nic Zakrenconej nie kupiliśmy, jesteśmy tacy źli, he he he.
Tak przykro nie zrobiło mi się nigdy. Tym bardziej, że wcześniej pytali czy ja mam coś dla nich, bo oni mi coś kupią. Było mi głupio, że mam dla nich tylko po czekoladzie, ale w końcu nie dałam im nawet tego.

Dla kogoś mało piekielnie? On to mój starszy brat. Nie kuzyn, nie wujek, nie obca osoba. Brat.

współlokarorzy rodzina

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1509 (1699)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…