Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając dziś książkę pt. „Gniewny nastolatek”, przypomniałam sobie historię, która wydarzyła się ok. dwóch lat temu. Wtedy to odpowiedziałam na ogłoszenie pewnej młodej mamy, szukającej dorywczej niani dla trzylatka.

Kiedy przybyłam o oznaczonej godzinie, okazało się, że nikogo nie ma w domu. Telefon, pani odbiera, tak, już jadą, mieli mały problem. Zaczekałam około kwadransa i pojawili się: ona, sympatycznie wyglądająca dwudziestojednoletnia dziewczyna, wlokąca za rękę rozwrzeszczane dziecko. Przekrzykując małego, wyjaśniła, że chłopiec często wpada w takie histerie i że najprawdopodobniej uspokoi się w mieszkaniu.

A mieszkanie – nie skłamię, kiedy powiem, że wyglądało jak pobojowisko. Wszędzie poniszczone zabawki, ubranka, połamane kredki... wyraźnie skrępowana pani wyjaśniła, że chłopiec nie pozwala sprzątać – nie lubi porządku i dlatego pozwala mu na ten bałagan.

Zasiadłyśmy w fotelach i zaczęłyśmy rozmawiać. W tym czasie dziecko bawiło się, ale w tak agresywny sposób, że każdy, kto miał minimalny kontakt z psychologią czy pedagogiką, przeraziłby się intensywnością działań – na przykład, dźgał kredką w papier, zamiast rysować, rzucał zabawkami, zrzucał ze stołu talerzyki (plastikowe, jak wyjaśniła pani, żeby sobie nie zrobił krzywdy. Kiedy zrzucił talerzyk z ciastkiem, kobieta nie zareagowała, w milczeniu zebrała resztki i wyrzuciła do kosza).

Zapytałam, czy dziecko ma jakieś problemy, pani wyjaśniła, że wychowuje go sama i jest „trochę rozpieszczony”. Potrzebowała kogoś, kto za zawrotną kwotę 5 zł za godzinę zostałby z nim 3-4 godziny dziennie, by ona mogła spokojnie zrobić zakupy, ugotować obiad itp., przyznając, że sama sobie z małym nie radzi. Próbowała go oddać do przedszkola, ale panie ustanawiały twarde reguły: nie wolno bić innych dzieci, wyrywać im rzeczy, nie wolno niszczyć zabawek. Chłopiec wytrzymał tam miesiąc. Potem mama musiała go zabrać – skarżyli się inni rodzice, skarżyły przedszkolanki, a mały dostawał histerii, kiedy mu czegoś zabraniano. Czarę goryczy przelało to, że sugerowano wizytę w poradni, w celu ustalenia czy dziecko rozwija się normalnie.

Potrzebowałam wtedy pieniędzy, więc pomyślałam: spróbuję z nim pobyć chwilę, zobaczę, jak się dogadamy. Poszliśmy do jego pokoju. Kolejny szok: w oknach kraty. Czemu? Po prostu dziecko wspina się na parapet i otwiera okno. Na zakazy nie reaguje. To była jedyna metoda.

Spróbowałam zainteresować chłopca nową książką, przyniesioną przez mamę. Podarł kartki.
- Zniszczysz książeczkę - powiedziałam i zabrałam ją. Płacz. Płacz? Skądże. Ryk. Krzyk. Pisk. Sięgnęłam więc po jakąś zabawkę, uśmiechnęłam się i zaczęłam opowiadać o niej bajkę, wiedząc z doświadczenia, że płacz minie szybko. I tak się stało – chłopczyk chwilkę mnie posłuchał, ale po ok. dwóch minutach wspiął się na łóżko i zaczął ciągnąć firankę. Przeraziłam się, poprosiłam, by przestał, reakcji brak, wyjęłam mu tkaninę z ręki i odstawiłam na podłogę, tłumacząc, że nie wolno, że spadnie karnisz, uderzysz się i będzie cię bolało. Chłopiec rzucił się na ziemię z nową falą płaczu. Odsunęłam się, nie patrzyłam na niego – najlepszy sposób na histerie. Przycichł, potem znów wspinał się na łóżko i zaczął ciągnąć firankę.

Wtedy weszła mama dziecka.
- Niech mu pani pozwoli ciągnąc, szybko się znudzi, bo jak nie, będzie ryczał – powiedziała zmęczonym głosem.
- Hm, a może zdjąć te firankę? - zasugerowałam – Przecież to niebezpieczne.
- Skąd, wtedy beczy jeszcze głośniej.
- Ale nie należy mu ustępować – zaczęłam i wtedy... tak. Karnisz spadł. Tuż obok małego.
- No i widzi pani, nic mu się nie stało – odpowiedziała pani spokojnie.

Tego było już za wiele. Oświadczyłam, że nie podejmę się opieki nad nim, bo zwyczajnie się boję odpowiedzialności i faktu, że takie wychowanie może poczynić nieodwracalne szkody, i że ja nie będę brała w tym udziału, gdyż to zwyczajnie niemoralne. Na koniec zapytałam, czy pani nie próbowała odwiedzić psychologa dziecięcego. Odpowiedź zbiła mnie z nóg:
- Następna? Co wy się tak wszyscy do niego przyczepiacie? Nie chce pani tej pracy, to nie. On tylko trochę bardziej żywy jest, trochę za bardzo rozpieszczony. Wyrośnie.

Tak, jasne. Na kogo?

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1204 (1258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…