Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47273

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz miała miejsce ok 12 lat temu. Miałam wtedy z 8 lat i leżałam w szpitalu. Przechodziłam wtedy ostre zapalenie stawów biodrowych i miałam kategoryczny zakaz ruszania się z łóżka.
Jeśli gdzieś chciałam się przetransportować, to pod groźbą zrobienia lewatywy (ach te pomysłowe siostry) musiałam używać wózka inwalidzkiego. Pech chciał, że akurat zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Wszystkie dzieciaki były przerażone perspektywą spędzenia Świąt na oddziale.

Aż tu pewnego dnia niespodzianka!
Do szpitala dzień przed Wigilią ma przyjechać jeden ze sławniejszych polskich zespołów muzycznych (działający po dziś dzień). Wrzawa ogarnęła cały szpital. O niczym innym się nie mówiło. Trwały wielkie przygotowania - sala konferencyjna, w której cała szopka miała się odbywać została pięknie wyczyszczona, udekorowana jakimiś łańcuchami, lampkami i innymi tego rodzaju cieszącymi oko bibelotami. Wszyscy nie mogli się doczekać. Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się nawet, że artyści rozdadzą nam świąteczne prezenty. Radości nie było końca.

W końcu nastał ten wyczekiwany dzień.

Spotkanie było zaplanowane na popołudnie. Każde dziecko od rana szykowało się na ten wielki moment. Rozdawaliśmy sobie kartki na autografy, pożyczaliśmy długopisy, wymyślaliśmy kto co dostanie.
Niestety zarówno dla mnie jak i dla kilku innych małych pacjentów przygoda ze "sławnym zespołem" zakończyła się zanim się rozpoczęła. "Przesympatyczne" siostry uznały, że ci co mają nakaz poruszać się na wózkach nigdzie nie pójdą. Dlaczego? Powód był jeden: brak wolnych wózków.
Większość była zawalona jakimiś prześcieradłami, pudłami z bandażami i innym dziadostwem, które równie dobrze można było postawić na podłodze, a 2 które pozostały były używane w dyżurce pielęgniarek JAKO KRZESŁA.
Płacz był kosmiczny. Ale nikt nie protestował głośno, bo baliśmy się lewatywy.

Po jakiś 2 godzinach reszta wróciła. Uśmiechnięci, zadowoleni, rozbawieni i obładowani prezentami. Każde dziecko obecne na spotkaniu dostało całą siatę słodyczy, misia, przepiękną encyklopedię, jakieś autko, albo lalkę.

Żeby było śmieszniej, następnego dnia rano zostałam wypisana, ze szpitala bo "dziecko jest już w pełni zdrowe i może biegać ile zechce". Ciekawe, bo jeszcze 20 godzin wcześniej byłam uziemiona.
Szczęście w nieszczęściu, że mogłam Wigilię i Święta spędzić w domu z rodziną, a nie jak reszta towarzyszy niedoli- w szpitalnych łóżkach.

Nie rozumiem jak można dzieciakom taką przykrość zrobić. Szczególnie, że przy odrobinie chęci pielęgniarek można było nam tego zaoszczędzić i umilić jakoś ten i tak stresujący pobyt w szpitalu.

P.S. Rodzicom nikt nic nie powiedział, bo każdy się bał wiadomo czego ;)

szpital w dużym mieście

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (764)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…