Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ZabaWKratke

Zamieszcza historie od: 11 lutego 2013 - 0:13
Ostatnio: 23 czerwca 2017 - 9:54
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 3788
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 88
 

#78567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z życia korepetytora.

Ponieważ wszyscy moi uczniowie mają zaraz wakacje i będą odpoczywać od nauki i ode mnie, postanowiłam dodać na jednym popularnym portalu ogłoszenie, w którym informuję, że chętnie kogoś w wakacje z angielskiego podszkolę.
Dawno już nie szukałam nowych uczniów i zdążyłam zapomnieć jakie kwiatki się zdarzają...

1) Dzwoni mężczyzna [m], z głosu zupełnie niewyróżniający się. Wypytał o wszystko, rozmowa się kleiła, wstępny termin ustalony. W pewnym momencie wywiązuje się taki dialog:
[m]: Wie pani co, bo ja to mam 29 lat i jestem po farmacji. A pani ile ma lat?
[ja]: 24
[m]: W takim razie ja rezygnuję. Nikt młodszy nie może być dla mnie autorytetem.

2) Wtorek,godzina 19:30. Dzwoni telefon - po drugiej stronie młode dziewczę [d].
[d]: Dzień dobry, czy ogłoszenie aktualne?
[ja]: Jasne, w czym mogę pomóc?
[d]: *z prędkością karabinu maszynowego* Ja mam jutro kartkówkę, proszę przyjechać jeszcze dzisiaj, teraz, zaraz i czy jak posiedzimy 2 godziny to dostanę zniżkę?
[j]: Niestety dziś to już niemoż...
[d]: Ale jak to?! JA MAM JUTRO KARTKÓWKĘ!

Żeby było śmieszniej dziewczę dzwoniło dokładnie z drugiego końca miasta, gdzie dojazd zająłby mi około godziny. A w ogłoszeniu było napisane jaki "obsługuję" obszar...

Aż zapachniało cebulą.

Korepetycje

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (173)

#68801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio leżałam w szpitalu. W tym samym pokoju leżały również 2 starsze panie, które miały problemy z biodrami. Jedna z nich miała złamaną endoprotezę i kilka dni czekała na operację, natomiast o drugiej wiedziałam tylko tyle, że też czeka na operację, a że kobitka była otyła i miała problem z poruszaniem się, zapadła decyzja o tym, że w ogóle ma z łóżka nie wstawać.

Unieruchomienie jej wiązało się z założeniem cewnika.
Pielęgniarka, która przyszła, aby cewnikować pacjentkę absolutnie nie przejęła się obecnością innych w sali i "zamontowała" cewnik na oczach pozostałych pacjentek.
Ponadto jeszcze tego samego dnia zapadła decyzja o tym, że obie kobiety nazajutrz przejdą operacje. Wieczorem więc pojawiła się salowa, która obu paniom ogoliła miejsca intymne. Obie tą samą maszynką. Tak jak w przypadku cewnikowania nie było mowy o zrobieniu tego w bardziej intymnych warunkach, chociażby zakrywając jakoś pacjentkę.

Rozumiem, że może w szpitalu są braki wśród personelu i nie ma czasu na "pieszczenie się" z każdym pacjentem, ale do cholery, chyba każdy zasługuje na szacunek i traktowanie jak z człowieka zapewniając mu godne warunki. Nie trzeba wywozić pacjenta z całym łóżkiem do gabinetu zabiegowego - można użyć zasłonki. Niewiele, a daje dużo.

Jednakowoż nawet braki kadrowe/sprzętowe, czy też brak mózgu u personelu (bo może personel po prostu nie pomyślał, że nie fajnie jest leżeć z dupą na wierzchu, czy też, że używanie tej samej maszynki jest niehigieniczne) nie usprawiedliwia chamstwa.
Podczas wizyty salowej, jedna z Pań poprosiła o zapalenie światła. W odpowiedzi salowa wykrzyczała, że ona nie ma czasu na takie bzdety (stała obok włącznika- wystarczyło podnieść rękę), a poza tym telewizor jest włączony, więc światła mamy aż nadto.

Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę miała okazji w szpitalu się pojawić. Czego i Wam życzę.

szpital

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (447)

#68449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udzielam korepetycji z angielskiego. Z okazji rozpoczęcia się nowego roku szkolnego, zamieściłam w internecie kilka ogłoszeń o tym, że chętnie poduczę dzieciaki. Zgłosiło się kilka osób, w tym dwie, z którymi rozmowy zapamiętam długo :)

Sytuacja pierwsza. Dzwoni pani "na ucho" koło 40-tki.
[P]ani: Dzień dobry, dzwonię w sprawie korepetycji dla moich dzieci. Mieszkam na osiedlu piekelnym. Jaka to byłaby cena?
[J]a: Dzień dobry, tak jak w ogłoszeniu 30 zł/60 minut.
[P]: A w przypadku 2 dzieci?
[J]: Dwójka dzieci razem, czy najpierw godzina z jednym, a później z drugim?
[P]: Razem.
[J]: W takim razie 40 zł/60 minut.
[P]: Dlaczego tak?
[J]: Ze względu na to, że muszę wydrukować 2x więcej materiałów i obojgu poświęcić uwagę.
[P]: /krzykiem/ ALE JA CHCE TANIEJ! JA ŻĄDAM ŻEBY BYŁO TANIEJ! W TEJ CHWILI MASZ (wtf?!) OBNIŻYĆ CENĘ!

Tego typu krzyki ciągnęły się jeszcze dłuższą chwilę bez możliwości wcięcia się w żądania szanownej pani.
Pozostało mi się tylko rozłączyć.

Sytuacja druga. Dzwoni Pan w "na ucho" wieku podobnym do w/w pani. Rozmowa przebiega pomyślnie, wszystko dogadane, jednak pan postanowił, że oddzwoni do mnie po naradzie z żoną. Po kilku minutach oddzwania i wywiązuje się taki oto dialog:
[P]an: Witam ponownie, Jan Piekielny z tej strony. Chciałbym się jeszcze tylko zapytać jakie jest pani wykształcenie? Studiuje Pani filologię angielską czy już pani ją skończyła?
[J]: Nie studiuję, ani nie studiowałam tego kierunku. Znajomość angielskiego zawdzięczam kursom, dobrym nauczycielom, pobytowi na Wyspach oraz stałemu kontaktowi z rodowitymi Brytyjczykami.
[P]: Aha! Czyli nie zna pani angielskiego, a daje pani ogłoszenia, żeby kogoś nabrać!?
[J]: Nie rozumiem.
[P]: NO BO JAK PANI NIGDY NIE STUDIOWAŁA FILOLOGII ANGIELSKIEJ, TO PANI NIE MA PRAWA ZNAĆ ANGIELSKIEGO.
[J]: Co pan studiował?
[P]: Ja? Archeologię.
[J]: Czyli nie umie pan liczyć?
[P]: No jak to nie umiem?!
[J]: Przecież nie studiował pan matematyki.

Pan się rozłączył.

Dobrze, że dzwonią też normalni ludzie :)

korepetycje

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (600)

#62019

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zwichnęłam kolano, więc mam nogę w gipsie od pachwiny aż po kostkę.
W autobusach czy tramwajach nie mam problemu, bo ludzie chętnie ustępują miejsca, a co niektórzy nawet dopytują co się stało. Myślałam, że na tej płaszczyźnie nic piekielnego nie może się wydarzyć. A jednak - niespodzianka!

Jechałam dzisiaj tramwajem na uczelnię. Na jednym z przystanków wsiadła [B]abcia i [W]nuczka- na oko 3-letnia dziewczynka.
Mała cały czas patrzy na moją nogę z zaciekawieniem, lustruje od góry do dołu, aż w końcu nie wytrzymuje i pokazując palcem w moją stronę pyta na cały regulator:
[W]- Baaaaaaabciuuuuu, a co ta pani ma z nogą?

Uśmiechnęłam się do siebie. Mała jest dociekliwa - fajnie - niech się dziecko dowie. Myślałam co prawda, że Babcia zwróci Jej uwagę, aby nie wytykała ludzi palcami, bo to nie ładnie mimo, że wcale w tym przypadku mi to nie przeszkadzało i wytłumaczy jak to jest z tym gipsem. Niestety się pomyliłam.
Babcia spojrzała się na mnie z obrzydzeniem i powiedziała:

[B]: Nie patrz się na tego DZIWOLĄGA, bo też tak będziesz miała.

AHA. Witamy w XXI wieku.
Szczęka mi opadła i mimo, że należę raczej do osób wygadanych i pyskatych tym razem riposty nie znalazłam.

Na tym opowieść mogłaby się zakończyć, ale wracając z uczelni udało mi się trafić na kolejną piekielną osobę.
Tym razem pewien starszy Pan.

Wsiadłam do tramwaju, gdzie ścisk był niemiłosierny. Mimo to udało mi się nawet usiąść, jednak noga wystawała i zalegała w przejściu. NORMALNY człowiek by zrozumiał, że to przecież nie moja fanaberia tak tę nogę trzymać, ale nie [P]an starszy.

[P]- Pani weźmie te nogę! Nie ma jak stać!.
[Ja]- No przepraszam najmocniej, ale widzi Pan, że noga w gipsie i nie za bardzo mam z nią co zrobić.
[P]- Pani ją zabierze, bo ja nie mam gdzie stać!
(Pan miał wiele możliwości- chociażby stanąć "okrakiem" tak, aby trzymać stopy po obu stronach mojej nogi)
[J]- Proszę pana, na szyję jej sobie nie założę...
[P]- Może Pani tylko się nie chce! ZEGNIE ją Pani albo gdzieś położy!

I tym razem języka w gębie nie zapomniałam...

[J]- Mogę ją Panu w d*pę wsadzić jeśli Pan reflektuje.

Motorniczy ani pasażerowie co prawda nie zaczęli klaskać, ale Pan wysiadł.

komunikacja_miejska

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 773 (897)

#58890

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w infolinii pewnej firmy zajmującej się sprzedażą prądu. Nie jest ot jakaś firma "krzak", tylko znana firma o ugruntowanej pozycji na rynku.

Spośród telefonów, które odbieramy od klientów około 1/4 stanowią zgłoszenia o domokrążcach, którzy podając się za naszą firmę proponują ludziom niższe, super atrakcyjne stawki.
Część osób od razu wie o co chodzi i odmawia zmiany sprzedawcy, ale część - głównie starsi ludzie, stają się ofiarami oszustów.

Szkoda mi ludzi, którzy dali się wpuścić w kanał. Wiem, że za gapowe się płaci, ale nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy słyszę jakie pomysły mają naciągacze. Dzisiaj o jednym z nich.

Nie dalej jak 3 dni temu zadzwoniła klientka (trzydziesty-któryś rocznik) przerażona kwotą na fakturze od nowego sprzedawcy. Żeby było śmieszniej była przerażona nie tylko kwotą, ale i samym faktem, że ma innego sprzedawcę. Po dłuższej chwili sprawdzania historii jej konta u nas, okazało się, że do tej zmiany doszło jakoś w połowie stycznia. Klientka bardzo szybko skojarzyła sytuację i opowiedziała całe zdarzenie.

Otóż przyszły do niej dwie sympatyczne panie mówiąc, że są z MOPS-u i poinformowały, że z uwagi na to, że pani jest podopieczną w/w instytucji, przysługuje jej zniżka na prąd. Pani bardzo się ucieszyła, bo emeryturka mała, zdrowie już nie to i odkładać trzeba każdy grosz, więc podpisała. Panie powiedziały, że kopię umowy prześlą pocztą i wyszły. Od tamtej pory ani widy, ani słychu, a rachunki kosmiczne.

Ja wiem, że zaraz będzie po historią milion komentarzy w stylu "ma babcia za swoje - za głupotę się płaci", albo sto tysięcy pomysłów jak i gdzie się w tej sytuacji odwoływać i namierzać oszusta, ale to już nawet nie o to chodzi.

Powiedzcie mi proszę jakim to trzeba być człowiekiem, żeby tak żerować na cudzej naiwności i niewiedzy. Naprawdę trzeba aż się podszywać pod instytucję, która pomaga osobom w ciężkiej sytuacji?

Telefonów zgłaszających podobne sytuacje - dziennie pewnie kilkaset. A ile jest tych co nie zgłosiło? Za kogo jeszcze się będą podszywać oszuści?
Ostrzeżcie swoich dziadków, babcie, rodziców - niech uważają, bo tacy ludzie potrafią tak zaczarować, że oprócz umowy na prąd podpiszesz jeszcze umowę na dzierżawę księżyca.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (585)

#55850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wygrałam bilety do jednego z kin na maraton halloweenowy.
Jak to na maratonach- sala pełna. Ku memu zaskoczeniu dostałam bardzo dobre miejsca- przedostatni rząd. W ostatnim rzędzie młodzież ok. 17-18 lat- dziewczęta.
Filmy były trzy.

Pierwszy seans:
Ostatni rząd hałasuje. Chichoty, szepty, bluzgi. Brzęczało jak w ulu. Co jakiś czas padał również błyskotliwy komentarz w stylu: "Ale ta laska ma spodnie!" albo "Zaraz się posikam". Pod koniec filmu w ostatnim rzędzie zrobił się ruch. Litry coca-coli wlane w siebie przez pierwszych 30 minut seansu dały o sobie znać. Tupanie, przeciskanie się, głośny śmiech i krzyczenie do siebie.

W przerwie została im zwrócona uwaga. Uspokoiły się na 15 minut.

Drugi film:
To samo, tyle że w większym natężeniu plus brzęk szklanych butelek. Prośby, groźby nie dają efektu.

W trakcie kolejnej przerwy gazem do obsługi i wyjaśnianie sytuacji. Niestety pani nic zrobić z nimi nie może - no co najwyżej zwrócić uwagę. Nie pomogło.

Trzeci film:
To samo.

Na koniec usłyszałam rozmowy między dziewczętami, które wskazywały na to, że nie widziały co się działo w większości filmów.

Drogie dziewczyny, jeśli to czytacie, to proszę Was, następnym razem zorganizujcie sobie jakiś seans horrorów w domu. Będziecie mogły pogadać, napić się, robić co Wam się podoba i NIE PRZESZKADZAĆ INNYM.

maraton horrorów w kinie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (579)

#47273

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz miała miejsce ok 12 lat temu. Miałam wtedy z 8 lat i leżałam w szpitalu. Przechodziłam wtedy ostre zapalenie stawów biodrowych i miałam kategoryczny zakaz ruszania się z łóżka.
Jeśli gdzieś chciałam się przetransportować, to pod groźbą zrobienia lewatywy (ach te pomysłowe siostry) musiałam używać wózka inwalidzkiego. Pech chciał, że akurat zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Wszystkie dzieciaki były przerażone perspektywą spędzenia Świąt na oddziale.

Aż tu pewnego dnia niespodzianka!
Do szpitala dzień przed Wigilią ma przyjechać jeden ze sławniejszych polskich zespołów muzycznych (działający po dziś dzień). Wrzawa ogarnęła cały szpital. O niczym innym się nie mówiło. Trwały wielkie przygotowania - sala konferencyjna, w której cała szopka miała się odbywać została pięknie wyczyszczona, udekorowana jakimiś łańcuchami, lampkami i innymi tego rodzaju cieszącymi oko bibelotami. Wszyscy nie mogli się doczekać. Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się nawet, że artyści rozdadzą nam świąteczne prezenty. Radości nie było końca.

W końcu nastał ten wyczekiwany dzień.

Spotkanie było zaplanowane na popołudnie. Każde dziecko od rana szykowało się na ten wielki moment. Rozdawaliśmy sobie kartki na autografy, pożyczaliśmy długopisy, wymyślaliśmy kto co dostanie.
Niestety zarówno dla mnie jak i dla kilku innych małych pacjentów przygoda ze "sławnym zespołem" zakończyła się zanim się rozpoczęła. "Przesympatyczne" siostry uznały, że ci co mają nakaz poruszać się na wózkach nigdzie nie pójdą. Dlaczego? Powód był jeden: brak wolnych wózków.
Większość była zawalona jakimiś prześcieradłami, pudłami z bandażami i innym dziadostwem, które równie dobrze można było postawić na podłodze, a 2 które pozostały były używane w dyżurce pielęgniarek JAKO KRZESŁA.
Płacz był kosmiczny. Ale nikt nie protestował głośno, bo baliśmy się lewatywy.

Po jakiś 2 godzinach reszta wróciła. Uśmiechnięci, zadowoleni, rozbawieni i obładowani prezentami. Każde dziecko obecne na spotkaniu dostało całą siatę słodyczy, misia, przepiękną encyklopedię, jakieś autko, albo lalkę.

Żeby było śmieszniej, następnego dnia rano zostałam wypisana, ze szpitala bo "dziecko jest już w pełni zdrowe i może biegać ile zechce". Ciekawe, bo jeszcze 20 godzin wcześniej byłam uziemiona.
Szczęście w nieszczęściu, że mogłam Wigilię i Święta spędzić w domu z rodziną, a nie jak reszta towarzyszy niedoli- w szpitalnych łóżkach.

Nie rozumiem jak można dzieciakom taką przykrość zrobić. Szczególnie, że przy odrobinie chęci pielęgniarek można było nam tego zaoszczędzić i umilić jakoś ten i tak stresujący pobyt w szpitalu.

P.S. Rodzicom nikt nic nie powiedział, bo każdy się bał wiadomo czego ;)

szpital w dużym mieście

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (764)

1