Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47404

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Perypetii z teściową i rowerem w tle ciąg dalszy.

W ostatni piątek zawitałam w mieście pięknym, choć zbrukanym nieco pomieszkiwaniem w nim mojej teściowej (istny ewenement). Powód wizyty opisany w mojej poprzedniej historii.

Mimo, iż zapowiedziałam mój przyjazd na sobotę, zjawiłam się dzień wcześniej, coby dziwnym trafem teściowa nie zdążyła się ulotnić.
Pukam grzecznie do drzwi, gdzieś z głębi domu słyszę przytłumione "zaraz, już idę!" – zadowolona zyskałam więc pewność, że bazyliszek koczuje w mieszkaniu. Słyszę szmer przy drzwiach i... na szmerze się kończy.
Upierdliwie dzwonię do drzwi – cisza. Dzwonię więc dalej, a w przerwach pomiędzy daję znać o tym, że wiem, że teściowa jest w domu.

Po dobrych 10 minutach batalii pod drzwiami, bramy piekieł zostały otwarte. W nich wkurzona teściowa. Liczyłam się z tym, że będzie – mówiąc delikatnie – niezadowolona ze złożonej przeze mnie wizyty, lecz popis irytacji, jaki dała, przeszedł moje największe oczekiwania.

(J)a, (T)eściowa.
T: A czego ty tu chcesz?!
J: Po rower przyjechałam.
T: Mówiłam, że rower ukradli! Poszła mi stąd, ja wychodzę zaraz!
J: Poproszę rower, lub 3000,-. W przeciwnym razie dzwonię na policję.

W głębi duszy miałam nadzieję, że się przestraszy, wszak moje dzwonienie po służby niewiele mogłyby zdziałać. Szczęśliwie nadzieja nie okazała się czcza. Teściowa zbladła, kazała mi czekać na klatce (zgadza się, do domu mnie nie wpuściła) i że ona zaraz wróci, bylebym tylko na policję nie dzwoniła. Zadziałało.
Czekam kilka minut, za chwilę (S)ąsiad (ten od nastoletniej córki, której to rzekomo ukradziono spod sklepu mój rower) schodzi na dół – widocznie teściowa zadzwoniła do niego - i z pretensją do mnie:

S: Jak nie chciała roweru sprzedawać, to mogła dupy nie zawracać!

Nie powiem, zdziwiła mnie ta informacja, wszak ostatnim, o czym mogłabym pomyśleć była chęć sprzedania wymarzonego sprzętu, na który tak długo czekałam. Myślę sobie – facet boga ducha winien, toteż dowiem się może o co chodzi. Pytam więc:

J: Ale kto panu powiedział, że ten rower jest na sprzedaż?
S: No jak to, Zośka (teściowa)! Powiedziała, że zamówiła rower jaki ponoć synowa chciała, ale jest niewypłacalna to sprzeda za jedną trzecią (ceny), żeby całkiem stratna nie była. A to ty tą synową jesteś?
(Pomijam już fakt zwracania się do kobiety nie wyglądającej na młódkę – niestety ;)- per "Ty")

Tu się we mnie zagotowało.
Stara prukwa nie dość, że sprzedała mój rower, nakłamała (co mnie akurat najmniej ruszyło) sąsiadowi, to jeszcze okłamała własnego syna – co do mnie, mogłam się tego spodziewać zawsze i o każdej porze dnia i nocy.
Panu sąsiadowi wyjaśniłam sytuację, facet nie do końca był skłonny uwierzyć w przedstawioną przeze mnie wersję. W ostateczności jednak postanowił (ze mną w akompaniamencie) wykurzyć teściową choćby na klatkę, coby wyjaśnić sytuację. Robiło się głośno, sąsiedzi z piętra wyjrzeli zaciekawieni zza drzwi. Bazyliszek w końcu skapitulował i wynurzył się ze swojej nory.
Byłam wręcz przekonana, że zaprzeczy wszystkiemu, jednak po raz kolejny teściowa okazała się osobą całkiem nieobliczalną.
Płacząc potwierdziła moją wersję. Dodała również, że nie ma za co żyć, nie starcza jej na leki i opłaty, że własny, jedyny syn zabiera jej połowę emerytury (WTF?!) i ona MUSIAŁA tak postąpić.

Przyznam szczerze, że byłam skłonna ją w tamtym momencie zabić. Odezwały się we mnie demony, o których istnieniu nie miałam bladego pojęcia. Nie bawiłam się w tłumaczenia – po co to komu? Większej szopki, niż ta, która "się" stworzyła nie miałam zamiaru robić.
Zażądałam, by teściowa zwróciła pieniądze panu Sąsiadowi, a następnie, by pan Sąsiad oddał moją własność. Z początku teściowa wykręcała się brakiem tej kwoty ("bo to dawno było, już nie mam tych pieniędzy!"), lecz po kolejnym straszeniu policją, pieniądze dziwnym trafem się znalazły.

Niepocieszony sąsiad przyniósł z piwnicy rower. Mamrotał pod nosem, że mógł sprzedać, problemu by nie miał, jeszcze by zarobił – w ostateczności miał rację. Ja dziękowałam siłom wyższym za to, że nie stało się tak, jak mógł sobie wykombinować.
Mimo obaw, moja holenderka okazała się niezniszczona i nie poobdzierana. Zapodział się gdzieś wiklinowy koszyk, ale odpuściłam. Żal mi było tylko dziewczyny, której rower się podobał.

Tak oto wywalczyłam moją własność. Przyznam szczerze, że byłam wypompowana całą sytuacją.
Mąż nie odzywa się do swojej matki.
Teściowa rozpowiada w rodzinie, że ją okradliśmy.

A ja mam to już głęboko w d...uszy.

teściowa

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1136 (1200)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…