Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#48338

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest pielęgniarką i jeździ w karetce neonatologicznej (taka karetka, która jeździ do noworodków). Taka karetka jest jedna w województwie. Praca stresująca, bo noworodki, bo matki są rozhisteryzowane (swoją drogą nie ma się co dziwić), bo po prostu takiego dziecka nie zapytasz - a gdzie dokładnie cię boli, a w dodatku na wezwanie trzeba brać niemal całą karetkę ze sobą, bo nigdy nie wiadomo co się przyda, a każda sekunda stracona na powrót do karetki po coś, czego się zapomniało, jest na wagę złota.

Ostatnio wybuchła gorąca dyskusja, jak to dyspozytorki nie wysyłają/źle wysyłają/za długo wysyłają karetkę do dziecka. Ale co taka dyspozytorka ma zrobić, kiedy ma trzy wezwania na raz - jedno do dziecka - gorączka, drugie do dziecka - trudności z oddychaniem (matka mówi: zaawansowane), trzecie - trzeba przewieźć dziecko do Centrum Zdrowia Dziecka - pilna operacja serca. A karetka neonatologiczna jedna (ewentualnie może pojechać eSka, do której wrzuca się przenośny inkubator, ale to i tak sprawy do końca nie załatwia).

Dyspozytorka wybrała (bo musiała)- trudności z oddychaniem. Wezwanie z dnia, kiedy to zmarło to dziecko, do którego nie wysłano odpowiedniej karetki. Mama, lekarz i ratownik w kilkanaście sekund w karetce, włączają sygnał, nawet nie do końca wiedzą jeszcze co się dzieje, ale "ci z góry" wydali zarządzenie, że czas ma być jak najszybszy dojazdu, bo medialna afera i nie chcemy u siebie syfu. Po drodze dowiedzieli się, co dziecku. Na miejscu po 5 minutach, podobno kierowca nigdy jeszcze tak szybko nie jechał. Wszyscy spanikowali. Wbiegają do mieszkania - matka krzyczy, panikuje, "ja wiem lepiej" itd. Załoga karetki patrzy na dziecko - okazuje się, że... ma czkawkę, matka najprawdopodobniej w złej pozycji karmiła dziecko. A więc sytuacja zdecydowanie nie nadaje się na pilną. Szybko poinstruowano matkę co zrobić, bo zagrożenia życia nie ma i odjechali do drugiego wezwania (gorączka).

Na miejscu - dziecko ma WYSOKĄ gorączkę - 37.5 stopnia... Oczywiście bieg do dziecka na wariata, jak w poprzedniej sytuacji. Niemal cała karetka na plecach... Okazało się, że matka poszła z dzieckiem na spacer, myślała, że jest cieplej, nie wzięła kocyka, dziecko zmarzło, bo matce się wracać po kocyk nie chciało. Dodatkowo w domu zimno, bo grzejniki wyłączone.

Lekarka (z 10 letnim stażem na neonatologicznej karetce) powiedziała, że takiego dyżuru nie było jeszcze w jej karierze i że chyba trzeba się przygotować na takie sytuacje częściej, bo dzięki medialnej nagonce na pogotowia i dyspozytorów, muszą oni wysyłać karetkę neonatologiczną do każdego zgłoszonego przypadku. Zatem nawet jeśli rodzic się uprze, to karetka przyjedzie do dziecka z kolką, do dziecka płaczącego już 8 godzinę itp.

A co, jeśli kiedyś zabraknie czasu dla naprawdę poważnego przypadku i karetka przyjedzie 15 minut później, bo wcześniej będzie musiała jechać do kichania i podwyższonej temperatury dziecka?

Nie mówię, że rodzice nie myślą (choć niektórym przydałoby się trochę więcej obiektywizmu), ale zdecydowanie dziennikarze, którzy nagonkę medialną na pracowników pogotowia uskuteczniają, powinni nie szukać sensacji w miejscach, gdzie wszyscy wkładają ostatnie siły, żeby ratować życie ludzi.

służba_zdrowia dziennikarze

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 750 (834)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…