Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#48362

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W dalszym ciągu pracuję w hipermarkecie. Wbrew pozorom ta praca do najgorszych nie należy - ale wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Ostatnimi czasy zajmuję się głównie problemami związanymi z różnicą cen, czy innymi bardziej niecodziennymi sprawami.

1. Dzwoni kasjer, prosi o pomoc bo cena się klientowi nie zgadza. Przychodzę po jakiejś minucie. Klient tłumaczył, że chce kupić sok który kosztuje 4 zł za litr, a który jest w promocji 2 x 1 litr w cenie 5,99, poza tym kasa wybiła cenę 5,99 za jedno opakowanie. Co mi pozostaje? Muszę zapoznać się z cenówką na półce. Informuję o tym klienta. Klient na to radośnie stwierdza, że nie muszę nigdzie iść bo cenówkę zabrał z półki. Patrzę na karteczkę i faktycznie promocja jest: Sok YYY 0,5 litra 4 zł - obok naklejka drugi za 50 %. Wskazuję klientowi miejsce w którym jest jak wół napisane, że dotyczy to soku 0,5 litra. Informuję, że mogę przynieść klientowi odpowiedni sok. W odpowiedzi usłyszałam bardzo standardowe: "Ale ja nie muszę niczego czytać". Generalnie słyszę to od co drugiego klienta, zawsze mam tę samą odpowiedź: "Owszem nie musi pan niczego czytać, ale ma pan do tego prawo, a że się panu nie chce z niego skorzystać to już pana problem".

2. Kolejnym punktem dnia codziennego w sklepie to klienci cwani aczkolwiek leniwi.

Znów się cena nie zgadza. Tym razem dotyczy to męskich slipów. Klient twierdzi, że są w cenie 5 zł za trzy pary a na kasie wybiło cenę prawie 30 zł. Idę do półki. Patrzę a na wieszakach na których są powieszone pakunki z męskimi slipkami istny rozgardiasz. Pierwotnie tańsze slipy zajmowały 12 wieszaków z lewej strony, a droższe 15 wieszaków z prawej strony. A co widzę? Na wszystkich wieszakach jest jeden rodzaj - ten droższy. Z małym ale: po tej części gdzie wisiały tylko te tańsze slipy, te droższe wiszą po jednym opakowaniu na wieszaku. Cenówka leżała zgnieciona na podłodze. Pytam pracownika działu czy ktoś coś wie co do tego zamieszania na wieszakach. Jedna osoba mówi, że z pół godziny temu wieszała opakowania ze slipami i skarpetami i był porządek. Później widziała gościa koło 50, grubego w berecie i z bródką (z opisu łatwo rozpoznać mi w nim "mojego" klienta) jak długo się kręcił wokół tych slipek. Wniosek jest dość oczywisty: koleś sam zdjął "wyższą" cenówkę i porozwieszał paczki ze slipami tak by wyglądało że wszystko jest w tej samej cenie. Wracam do klienta i kasjera mówię, że cena się zgadza z tą z półki. Klient zaczyna mi robić karczemną awanturę nie pomyślał tylko, iż w między czasie upewniłam się co do mojego wysnutego wniosku pytając monitoring co zarejestrował. Skończyło się interwencją chłopaków z ochrony.

3. Kolejny problem dnia codziennego. Ceny się "rozjeżdżają".
Trafił się klient. Jegomość po 70. Chce kupić pierniczki z wersji "de luxe" które standardowo kosztowały około 25 zł. Klient widział promocję, że cena obniżona do 12 zł. Idę i sprawdzam. Faktycznie tak jest, ale oferta była jedną z tych z datą, czyli był czytelny duży napis ofert jest do:... W tej sytuacji dzwonimy do dyrektora z pytaniem czy się zgodzi na zwrot różnicy w cenie. Dyrektor przeważnie się na to zgadza, tym razem też tak było. Informuję klienta, że trzeba się udać do punktu obsługi klienta po różnicę w cenie. Klient się uparł, że skoro taka jest cena na półce to on chce je teraz tutaj kupić w tej właśnie cenie. Zapierał się długo ze 30 minut i bynajmniej nie ograniczał się w słownictwie. Generalnie dyskusja zakończyła się w ten sposób.
Klient: To skandal by starzy, schorowani ludzie musieli tyle biegać po sklepie by kupić pierniki!!!
Ja: Skoro ma pan siłę by awanturować się tutaj od ponad 20 minut to podejrzewam, że może pan przejść te 50 metrów. Kupuje pan te pierniki albo na naszych zasadach albo w cale.

Dla sprostowania dodam: nie ma możliwości by ktokolwiek z pracowników hali sprzedaży mógł zmienić cenę w systemie.

4. Zamknięcie sklepu. Ściślej zamykamy za 20 minut ale na tak ogromnym obiekcie wymaga to dużej sprawności by ostatni kasjerzy opuścili sklep po 30 minutach od zamknięcia, a nie po 2 godzinach (niestety czasami się to zdarzy, niestety bo część działów nie dostaje za to żadnych pieniędzy). Na sklepie są dostępne dwa typy chlebów: te sprzedawane w całości i te sprzedawane pokrojone, wypiekane na miejscu.
Podchodzi do mnie klient.
Nadmienię, że często zaczepiają mnie klienci którzy chcą złożyć skargę czy po prostu się powydzierać na kogoś. Podejrzewam, że jest to sprawka tego iż w dalszym ciągu wyglądam jak 18-sto latka, mimo iż kilka lat temu skończyłam 20 lat. W każdym razie ludzie lubią pokrzyczeć na kogoś kto pewnie nie będzie wiedział jak na to zareagować.
Klient: Chciałem kupić chleb i chciałem by ta pani ze stoiska pokroiła mi go na krajalnicy, ale mi odmówiła czy ona może tak?
Ja: Tak, może.
K: A dlaczego?!
J: Bo za chwile zamykamy sklep, a ona ma cały dział do sprzątnięcia.
K: No dobrze ale jestem klientem i przecież macie robić to o co was proszę!!!
J: No tak, kupuje pan chleb za 1,59 zł i myśli pan, że tej kobiecie opłaci się zostać kolejne 20 minut by wysprzątać krajalnicę i wszystko w koło?
K: Tak owszem.
J: To się pan myli. Jak pan koniecznie chce kupić krojony chleb to proponuję kupić taki który jest zapakowany i pokrojony - przynajmniej będzie mieć pan pewność, że jest z dzisiejszego wypieku.
I w tym momencie klient poczerwieniał na twarzy, do oczu mu napłynęły łzy i łamiącym się głosem odpowiedział: O super, naprawdę fajnie!!!
Prawdę powiedziawszy gdyby klient poprosił o to samo dosłownie ze 20 minut wcześniej koleżanka nie robiłaby mu problemu.

5. Zamknięcie sklepu part 2. Pięć minut do zamknięcia. Generalnie na samą godzinę "zero" zostawiamy grupkę 10 kasjerów na otwartych kasach. Tworzy się niesamowita kolejka. Ludzie jak to ludzie lubią sobie przechadzać się po sklepie i po trzy godziny, ale do kasy to muszą być pierwsi w kolejce. Kasa nr któryś tam zamknięta. Czekam jeszcze przed bramką, aż kasjerka zejdzie z kasy co by jej się jakiś klient nie wepchnął. Tak, czasami się zdarza, że kasjerka spakuje pieniądze, wyloguje się z systemu, zbiera swoje rzeczy, a tu klient hop siup bramkę otwiera wywala rzeczy z wózka/koszyka i on ma być tu i teraz obsłużony. Inny klient zobaczy, że kasjerka obsługuje jednego i też na chama wpycha się do zamkniętej kasy. Zatem stoję i powtarzam, że kasa zamknięta i "toruję" dojście klientom.
Podchodzi para. Wiek coś po 30 z maluchem śpiącym w wózku. W koszyku naprawdę potrzebne rzeczy, niezbędne do przeżycia do kolejnego rana. Mianowicie: dwa kubki i opakowanie serwetek.
Ja: Kasa zamknięta.
Klient: Ale my jesteśmy z dzieckiem.
Wzruszyłam ramionami, na co klient odparł:
K: Ale panią to wcale nie obchodzi.
J: Nie szczególnie, zważywszy że mały całkiem smacznie sobie śpi.
K: To my tutaj więcej zakupów robić nie będziemy.

Naprawdę rozumiem tych którzy już koniecznie muszą przyjść na zakupy z dzieckiem. Zdarza się, że jeden z rodziców jest np. zajęty i pociechy nie ma z kim zostawić w domu. A dzieci w sklepie spokojne z reguły nie są. To oczywiście są przypadki, że sama wepchnę takiego człowieka z malcem gdzieś do kasy jako pierwszego by jak najszybciej mógł opuścić sklep.
Ale gdy jest dwoje rodziców to jedno spokojnie mogło zostać w domu i opiekować się malcem skoro to dla nich problem by je uspokoić w miejscu tak gwarnym.
Najczęściej jednak tatusiowie na siłę biorą dzieciaka do sklepu by wepchnąć się w kolejkę, a takie osoby u sporej części obsługi sklepu i klientów raczej uznania nie otrzymają. Już mi się raz przytrafiła awantura o to że nie chciałam "wepchnąć" klientów z "małym" dzieckiem. Tyle, że to dziecko miało coś około 8 lat i żeby było zabawniej klienci mieli dwa wielkie wózki wypchane zakupami...

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (239)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…