Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nika1a

Zamieszcza historie od: 24 sierpnia 2011 - 11:35
Ostatnio: 13 sierpnia 2017 - 21:23
  • Historii na głównej: 14 z 46
  • Punktów za historie: 14551
  • Komentarzy: 600
  • Punktów za komentarze: 3079
 
zarchiwizowany

#79602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Całkiem niedawno udało mi się awansować w firmie gdzie pracuję.
Moim pierwszym zadaniem jest rozbudowanie zespołu rekruterów. Po długich ustaleniach doszliśmy z przełożonymi do wniosku, że najlepiej będzie zatrudnić ludzi, którzy nie mają doświadczenia z dwóch powodów:
1. braku nabytych złych nawyków w pracy i możliwość ukierunkowania pracowników w efektywny dla firmy sposób;
2. niższe oczekiwania finansowe - w naszej branży średnie zarobki kształtują się w okolicach 5 000 zł netto po pewnym okresie pracy.

Wiadomo rynkiem rządzą pracownicy ale tak dennego poziomu się nie spodziewałam. Oferta była skierowana albo do osób bez doświadczenia, albo takich co chcą polepszyć swoją zawodową pozycję (np. osoby które pracują w sklepie czy call center).
Na start w ogłoszeniach zaproponowaliśmy stawkę 2500 pln netto + premie. Pojawił się spory odzew.
Zaczęłam obdzwaniać osoby, które przesłały mi swoje CV. Z reguły zadawałam pytania "A skąd zainteresowanie ofertą?", "Jak Pan/Pani wyobraża sobie tego typu pracę?" etc.Chciałam tym wybadać na ile dana osoba jest zdeterminowana, żeby zmienić pracę i jakie ma pojęcie o rekrutacjach.
Jeśli odpowiedzi były dobre lub znośne to taką osobę zapraszałam na rozmowę. Poniżej przedstawiam kwiatki:

1.
-Skąd zainteresowanie ofertą skoro nie ma Pan doświadczenia w tej branży?
- Bo w ofercie nie było mowy o tym, że trzeba było mieć doświadczenie.
- Ale interesuje Pana ta tematyka?
- Nie.
- To po co Pan przesyłał CV?
- To ja w takim razie nie przyjdę na rozmowę.
- Przecież żadnej rozmowy Panu nie proponowałam...

2.
Dziewczyna wysłała mi z 15 maili. Za każdym razem dzwonię i... nikt nie odbiera. Widocznie opcja oddzwonienia przerasta intelektualne możliwości kandydatki. W końcu po trzech tygodniach udało mi się oddzwonić i zaprosić na spotkanie. Kobieta nie przyszła, nie raczyła przesłać informacji, odebrać telefonu ani oddzwonić...

3.
- Skąd zainteresowanie ofertą?
- Bo ja szukam jakiejkolwiek roboty...

4.
- Skąd zainteresowanie ofertą?
- Mam doświadczenie w podobnej pracy, ale za pół roku się bronię i chcę zmienić zupełnie branżę.

Praca

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (29)
zarchiwizowany

#59459

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Infolinia telewizji satelitarnej. Praca w której zyskałam przekonanie, że ludzi naprawdę potrafią być tępi i niedorozwinięci. Oczywiście dotyczy to niewielkiego odsetku dzwoniących.

Informacje dla niewtajemniczonych. Chcesz mieć tv, ale powiedzmy, że mieszkasz w mniejszej miejscowości i tak de facto nie możesz korzystać z usług kablówki. Zatem skazany jesteś na usługi tv satelitarnej. Co potrzebujesz:
1. Anteny satelitarnej - kupujesz ją w jakieś zawrotnej kwocie 1 zł przy podpisaniu. Antena, aby poprawie odbierała sygnał wysłany z satelity musi być odpowiednio ustawiona. Dodatkowo jeśli chcesz odbierać obraz w jakości HD to potrzebujesz albo bardzo, bardzo dobrze ustawionej anteny lub odpowiednio dużego talerza. Możesz ustawić ją sam, możesz zamówić dodatkowo płatną usługę instalacji anteny.
2. Dekoder - to co przekształca sygnał na obraz i dźwięk. Możesz go wynająć od dostawcy lub kupić samodzielnie na wolnym rynku.
3. Karty dekodującej sygnał.
Zasada korzystania jest prosta jeśli coś kupujesz, to w Twoim zakresie jest naprawa/ustawienie. Jeśli wynajmujesz od dostawcy to w comiesięcznej opłacie to tego typu naprawami zajmuje się dostawca.

Wypunktuję sytuacje. J-ja, A-abonent.
Oczywiście każda rozmowa rozpoczyna się od przywitania i weryfikacji danych, celem potwierdzenia czy mam przed oczami dane odpowiedniej osoby. Dzięki temu wiem czy mój rozmówca opłacił abonament; jaki ma dekoder; które kanały ma w swoim pakiecie, które nie; jak wygląda korespondencja z abonentem; czego dotyczyły ostatnie rozmowy etc.

1.

J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Co to ma być? Po co puszczacie zapętlony kawałek muzyki kiedy czekam na połączenie z konsultantem?
J - Proszę mi powiedzieć, czy to jest problem z którym pani dzwoni?
Poważnie, co można tutaj odpowiedzieć?

2. Są godziny kiedy naprawdę ciężko dodzwonić się na infolinię, głównie chodzi tutaj o porę 18.00 - 20.00.

J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Dlaczego mam tyle czekać na połączenie z konsultantem? To skandal.
J - Niestety nie mam wpływu na to ile wynosi czas oczekiwania na połączenie z konsultantem. W czym mogę pomóc?

3. Po wybraniu nr infolinii klient słyszy w słuchawce jeśli dzwonisz w sprawie płatności wybierz nr 1 etc. Godziny korku na infolinii. Z problemami technicznymi należy się kontaktować z działem technicznym, ale abonent który jest cwańszy od każdego innego, wybierze dział z którym łatwiej się połączyć. Problem w tym że tych cwańszych jest więcej niż pozostałych. Jaki jest tego efekt: klient czeka na połączenie ok 20 minut, po czym zostaje przekierowany i kolejne 20 minut czeka na połączenie z kolejnym konsultantem. Oczywiście bezpośrednie wybranie działu technicznego również zajmuje 20 minut.
Odbieram połączenie okazuje się że trafiam na tego z cwańszych...
J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Ile można czekać. Na technicznych nie można się dodzwonić, ma pani mi pomóc...
J - A jaki jest pana problem.
A - Dekoder mi się nie włącza.
J - Zatem proszę o cierpliwość, przełączę pana do odpowiedniego działu.
A - Ale tam się dodzwonić nie można, ja nie chce być przełączany. Ma mi Pani naprawić dekoder.
J - Jeśli nie chce pan czekać zapraszam z dekoderem do punktu.
I tutaj dyskusja trwa średnio od 10 do 15 minut. Ostatecznie kończy się przełączeniem do odpowiedniego działu.

4.
J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Na telewizorze widnieje komunikat by niezwłocznie się z wami skontaktować i nie mam żadnego kanału.
J - Tak, faktycznie. Ma Pan wyłączony sygnał z powodu zadłużenia.
A - Jakiego zadłużenia? Pobieracie mi co miesiąc z konta pieniądze!!!
Sprawdzam i...
J - Proszę pana nie ma pan polecenia zapłaty, zatem mi sami nie obciążamy Panu konta. Płaci pan co miesiąc z tym że połowę kwoty abonamentowej, czyli zamiast 80 zł płaci pan 40 zł. Na dzień dzisiejszy ma pan 200 zł zadłużenia.
A - Co mnie k*rwa obchodzi wasze zadłużenie, sami pobieracie pieniądze to pobierajcie je dobrze. Macie mi natychmiast włączyć telewizję.
J - Tak jak już mówiłam, nie ma pan zlecenia stałego, czyli my nie obciążamy pana konta. Mógł pan w banku aktywować polecenie zapłaty w wysokości 40 zł.
Generalnie rozmowa trwała prawię godzinę. Tłumaczenie jak krowie na rowie że polecenie zapłaty i zlecenie stałe to dwie różne rzeczy na niewiele się zdało. Pan napisał na mnie skargę na mnie. W odpowiedzi otrzymał informację, że uzyskał ode mnie poprawne informacje i do momentu nieuregulowania opłaty nie włączymy panu sygnału. Zwrotnie dostaliśmy informację, że pozwie nasz wszystkich, a mnie to już w szczególności. Buhu ale się boję.

5.
J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Bo telewizja nie działa.
Sprawdzam i znów wyłączenie za długi. Standardowa gadka i info, że zadłużenie sięga ponad 400 zł.
A - Ja tego nie zapłacę.
J - Rozumiem, w takiej sytuacji muszę panią poinformować, że w przypadku braku opłaty umowa zostanie rozwiązana.
A - Nie interesuje mnie to. Ma mi pani włączyć telewizję i TO JUŻ !!!
J - Włączenie sygnału będzie możliwe dopiero po uregulowaniu zadłużenia.
A - MNIE TO GÓW*O OBCHODZI. MA MI PANI WŁĄCZYĆ TELEWIZJĘ.
J - Tak jak już powiedziałam włączenie sygnału będzie możliwe po uregulowaniu zadłużenia z trzech ostatnich miesięcy w wysokości 400 zł.
A - A no tak p*zdo bo se musisz białe kozaczki kupić, tak? I ja mam za to płacić...
Na mojej twarzy pojawiło się "WTF?!". Połączenie dziwnym trafem zostało zerwane. Może dlatego, że nacisnęłam przycisk z czerwoną słuchawką.

6. Po jakimś czasie pracy na infolinii zostałam przeszkolona do działu technicznego.
J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Telewizja mi nie działa.
Sprawdzam wszystko, okazuje się że abonentka ma niedoprecyzowane ustawienia anteny satelitarnej i musi to poprawić aby odbierać sygnał na własny koszt.
A - Przecież płacę wam pieniądze, to niby za co płacę?
J - Za wysyłanie odpowiedniego sygnału na pani talerz.
I tak de facto jest.
A - No własnie i ten sygnał nie jest wysyłany.
J - Sygnał jest wysyłany bez przerwy, pani tego sygnału po prostu nie odbiera, ponieważ ma pani niedoprecyzowane ustawienie anteny.
A - To skandal, to mam teraz zapłacić 200 zł za to że ktoś przyjdzie i mi anteną pokręci, bo sama tego zrobić nie mogę.
J - Antena jest pani własnością więc nikt nie zabronił pani dotykać anteny.
A - Ja jestem waszą abonentką i za to, że płacę ciężko zarobione pieniądze to mam sobie sama ustawić antenę.
J - A proszę mi powiedzieć jak kupi pani samochód i po jakimś czasie złapie pani kapcia, to dzwoni pani do producenta z żądaniem wymiany opony?
A - Wie pani co ja pracuję w TVNie i zgłoszę tę sprawę do Uwagi.
Abonentka płaciła 19 zł miesięcznie.

7. J - Dzień dobry XYZ, firma piekielna. W czym mogę pomóc?
A - Jestem u dystrybutora. Chciałem oddać dekoder z kartą, ale Pan z obsługi twierdzi, że nie mogę go przyjąć. Czemu?
J - Ponieważ ma pan włączony abonament. Sprzęt może pan zdać dopiero po zakończeniu umowy.
A - A dlaczego zgłaszałem do was, że chcę zakończyć umowę.
J - Zgłaszał pan wypowiedzenie telefoniczne, które nie jest honorowane zgodnie z regulaminem. Jedyny uznawane wypowiedzenie to takie w formie pisemnej, przesyłanej na adres XXX.
A - Ale ja nie muszę tego wiedzieć!
J - Podpisał pan aneks w którym potwierdził pan, że zapoznał się z regulaminem.
A - To było 8 lat temu, nie muszę tego pamiętać.
J - Dlatego jest infolinia na której może się pan zapytać o formę rozwiązania umowy.
A - No to dzwoniłem i nie dostałem tej informacji.
j - Tylko dlatego nie dostał pan takiej informacji, ponieważ po stwierdzeniu, że pan zrywa umowę rozłączył się Pan. Zresztą zaraz możemy odsłuchać rozmowę z tamtego dnia. [Oczywiście bujda na resorach]
A - Ok. Faktycznie to co mam zrobić żeby rozwiązać umowę?
j - Proszę przesłać wypowiedzenie w którym zamieści pan...
A - I kiedy będzie rozwiązana umowa?
J - Obowiązuje Pana trzymiesięczny okres wypowiedzenia, na którego koniec będzie naliczona kara w wysokości takiej a takiej, gdyż pana umowa w dalszym ciągu jest w okresie minimalnym.
A - Ale jak to? Ja już mam drugi abonament wykupiony. To skandal. Tak nie można!!!
J - Świadomie pan podpisał umowę, dodatkowo zawsze o wszystko może się pan dopytać na infolinii, więc w czym jest problem?
Abonent się rozłączył.

call_center

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (43)
zarchiwizowany

#56339

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od niedawna pracuję na infolinii dla pewnej telewizji satelitarnej. Piekielnych sytuacji jest masa. A poziom niektórych abonentów no coż... lekko szokuje.

1. Dzwoni abonent. Od dzień dobry krzyczy, że aż trzeba głośność rozmowy zmniejszyć do minimum. Abonent rezygnuje z umowy. Już w tej sekundzie, jego nic nie obchodzi.
Ja: Zgodnie z regulaminem rozwiązanie odbywa się drogą listowną etc.
A: Ja nic nie będę do was wysyłać.
Ja: W takim razie umowa nie zostanie rozwiązana.
A: Pani chyba nie rozumie ja zrywam umowę właśnie teraz.
Ja: Chyba pan nie rozumie. Podpisał pan umowę a wraz z nią, aneks, że zapoznał się pan z regulaminem w którym jasno jest opisany proces rezygnacji z umowy.
A: A ja nagrywam rozmowę i informuję Panią, że właśnie teraz zrywam umowę.
Trzask słuchawką.
Nie umowa jest dalej aktualna. Z reguły jeśli klient nie opłaca abonamentu i ma takie podejście jak w tej sytuacji, sprawa kończy się po ok 9 m-cach egzekucją komorniczą.

2. Dzwoni abonentka. Abonentka informuje mnie, że jest wielmożną świętą krową. Dodaje informacje, że jej się nie podoba to czy tamto (krzycząc na mnie i tłumacząc, że ona ma do tego prawo) i żąda zmiany oferty programowej na inną.
Efekt: oferta z której pani skorzystała jest w dwóch wersjach promocyjnej i standardowej (dwa razy wyższa opłata niż promocyjna). Poinformowałam oczywiście abonentkę o ofercie w cenie standardowej. Klientka ucieszyła się że tak atrakcyjny pakiet, dostaje w tak niskiej cenie. A ja zgarnę za to podwójną premię. :D

3. Dzwoni męski odpowiednik abonentki z punktu 2. On nas chciał podać do sądu, on jest najważniejszym klientem tej firmy i żąda by do niego zadzwonić, po czym rzuca słuchawką. Oczywiście nie oddzwoniłam, bo po co ma z gburem kontynuować rozmowę. Następnego dnia wpłynęła skarga na mnie, że do niego nie oddzwoniłam. Odpowiedź przełożonych w skrócie: oddzwonienie zależy od dobrej woli konsultanta. Odpowiedź od abonenta: on nas pozwie, a mnie to już w ogóle pośle do kicia.

4. Dzwoni abonent z dość błahym problemem. Z opisu wnioskuję, że klient włączył "ulubioną listę kanałów"(wystarczy przycisnąć jeden guzik by aktywować/dezaktywować tę opcję). Klient ma oczywiście swoją wersję wydarzeń: on wysłał wypowiedzenie, a my blokujemy mu specjalnie kanały.
Ja: Proszę kliknąć przycisk na pilocie z literką "u".
A: Ale wy mi specjalnie blokujecie kanały.
Ja: Wcisnął pan ten przycisk?
A: Nie.
Ja: To proszę to wcisnąć.
A: Ale wy mi specjalnie blokujecie te kanały.
Ta rozmowa trwała na tym schemacie z dobre 10 minut.
Ja: Proszę pana, proszę zakończyć te wywody o teorii globalnego spisku i proszę w końcu przycisnąć ten guzik.
A: Ale ja nie jestem w domu i nie mam tego pilota ze sobą.

5. Czasami tak jest, że na infolinii nic się nie dzieje cały dzień. Zmasowany atak abonentów na infolinię odbywa się w konkretnych godzinach. I tak Kowalski który zadzwoni rano szybciej się połączy konsultantem, niż Nowak który zadzwoni koło godziny 17.00 i wbije się w 50-cio osobową kolejkę(czas oczekiwania na połączenie to plus minus 50 minut). Oczywiście bardzo rzadko zdarza się odwrotnie.
A: To skandal! Czekałam 45 minut na połączenie z Panią. Jak tak można, etc.
Ja: Rozumiem, jednak nie jestem w stanie nic poradzić na to. W czym mogę Pani pomóc?
A: Chciałam się dowiedzieć czy macie w systemie, że pieniądze do was wysłałam, 3 godziny temu.
I w tym momencie witki mi opadły,bo klientka jest z nami od co najmniej paru lat i od zawsze rezerwujemy sobie 3 dni na zaksięgowanie płatności. Rozumiałabym sens czekania na słuchawce, powyżej 5 minut gdyby abonentka z racji zadłużenia miała wyłączony sygnał, ale u niej wszystko było w porządku.

call_center

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (40)
zarchiwizowany

#51219

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję dorywczo (2-3 dni w tygodniu) w jednym ze sklepów w centrum handlowym. Aby dojść do miejsca pracy muszę przejść praktycznie całe centrum. Kilka razy zostałam zaczepiona by dać kilka groszy bo coś tam. Zawsze grzecznie odmawiałam. I jakoś nie odnotowywałam tych sytuacji bo coś tam.
W jednym tygodniu miałam nieco więcej czasu wolnego, więc zgłosiłam się w pracy że przyjdę popracować (przynajmniej kilka groszy więcej wpadanie). Idę do pracy pierwszego dnia, zaczepiła mnie kobieta, że jej portfel wyjęli, że ona biedna nie ma jak wrócić do domu. Odmówiłam i poszłam.
Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Niestety mam słabą pamięć do twarzy więc tym razem dokładnie jej się przyjrzałam.
Dzień trzeci. Kobieta podchodzi, mówi że jej portfel wyjęli. Jakoś tak mi się powiedziało:
- No co pani? Trzeci raz w tym tygodniu? Może najwyższa pora zacząć nosić pieniądze gdzieś indziej?
I poszłam. Tego samego dnia, będąc w pracy zobaczyłam tę wielce poszkodowaną przez los i złych ludzi kobietę. Jak rozkładała towar na półki sklepowe...

sklepy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (203)
zarchiwizowany

#48362

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W dalszym ciągu pracuję w hipermarkecie. Wbrew pozorom ta praca do najgorszych nie należy - ale wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Ostatnimi czasy zajmuję się głównie problemami związanymi z różnicą cen, czy innymi bardziej niecodziennymi sprawami.

1. Dzwoni kasjer, prosi o pomoc bo cena się klientowi nie zgadza. Przychodzę po jakiejś minucie. Klient tłumaczył, że chce kupić sok który kosztuje 4 zł za litr, a który jest w promocji 2 x 1 litr w cenie 5,99, poza tym kasa wybiła cenę 5,99 za jedno opakowanie. Co mi pozostaje? Muszę zapoznać się z cenówką na półce. Informuję o tym klienta. Klient na to radośnie stwierdza, że nie muszę nigdzie iść bo cenówkę zabrał z półki. Patrzę na karteczkę i faktycznie promocja jest: Sok YYY 0,5 litra 4 zł - obok naklejka drugi za 50 %. Wskazuję klientowi miejsce w którym jest jak wół napisane, że dotyczy to soku 0,5 litra. Informuję, że mogę przynieść klientowi odpowiedni sok. W odpowiedzi usłyszałam bardzo standardowe: "Ale ja nie muszę niczego czytać". Generalnie słyszę to od co drugiego klienta, zawsze mam tę samą odpowiedź: "Owszem nie musi pan niczego czytać, ale ma pan do tego prawo, a że się panu nie chce z niego skorzystać to już pana problem".

2. Kolejnym punktem dnia codziennego w sklepie to klienci cwani aczkolwiek leniwi.

Znów się cena nie zgadza. Tym razem dotyczy to męskich slipów. Klient twierdzi, że są w cenie 5 zł za trzy pary a na kasie wybiło cenę prawie 30 zł. Idę do półki. Patrzę a na wieszakach na których są powieszone pakunki z męskimi slipkami istny rozgardiasz. Pierwotnie tańsze slipy zajmowały 12 wieszaków z lewej strony, a droższe 15 wieszaków z prawej strony. A co widzę? Na wszystkich wieszakach jest jeden rodzaj - ten droższy. Z małym ale: po tej części gdzie wisiały tylko te tańsze slipy, te droższe wiszą po jednym opakowaniu na wieszaku. Cenówka leżała zgnieciona na podłodze. Pytam pracownika działu czy ktoś coś wie co do tego zamieszania na wieszakach. Jedna osoba mówi, że z pół godziny temu wieszała opakowania ze slipami i skarpetami i był porządek. Później widziała gościa koło 50, grubego w berecie i z bródką (z opisu łatwo rozpoznać mi w nim "mojego" klienta) jak długo się kręcił wokół tych slipek. Wniosek jest dość oczywisty: koleś sam zdjął "wyższą" cenówkę i porozwieszał paczki ze slipami tak by wyglądało że wszystko jest w tej samej cenie. Wracam do klienta i kasjera mówię, że cena się zgadza z tą z półki. Klient zaczyna mi robić karczemną awanturę nie pomyślał tylko, iż w między czasie upewniłam się co do mojego wysnutego wniosku pytając monitoring co zarejestrował. Skończyło się interwencją chłopaków z ochrony.

3. Kolejny problem dnia codziennego. Ceny się "rozjeżdżają".
Trafił się klient. Jegomość po 70. Chce kupić pierniczki z wersji "de luxe" które standardowo kosztowały około 25 zł. Klient widział promocję, że cena obniżona do 12 zł. Idę i sprawdzam. Faktycznie tak jest, ale oferta była jedną z tych z datą, czyli był czytelny duży napis ofert jest do:... W tej sytuacji dzwonimy do dyrektora z pytaniem czy się zgodzi na zwrot różnicy w cenie. Dyrektor przeważnie się na to zgadza, tym razem też tak było. Informuję klienta, że trzeba się udać do punktu obsługi klienta po różnicę w cenie. Klient się uparł, że skoro taka jest cena na półce to on chce je teraz tutaj kupić w tej właśnie cenie. Zapierał się długo ze 30 minut i bynajmniej nie ograniczał się w słownictwie. Generalnie dyskusja zakończyła się w ten sposób.
Klient: To skandal by starzy, schorowani ludzie musieli tyle biegać po sklepie by kupić pierniki!!!
Ja: Skoro ma pan siłę by awanturować się tutaj od ponad 20 minut to podejrzewam, że może pan przejść te 50 metrów. Kupuje pan te pierniki albo na naszych zasadach albo w cale.

Dla sprostowania dodam: nie ma możliwości by ktokolwiek z pracowników hali sprzedaży mógł zmienić cenę w systemie.

4. Zamknięcie sklepu. Ściślej zamykamy za 20 minut ale na tak ogromnym obiekcie wymaga to dużej sprawności by ostatni kasjerzy opuścili sklep po 30 minutach od zamknięcia, a nie po 2 godzinach (niestety czasami się to zdarzy, niestety bo część działów nie dostaje za to żadnych pieniędzy). Na sklepie są dostępne dwa typy chlebów: te sprzedawane w całości i te sprzedawane pokrojone, wypiekane na miejscu.
Podchodzi do mnie klient.
Nadmienię, że często zaczepiają mnie klienci którzy chcą złożyć skargę czy po prostu się powydzierać na kogoś. Podejrzewam, że jest to sprawka tego iż w dalszym ciągu wyglądam jak 18-sto latka, mimo iż kilka lat temu skończyłam 20 lat. W każdym razie ludzie lubią pokrzyczeć na kogoś kto pewnie nie będzie wiedział jak na to zareagować.
Klient: Chciałem kupić chleb i chciałem by ta pani ze stoiska pokroiła mi go na krajalnicy, ale mi odmówiła czy ona może tak?
Ja: Tak, może.
K: A dlaczego?!
J: Bo za chwile zamykamy sklep, a ona ma cały dział do sprzątnięcia.
K: No dobrze ale jestem klientem i przecież macie robić to o co was proszę!!!
J: No tak, kupuje pan chleb za 1,59 zł i myśli pan, że tej kobiecie opłaci się zostać kolejne 20 minut by wysprzątać krajalnicę i wszystko w koło?
K: Tak owszem.
J: To się pan myli. Jak pan koniecznie chce kupić krojony chleb to proponuję kupić taki który jest zapakowany i pokrojony - przynajmniej będzie mieć pan pewność, że jest z dzisiejszego wypieku.
I w tym momencie klient poczerwieniał na twarzy, do oczu mu napłynęły łzy i łamiącym się głosem odpowiedział: O super, naprawdę fajnie!!!
Prawdę powiedziawszy gdyby klient poprosił o to samo dosłownie ze 20 minut wcześniej koleżanka nie robiłaby mu problemu.

5. Zamknięcie sklepu part 2. Pięć minut do zamknięcia. Generalnie na samą godzinę "zero" zostawiamy grupkę 10 kasjerów na otwartych kasach. Tworzy się niesamowita kolejka. Ludzie jak to ludzie lubią sobie przechadzać się po sklepie i po trzy godziny, ale do kasy to muszą być pierwsi w kolejce. Kasa nr któryś tam zamknięta. Czekam jeszcze przed bramką, aż kasjerka zejdzie z kasy co by jej się jakiś klient nie wepchnął. Tak, czasami się zdarza, że kasjerka spakuje pieniądze, wyloguje się z systemu, zbiera swoje rzeczy, a tu klient hop siup bramkę otwiera wywala rzeczy z wózka/koszyka i on ma być tu i teraz obsłużony. Inny klient zobaczy, że kasjerka obsługuje jednego i też na chama wpycha się do zamkniętej kasy. Zatem stoję i powtarzam, że kasa zamknięta i "toruję" dojście klientom.
Podchodzi para. Wiek coś po 30 z maluchem śpiącym w wózku. W koszyku naprawdę potrzebne rzeczy, niezbędne do przeżycia do kolejnego rana. Mianowicie: dwa kubki i opakowanie serwetek.
Ja: Kasa zamknięta.
Klient: Ale my jesteśmy z dzieckiem.
Wzruszyłam ramionami, na co klient odparł:
K: Ale panią to wcale nie obchodzi.
J: Nie szczególnie, zważywszy że mały całkiem smacznie sobie śpi.
K: To my tutaj więcej zakupów robić nie będziemy.

Naprawdę rozumiem tych którzy już koniecznie muszą przyjść na zakupy z dzieckiem. Zdarza się, że jeden z rodziców jest np. zajęty i pociechy nie ma z kim zostawić w domu. A dzieci w sklepie spokojne z reguły nie są. To oczywiście są przypadki, że sama wepchnę takiego człowieka z malcem gdzieś do kasy jako pierwszego by jak najszybciej mógł opuścić sklep.
Ale gdy jest dwoje rodziców to jedno spokojnie mogło zostać w domu i opiekować się malcem skoro to dla nich problem by je uspokoić w miejscu tak gwarnym.
Najczęściej jednak tatusiowie na siłę biorą dzieciaka do sklepu by wepchnąć się w kolejkę, a takie osoby u sporej części obsługi sklepu i klientów raczej uznania nie otrzymają. Już mi się raz przytrafiła awantura o to że nie chciałam "wepchnąć" klientów z "małym" dzieckiem. Tyle, że to dziecko miało coś około 8 lat i żeby było zabawniej klienci mieli dwa wielkie wózki wypchane zakupami...

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (239)
zarchiwizowany

#47459

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótki wstęp: mama źle się poczuła (delikatnie rzecz ujmując), a że był środek nocy to skazane byłyśmy na wizytę w szpitalu.

Dojeżdżamy do placówki, zgłaszamy się w rejestracji/recepcji czy jak to tam się nazywa. Po 30 minutach wzywają mamę na badania. Poszła. Ja zostałam w poczekalni.

Mija godzina. Wzywają pacjentkę - moją mamę. Wzywają ją raz i za kilka minut drugi raz. Po drugim razie pomyślałam, że może gdzieś się zgubiła albo coś. Dzwonię. Okazuje się że ona nic nie wie aby ją ktoś szukał. Idzie wyjaśnić sprawę.

Okazuje się że nie wprowadzili jej do systemu, czy czegoś tam że została przyjęta.

Mija druga godzina moja mama wychodzi z izby zła. Co się okazuje? Przez dwie godziny zrobili jej ekg. Nie widziała żadnego lekarza. Pytam w takim razie dlaczego wyszła. Okazuje się, że w pokoju w którym kazali jej czekać znajdują się dwie pacjentki które uwaga: zgłosiły się na izbę kilka minut po 12:00 w środku dnia. Zrobiono im badania i jeszcze z żadnym lekarzem nie rozmawiały. Była 3:00 w nocy... A wszystkie w tym pokoju siedziały z podejrzeniem zawału.
A co robili lekarze? Siedzieli sobie w oddzielnym pokoju (mama przypadkiem ich podejrzała gdy któryś student wchodził do pokoju z wynikami).

A te kobiety z którymi rozmawiała mama nawet szklanki wody nie dostały przez tyle godzin...

Mamy to szczęście że mamy wykupiony abonament w prywatnej placówce, więc w ciągu dnia możemy tam wykonać wszystkie badania i mamy wizyty niemal od ręki.

Tylko się tak spytam: na jaką cholerę to zdrowotne ubezpieczenie skoro pomocy i tak nie uzyskasz? No chyba, że ktoś tu twierdzi iż w przypadku zawału/zatoru/wylewu czy masy innych poważnych stanów jakikolwiek pacjent przeżyje tyle godzin "diagnozowania"...

służba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (32)

#38193

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Największe absurdy i bzdury w sklepie...

Zróbmy promocję mega dużą!

Mamy artykuł X. Jego standardowa cena to 10 zł. Doklejamy karteczkę, że dziś X kosztuje 2 zł. Gdzie jest haczyk? Nie wprowadzajmy tego do systemu, bo i po co? Jak ktoś się skapnie, niech klient idzie do BOKu po różnicę w cenie, jak nie, no cóż to frajer...

Osobiście radzę wam notować nawet w telefonie takie promocje i pytać w kasie czy tak rzeczywiście jest. Jeśli nie, to po prostu sobie odpuście, no chyba że za te 8 zł jesteście gotowi stać w kolejce godzinę czy półtorej - bo w takich sytuacjach niestety te kolejki są olbrzymie...

System z cenami.

Podłączenie 40 kas na raz przeciąża system, w wyniku czego obsługa klienta trwa milion razy dłużej. Co zrobimy? Kupimy nowy sprzęt? Toż to za drogo. Łatwiej podłączyć kasy chwilę przed otwarciem, niech zapisze dane, później ją odłączamy. Jaki to daje efekt? Artykuł Z w kasie pierwszej kosztuje 7 zł, w kasie dziesiątej 17, a w innej kasie 15. Cena na półce: 14 zł.

Sprawdzaj paragon dokładnie jeśli nie chcesz być oszukany. Jeśli cena jest niższa to Twój zysk, ale jak wyższa to nie zgadzaj się na to i składaj skargę w BOKu oraz odpowiednich urzędach ochrony konsumentów.

Kolejny rodzaj promocji.

Przeznaczymy cztery kartony na to, powiedzmy kawy w foliowym opakowaniu. Znów naklejka na półce odpowiednia z promocyjną ceną. Oczywiście napis na niej jest niezrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego.
Haczyk: obok ustawmy kawę tej samej marki, tego samego gatunku, tej samej wagi - tylko w szklanym opakowaniu, cena tej kawy jest prawie dwukrotnie wyższa. Pierwsza, promocyjna kawa, rozejdzie się rankiem pierwszego dnia promocji. Ale tej kawy na magazynie już nie ma, a nawet jeśli przełożeni dają zakaz wystawiania tego towaru. Zamiast promocyjnego na półce jest mnóstwo odpowiedników tej droższej kawy i ta będzie na bieżąco wystawiana. Co zrobi przeciętny Kowalski zamyślony własnymi sprawami? Sięgnie po tą w szklanym opakowaniu, myśląc że wyda mniej.

Jak możecie się ustrzec przed tym? Znów zapytajcie w kasie, ale darujcie sobie komentarze pod naszym adresem.

Tych przykładów można by przytaczać mnóstwo. A wiecie czemu tak jest? Bo sklep jest w stanie zapłacić za karę i w dalszym ciągu zarobić, gdyż my jako konsumenci nie raz i nie dwa dajemy się nabrać mimo tysięcznych ostrzeżeń.

W trakcie promocji tego rodzaju mamy na jednej kasie w ciągu dnia około 200 klientów, wiecie ile zapyta o promocję? Może z 5.

ps. Napiszę jeszcze, że część kasjerów (w tym ja) powiedzą Ci na początku, że promocja jest ale musisz pójść do BOKu i stracić czas. Nam to przecież bez różnicy, czy powiemy czy nie. Ale spora większość kasjerów machnie na to ręką, niestety...

sklepy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 595 (661)
zarchiwizowany

#38897

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię o kretynce która na czerwonym przechodziła przez jezdnię i koniec końców została potrącona http://piekielni.pl/38123#comments przypomniała mi się moja koleżanka.

W tamtym okresie byłyśmy bardzo zżyte (przynajmniej ja tak to odbierałam). Koleżanka, nazwijmy ją Ania, miała matkę która zginęła w wypadku samochodowym, gdy sama Ania miała jakieś 8 - 9 lat.

Ania podobnie jak bohaterka w/w historii miała straszny zwyczaj pakowania się na jezdnię kiedy potrzebowała przejść na drugą stronę. Nie ważne czy samochody jechały, czy było czerwone dla pieszych. Jej argument zawsze brzmiał: "jak mnie potrąci samochód, to kierowca płaci".

Raz o mały włos nie wpakowała się pod samochód dostawczy. Uniknęła zderzenia chyba tylko dlatego, że ostatecznie szarpnęłam ją za kurtkę do tyłu a ta "zaliczyła glebę swoim siedzeniem".
[A] Co Ty robisz? Jakby mnie potrącił to by musiał zapłacić!
[J] A za matkę ile odszkodowania dostałaś, że ci się opłaca rzucać pod samochód?!

Zdaję sobie sprawę, że bardzo brutalnie się zachowałam, ale od tamtego wypadku do końca naszej znajomości (a trwało to jeszcze ok 3 lat) Anka ani razu nie "rzuciła" się pod koła.

Każda możliwa ulica w mieście...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (230)

#36534

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Któregoś upalnego dnia w czerwcu wyszłam z psiakiem na rutynowy spacerek. W drodze do takiego "psiego skweru" mijam przedszkole. Godzina była taka, że dzieciaki latały po podwórku przedszkola jak osy w ulu - poważnie, tylko zamiast bzzz było donośne AAAA!!! Przy końcu ogrodzenia, na terenie przedszkola jest ustawiony taki schowek na miotły i inne duperele. Ktoś inteligentnie ustawił ten schowek-komórkę, czy jak to nazwać w odległości ok 60 cm od ogrodzenia.

Idę z psem jak zawsze wokół tego płotka i patrzę, że dwóch chłopców trzyma trzeciego. Jeden za koszulkę, drugi za szyję i go podnoszą do góry. Ten co wisiał w powietrzu był biały na twarzy. Zaczęłam krzyczeć na dzieciaki, bo co innego mogę zza 2 metrowego ogrodzenia zrobić. Kilka osób się zatrzymało, trochę dzieci zbiegło.

Mimo zamieszania przedszkolanka tyłka nie ruszyła. To podeszłam w jej stronę. Patrzę, a tępa [M]ałpa sobie gazetę czyta.

[J]a: Przepraszam, wie pani że tam za schowkiem dwóch chłopców dusi trzeciego?
[M]: Nie, nie wiem.
[J]: To by może pani odłożyła tą gazetę i wzięła się do pracy!!! - Nie, nie klęłam. Niech się smarkacze nie uczą takiego języka...

Podniosła te swoje cztery litery i poszła w ich stronę. Dzieciaki jak to dzieciaki, nie zdają sobie sprawy, że możesz komuś krzywdę wyrządzić. Są w taki wieku, że się tego dopiero uczą. Nie dziwi mnie również fakt, że ktoś się dziećmi nie interesuje czy nie lubi (sama za nimi nie przepadam, no cóż, tak się zdarza). Ale po kiego czorta idzie pracować w przedszkolu?

przedszkole

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (537)
zarchiwizowany

#37221

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tuż przed wyjazdem należało zaszczepić psa (jak co roku). Przy okazji weterynarz został poproszony o przeczyszczenie zatok zwierzęciu (dla nie wtajemniczonych, przetoki u psa znajdują się koło odbytu, gdy są one pełne zwierze albo je samo oczyszcza jeżdżąc tyłkiem po ziemi, albo wygryzają nawet do ran okolice zatok).

W trakcie czyszczenia pies jak nigdy zaczął się wyrywać i potwornie piszczeć. Weterynarz stwierdziła, że pies przesadza (a potrafi popiskiwać przy obcinaniu pazurów - czasami mam wrażenie, że próbuje wyłudzić dodatkowe łakocie od weterynarza), więc się w temat nie zagłębiłam.

Tuż po wizycie u weterynarza mój pupil wylądował w "salonie" dla psów w celu kąpieli (jakby nie patrzeć waży on ponad 40 kg i sama do wanny go nie włożę). Po kąpieli pan który mył psa powiedział, że zwierze ma pęknięcie przy odbycie i przyszedł już z tą raną. Z powodu późnej godziny, wizyta u weta przełożona została na następny dzień.

Kolejnego dnia w gabinecie był już inny weterynarz. Sytuacja została opisana, doktor zajrzał do "karty" psa. Okazało się, że poprzedni lekarz nie wpisał nawet wizyty do systemu. Niby mógł sam sobie to zrobić (w taki sposób wet bronił tego drugiego) ale czemu nic nie powiedział przy czyszczeniu zatok? Dlaczego sama wizyta nie została wpisana do systemu?

Koszty leczenia oczywiście przychodnię weterynaryjną nie interesują, a psiak męczy się z tym już od miesiąca (rany w tych okolicach nawet u ludzi się długo goją).

Całe szczęście w tym wszystkim, że szybko to wyszło na jaw, a nie po jakimś czasie, więc i ryzyko infekcji jest dużo niższe...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (217)