Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49106

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niech nas opatrzność chroni przed klientami, którym się... nudzi.

Środa była dniem spokojnym, ruch z rana był znikomy, nie działo się nic specjalnego. Nikt nikogo nie okradł*, nie oszukał*, nikt nie skarżył się na promocje czy obsługę.

Mimo to w czwartek na naszej skrzynce mailowej pojawiła się skarga pewnej klientki. Skargi składane do centrali naszej sieci sklepów są przepuszczane przez system i zawsze trafiają do sklepu, wobec którego klient ma jakieś roszczenia. Zasada jest taka, że to "oskarżany" sklep ma obowiązek rozwiązać problem z klientem, centrala się do tego nie miesza.
Musimy odpowiadać na każdą skargę, nawet najbardziej bzdurną, jak np "Dlaczego w Biedronce jest cukier po xx a u was po xx? Jesteście oszuści!", albo "Papier toaletowy w łazience dla klientów jest za szorstki! Moje hemoroidy nie mogą być traktowane tak szorstkim papierem! Nie dbacie o klientów! Macie nas za nic!". Jeśli myślicie, że treść tych skarg wzięłam sobie z wyobraźni, to się mylicie.

Pani, o której mowa w tej historii napisała zbiór lamentów o znaczeniu i wadze mieszczącej się pomiędzy ceną cukru a szorstkością papieru ściernego... ups... toaletowego.
Zasiadam do odpisywania. Jako, że klientka nie chciała podać swoich danych kontaktowych, to nasza korespondencja odbywała się przez centralę.

W pierwszym mailu standardowo przeprosiłam klientkę i zapewniłam, że jak "Bozi nozi", to był ostatni raz. Zrobiłam to w sposób krótki, aczkolwiek treściwy.
Odpowiedź:
"Jeśli myślicie, że zadowoli mnie tak lakoniczna odpowiedź, to jesteście w błędzie:-)"

W mailu nr 2 wspięłam się na wyżyny elokwencji i wysłałam esej pt "My niegodni, błagamy o wybaczenie, cz.II".
Odpowiedź:
"Jeśli myślicie, że jak się rozpiszecie to wam wybaczę, to mylicie się jeszcze bardziej niż wcześniej:-)".

W tym momencie już wiedziałam, że z tą Panią łatwo nie będzie. Nasza korespondencja trwała około tygodnia. Przyznam szczerze, że im bardziej traciłam cierpliwość, tym większą ilość emotikonów imitujących uśmieszki widziałam w mailu owej Pani. Mówiąc krótko - ją to bawiło. Robiła sobie z nas jaja i miała ubaw po pachy.

Postanowiłam zaprosić ją do nas na rozmowę w cztery oczy.
Odpowiedź:
"Nie mam ochoty was więcej widzieć i nie będę traciła swojego cennego czasu i swoich pieniędzy na dojazdy do was".
A pod spodem "Ale i tak czekam na odpowiedź."
Miałam ochotę walić głową w biurko i zagryźć osobę z "góry", która zarządziła, że każdego takiego maila mamy traktować priorytetowo i z wielkim szacunkiem. Zasięgnęłam rady kierownictwa. Usłyszałam "Casandra zrób coś, walcz o naszego klienta!".

Dyrektor postanowił ułagodzić Panią drobnym upominkiem w postaci skromnego, lecz bardzo ładnego kosza ze słodyczami.
Nie poparłam tego pomysłu, bo klientce żadnej przykrości nie wyrządziliśmy, wręcz dostarczyliśmy jej całej masy rozrywki, dzięki możliwości strojenia sobie z nas żartów w "żywe oczy". Jako, że słowo Dyrektora to rzecz święta, zaprosiłam Panią do nas po odbiór "przeprosinowego" kosza.
Odpowiedź:
"Poważnie?!!!! Jesteście kochani! Wzruszyłam się! Jutro będę".

Ręce i cycki mi opadły. A gdzie się podziało "nie chcę was widzieć, nienawidzę was, szkoda mi czasu i pieniędzy?". Ja wiem, że kobieta zmienną jest, ale coś takiego nie mieściło się nawet w mojej małej, kobiecej głowie. Złośliwy los chciał, że na drugi dzień akurat miałam pracować w godzinach, w których owa Pani zapowiedziała się w celu nawiedzenia nas.

O umówionej godzinie do POK-u podchodzi kobieta wyglądająca jak "milion dolarów". Bardzo ładna, młoda osóbka, ubrana drogo i ze smakiem. Nie tego się spodziewałam. Czekałam na pyskatą, rozpuszczona jak dziadowski bicz dziewuchę, której w domu się pewnie nie przelewa, skoro swoją dumę schowała w kieszeń dla kilku łakoci. Ze stanu szoku wytrąciły mnie słowa:
- Ja w sprawie nagrody... yyy... koszyczka.

Nagrody? Chyba w konkursie "Piekielna roku". Litości...
Automatycznie podałam jej upominek, kobieta stanowczym gestem wyjęła mi go z rąk i z szerokim uśmiechem wymaszerowała ze sklepu.
Stałam dalej jak słup soli, gdy podeszła do mnie przyczajona za rogiem kierowniczka i zapytała:
- Oderwałaś tą karteczkę, która była przyczepiona do koszyczka?
- Jaką karteczkę?
- No tą, która przyczepiła jedna z pracownic, by nam się koszyczki nie pomyliły, w razie, gdyby ciebie nie było na sklepie. (słyniemy z koszyczków na zamówienie, mamy masę zleceń każdego dnia)
Treść karteczki:
"Dla Pani, której się nudzi (plus 3 uśmieszki)."
Jak widać los bywa złośliwy w obie strony.


*standardowe oskarżenia, które słyszymy pod swoim adresem od klientów, którzy źle spojrzeli na cenę lub oznaczenia promocji

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (691)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…