Jak się każdemu nagle coś przypomina, to i mnie się przypomniało. Na drugim roku studiów miałem nieszczęście mieć za ćwiczeniowca szanownego pana prodziekana, człowieka mającego o sobie i swoim przedmiocie bardzo duże mniemanie. Tak się zdarzyło, że z powodu wizyty u lekarza nie mogłem być na jednych ćwiczeniach (dopuszczana była jedna nieobecność, którą wcześniej "straciłem" z powodu spóźnienia).
Poprosiłem więc grzecznie panią doktor, aby mi wystawiła zaświadczenie, że faktycznie u niej byłem. W następnym tygodniu idę do ćwiczeniowca, zanoszę mu zaświadczenie, na co on odpowiada, że mi go nie uzna, bo nie ma na nim wypisanej godziny wizyty ani PIECZĄTKI SZPITALA, w którym pani doktor pracuje (bo jak nie ma pieczątki, to znaczy że zaświadczenie jest fałszywe; w końcu każdy wie, że lekarze przyjmują tylko w szpitalach, a prywatne gabinety nie istnieją).
Wlokę się więc ponownie do pani doktor po nowe zaświadczenie i znów po tygodniu zanoszę je do ćwiczeniowca, nadal bez pieczątki, ale z dopiskiem:
"Pana również zapraszam."
Minę ćwiczeniowca pamiętam do dzisiaj.
Pani doktor jest psychiatrą :-)
Poprosiłem więc grzecznie panią doktor, aby mi wystawiła zaświadczenie, że faktycznie u niej byłem. W następnym tygodniu idę do ćwiczeniowca, zanoszę mu zaświadczenie, na co on odpowiada, że mi go nie uzna, bo nie ma na nim wypisanej godziny wizyty ani PIECZĄTKI SZPITALA, w którym pani doktor pracuje (bo jak nie ma pieczątki, to znaczy że zaświadczenie jest fałszywe; w końcu każdy wie, że lekarze przyjmują tylko w szpitalach, a prywatne gabinety nie istnieją).
Wlokę się więc ponownie do pani doktor po nowe zaświadczenie i znów po tygodniu zanoszę je do ćwiczeniowca, nadal bez pieczątki, ale z dopiskiem:
"Pana również zapraszam."
Minę ćwiczeniowca pamiętam do dzisiaj.
Pani doktor jest psychiatrą :-)
Sz.P. profesor Pie...ski
Ocena:
1352
(1400)
Komentarze