Jakoś tak wyszło, że w mojej szkole w pokoju nauczycielskim rozniosła się informacja, że moi rodzice pracują w teatrze.
Zaczęły się pytania co robią, jaki teatr, czy to ciężka praca, na które raczej odpowiadałam, bo raczej nic na tym nie traciłam, a przynajmniej moja klasa była mi wdzięczna za tę pogadankę o teatrze, bo przynajmniej nauczyciel nie pytał z supermegatrudnego tematu.
Było okej, do czasu kiedy moja poloniska zawołała mnie po lekcji i zaczęła zadawać pytania odnośnie zniżek dla pracowników. Owszem są takie zniżki, nie trzeba jakoś super się natrudzić, żeby je dostać. Wystarczy, że pracownik pójdzie do kasy teatru, powie kiedy i na jaki spektakl i dostaje taką zniżkę od ręki. Polonistka najpierw wypytywała o spektakle, które moim zdaniem są najlepsze, po czym grzecznie spytała czy mogłabym poprosić mamę o załatwienie takiej zniżki dla niej i dla jej męża.
Nie ma problemu, dzwonię do mamy, mówię co i jak, wszystko załatwione. Nauczycielka jedzie po pracy do teatru, odbiera bilety i wszystko gotowe.
Pewnie, chciałabym.
Miesiąc później (no tak, tak to bywa w teatrze, że bilety na sztukę rezerwuje się z miesięcznym wyprzedzeniem) nauczycielka na lekcji jest wyjątkowo niemiła, pomrukuje coś pod nosem, odpowiada zagadkowo na każde pytanie, dotyczące przerabianego zadania.
Jeden z typowych 'kujoników' i 'pupilów nauczycieli' zadaje w końcu pytanie czy coś się stało.
Spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić.
-Owszem stało się! Ale cóż, tak to już jest, kiedy w ślepo wydajesz pieniądze, słuchając jakiś smarkaczy i siedzisz ponad 2 godziny oglądając jak ludzie robią z siebie idiotów!
Cóż, jestem w szoku do teraz.
Zaczęły się pytania co robią, jaki teatr, czy to ciężka praca, na które raczej odpowiadałam, bo raczej nic na tym nie traciłam, a przynajmniej moja klasa była mi wdzięczna za tę pogadankę o teatrze, bo przynajmniej nauczyciel nie pytał z supermegatrudnego tematu.
Było okej, do czasu kiedy moja poloniska zawołała mnie po lekcji i zaczęła zadawać pytania odnośnie zniżek dla pracowników. Owszem są takie zniżki, nie trzeba jakoś super się natrudzić, żeby je dostać. Wystarczy, że pracownik pójdzie do kasy teatru, powie kiedy i na jaki spektakl i dostaje taką zniżkę od ręki. Polonistka najpierw wypytywała o spektakle, które moim zdaniem są najlepsze, po czym grzecznie spytała czy mogłabym poprosić mamę o załatwienie takiej zniżki dla niej i dla jej męża.
Nie ma problemu, dzwonię do mamy, mówię co i jak, wszystko załatwione. Nauczycielka jedzie po pracy do teatru, odbiera bilety i wszystko gotowe.
Pewnie, chciałabym.
Miesiąc później (no tak, tak to bywa w teatrze, że bilety na sztukę rezerwuje się z miesięcznym wyprzedzeniem) nauczycielka na lekcji jest wyjątkowo niemiła, pomrukuje coś pod nosem, odpowiada zagadkowo na każde pytanie, dotyczące przerabianego zadania.
Jeden z typowych 'kujoników' i 'pupilów nauczycieli' zadaje w końcu pytanie czy coś się stało.
Spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić.
-Owszem stało się! Ale cóż, tak to już jest, kiedy w ślepo wydajesz pieniądze, słuchając jakiś smarkaczy i siedzisz ponad 2 godziny oglądając jak ludzie robią z siebie idiotów!
Cóż, jestem w szoku do teraz.
nauczyciele
Ocena:
727
(859)
Komentarze