Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#50063

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z rodziną od strony taty utrzymuję bardzo chłodne kontakty.

Historia zaczęła się jeszcze przed moim urodzeniem - siostra taty wyszła za mąż i szwagier się wprowadził. A wraz ze szwagrem jego upodobanie do kolekcjonowania wszystkiego - podwórko i stodoła zaczęły się zapełniać gnijącymi samochodami wypełnionymi po sam sufit 'skarbami' - a to jakąś plastikową zepsutą zabawką, a to szklaną rybą, a to niedziałającym sprzętem RTV. Piwnica, strych i reszta domu również z miesiąca na miesiąc zamieniały się w graciarnię. Pisałem tu kiedyś o tym, jak zawartość biblioteczki dziadka, zapełnionej książkami, z których większość była wydana jeszcze w XIX wieku (kilka nawet w XVIII) została, na rzecz tandetnych pamiątek minionego (no, wtedy jeszcze nie takiego minionego) ustroju, umieszczona w koszu na ziemniaki i wyniesiona na wilgotny strych.
Tak więc tata miał powody do niekochania szwagra, którego niestety reszta domowników bez słowa krytyki znosiła.

Później tata się wyprowadził, ożenił i urodziłem się ja. Jako, że rodzice oboje pracowali, a dziadkowie z obu stron zaoferowali pomoc, jakiś czas spędzałem z dziadkami i ciotką od strony mamy, a jakiś czas z dziadkami i ciotkami od strony taty.
Zdarzyło się razu pewnego, a miałem tak jakoś z 10 lat, że dostałem od babci ze strony mamy 10 zł 'na cukierki' - ot taki prezent bez okazji. Pieniądz schowałem do kieszeni i (co rzadkie, przy takiej kupie szmalu ;) ) zapomniałem.

Następnego dnia przyszła kolej na wizytę u dziadków ze strony taty. Do obiadu rozłożono jedną szklankę za mało - 'Gryfu, skocz po szklankę'
Poczłapałem więc do kuchni, otworzyłem kredens i spadł na mnie koszyk z dokumentami i innymi takimi, który ze względu na brak miejsca, trzymany był w kredensie razem ze szklankami. Papiery, dokumenty i banknoty (od Kazimierza Wielkiego wzwyż) rozsypały się po całej kuchni i trochę mi zajęło, zanim wszystko zebrałem i ułożyłem w koszyku. Ułożyłem koszyk na swoim miejscu, wziąłem szklankę i wróciłem do jadalni.
Kiedy wieczorem przyjechał po mnie tata, wywiązała się mniej więcej taka rozmowa:
[C]- ciotka
[S]- mąż ciotki, wyżej wspomniany szwagier
[T]- tata
[G - Gryfu

[C] -Nie przywoź tu już więcej Gryfa, nie chcę tego złodzieja pod swoim dachem widzieć!
[T] -Jakiego złodzieja? O co chodzi?
[C] -Bo [S] widział, jak nam grzebie w dokumentach i pieniądzach!
[T] -Grzebałeś?
[G] -Nie grzebałem...
[S] -Nie kłam! Widziałem jak grzebałeś tu o... - w tym momencie otwiera kredens, z którego po raz kolejny tego dnia wypadł koszyk wraz z zawartością.
[G] -No bo ja chciałem szklankę wyjąć, a koszyk spadł tak jak teraz...
[S] -Nic nie spadło! Grzebałeś w pełnym koszyku!
[G] -Bo pozbierałem to, co się rozsypało i układałem...
[S] -Ta? I nic nie ukradłeś? Pokaż kieszenie! No już!

Tak więc pokazałem zawartość kieszeni - skasowany bilet autobusowy, jakiś ciekawy kamyk oraz... zapomniana dziesiątka z wczoraj.
[S] -O widzisz! - i łaps banknot -W więzieniu wylądujesz, zobaczysz!
[G] -Ale to od babci... wczoraj dostałem... na cukierki...
[T] -Oddaj to. Przecież wszyscy wiemy, że nie trzymacie tam nic drobniejszego od miliona.
[C] -Ale mogliśmy przez pomyłkę tam włożyć! Poza tym patrz - tam leży pół miliona!

Tata tylko pokręcił głową i mnie zabrał. Pojechaliśmy do babci od strony mamy, która potwierdziła, że dostałem dychę na cukierki. Na pocieszenie dostałem dwa razy tyle i już więcej nie jeździłem po szkole do rodziny ze strony taty.

A wspominam o tym, bo zaczynają się pojawiać 'drobne' sugestie, że to najbliższa rodzina i na wesele wypada zaprosić... Ta, już biegnę zaproszenia pisać.

rodzina

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 782 (838)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…