Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50211

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Budyniek http://piekielni.pl/49899 przekonała mnie do rejestracji i wrzucenia własnej opowieści odnośnie 'tatusiów'. Będzie długo, smutno i z prośbą do was na końcu.

Mój ojciec zawsze był cholerykiem i tyranem. Nigdy nie było go w domu, a jak przyjeżdżał to musiałyśmy udawać, że pracujemy / sprzątamy, nawet jeśli wszystko było na błysk. Zawsze krzyczał, lecz jeśli tylko pojawiali się znajomi - udawał najlepszego z ojców.

Ojciec zakazywał nam czytać książek, co do tej pory budzi u mnie niezrozumienie, sam w życiu przeczytał jedną książkę (może i pięć razy, jak sam mówił, ale tylko jedną) i nie życzył sobie, żebyśmy 'marnowały czas na czytanie'.
Stąd pamiętam jak chowałam się w szafie by przeczytać przemycone od znajomej tomiszcze Harry'ego Pottera, zarywając noce i odsypiając na zajęciach w podstawówce.

Notorycznie opowiadał, że nie mamy pieniędzy - matce dawał sto złotych na wyprawienie świąt bożego narodzenia i kupienie prezentów, a sam przyjeżdżał z nowym komputerem, telefonem i wiertarką czy innym ustrojstwem. Bywało tak, że zmieniał telefon co dwa tygodnie, bo musiał mieć najnowszy, najlepszy, żeby 'na zewnątrz' pokazać jakim jest wielkim biznesmenem (w tych swoich krótkich spodenkach w hawajski design i koszulce jakiegoś browaru robił raczej marne wrażenie na innych).

Pomimo tego - kontakt miałam z nim całkiem dobry, zabierał nas na wakacje na obozy żeglarskie, na biwaki, ogniska, spływy. Czasem jechaliśmy na jakiś koncert czy zlot motocyklowy.

Wszystko to skończyło się gdy mama wyjechała do Norwegii na kontrakt, żeby sezonowo dorobić trochę pieniędzy.
Moja siostra już dawno na studiach, ja w gimnazjum, ojciec miał zostać ze mną i się mną opiekować. Zamiast tego 'wyjeżdżał do pracy' na dwa tygodnie, poczas gdy widziałam że jego samochód stoi pod obcym blokiem parę ulic dalej. Zostawiał mnie tak bez pieniędzy, bez jedzenia, więc któregoś razu po powrocie zrobiłam mu aferę, że muszę po sąsiadach chodzić bo nie mam co jeść, a on sobie po znajomych nocuje.
Kazał mi się wtedy wynosić z domu, że nie będę na niego krzyczeć, a kiedy rzeczywiście się spakowałam i wyszłam, to po godzinie przyszedł krzycząc, że mam w domu siedzieć.
Jego niezdecydowanie tylko mnie zdenerwowało, jednak zaraz potem znowu wyjechał i nie miałam nawet jak przelać na niego swojej złości.

Kiedy wrócił kazał mi się spakować i pojechaliśmy 'nad wodę', jak zawsze w ciepłe weekendy. Tam powiedział mi, piętnastolatce, że 'mężczyzna ma swoje potrzeby' i że 'matka mu nie wystarcza'. Zaproponował, że przywiezie do mnie swoją nową kobietę.
Byłam w szoku, ale postanowiłam dać mu szansę - no zdarza się, ludzie się rozchodzą, ja byłam akurat w trakcie 'poważniejszego' związku i rozumiałam o co chodzi. Kiedy przyjechali, okazało się, że jego 'nową ukochaną' jest moja nauczycielka z podstawówki. Razem z nią przywiózł jej dziecko, wtedy sześcioletnią rozpieszczoną pannicę.

Chciałam spróbować to poukładać, ale kiedy jego kobieta kazała mi mówić do siebie 'mamo', gdy moja matka akurat wróciła zza granicy, wściekłam się i krzyczałam, że nie ma prawa, bo ja mam już mamę.
Gdy opowiedziałam o tej sytuacji ojcu - nie uwierzył, odwiózł mnie do domu bez moich rzeczy i już więcej się nie pojawił.
Do czasu.

Gdy powiedziałam mamie co zaszło, podjęła się próby rozwodu. Nikt nie chciał poświadczyć, że ojciec ma kochankę, siostra nie chciała się kłócić z ojcem, mnie mama nie chciała wystawiać na stres. Sąsiedzi odmówili zeznań, rodzina ojca złożyła fałszywe ale nikt nie umiał nic udowodnić.
Stwierdzili między innymi, że matka leżała codziennie pijana, a mną się opiekowała babcia od strony ojca (która notabene przestała się mną interesować gdy miałam siedem lat), nie opiekowała się nami i nas biła.
Rozwód odbył się więc bez orzeczenia o winie, a z podziału majątku zostało nam jedynie mieszkanie, do spłacenia zresztą.
Mama popadła w depresję. Ponad rok zajęło nam doprowadzenie się do stanu normalności, ale w rok ten cholernie dojrzałam, rozwinęłam też dobrze zapowiadającą się znajomość.

Gdy stanęłyśmy na nogi, postanowiłam wyjechać do szkoły do dużego miasta. Mama wtedy dorabiała kursy zawodowe w innym mieście i obie uznawałyśmy, że to dobry pomysł.
Z alimentami wystarczającymi na dwa tygodnie życia i częścią pensji mamy wyjechałam osiem godzin drogi od domu, żeby zamieszkać niedaleko przyjaciółki i rozpocząć naukę w nowej szkole.

Od samego początku były problemy - ojcu w ogóle nie podobał się mój wyjazd, o którym dowiedział się od mojej starszej siostry. Załatwił mi co prawda dojazd do tego miasta, ale alimenty płacił jak mu się chciało. U mojej matki zdiagnozowano raka tarczycy. Wyjechałam wesprzeć ją w trudnej chwili - przez to zaczęłam mieć problemy w szkole.
Mama wygrała z chorobą.

W międzyczasie ja byłam trzy razy w szpitalu - wpadłam w nerwicę i musiałam rozpocząć terapię. Ojca zaś doszły słuchy, że umawiam się z kobietą, więc stwierdził, że to powinnam leczyć i on się nie przyznaje do takiej córki. Przez chorobę cudem zdałam do drugiej klasy.
Potem ojciec ściągał mnie dwukrotnie do rodzinnego miasta, żeby się sądzić, a wiadomo - to powodowało zaległości w szkole. Dowiedziałam się także, że wykryto u mnie guza. Z racji wcześniejszych doświadczeń z mamą, położono mnie na oddziale na obserwacje. Musiałam zrezygnować z roku nauki.

Powtórzyłam drugą klasę - poszło całkiem dobrze, choć doszły kolejne dwie rozprawy 'o obniżenie' i jedna z naszej strony 'o podwyższenie'.
W końcu udało nam się zasądzić tyle, że stać nas było na opłacenie stancji z alimentów. Moja mama zaś wyjechała by pracować za granicą.

I zaczęło się - jestem w trzeciej klasie. Od listopada do maja dostałam od ojca raptem trzysta złotych. Chcąc złożyć do komornika pozew egzekucyjny w lutym - nie mogliśmy, ponieważ 'na poprzednim papierze jest przestarzała klauzula, bo w tym roku klauzule się zmieniły'. Wyrok z klauzulą można otrzymać tylko na nowej rozprawie, taka też została wszczęta. Wpadłam w depresję z bezsilności.
Rozprawa odbyła się dopiero w kwietniu, bo sędzina była na urlopie.
I pomimo że ojciec w ogóle nie płacił, to próbował obniżyć alimenty, bo on się rozwiódł drugi raz i nie ma pieniędzy, zaś sędzina zawyrokowała o pięciuset złotych.
Złożył apelację, więc dokumentów nie dostałam żadnych.

Do komornika pójść nie mogę, bo nie mam uprawomocnionego wyroku. Składając wniosek o zasiłek muszę mieć... dokumenty o wszęciu postępowania egzekucyjnego.

Sprawa zostanie więc skierowana do sądu wyższej instancji i wyznaczona pewnie na czerwiec. Przez jeżdżenie w tę i we w tę straciłam ponad półtora miesiąca nauki - nie wiem, czy uda mi się to nadrobić.

Obecnie leczę się farmakologicznie z depresji, ale nadal siedzę w rodzinnym mieście, bo do piątku ma przyjść wezwanie sądowe na kolejną rozprawę. Pieniędzy jak nie było tak nie ma. Z wypłaty matki starcza na stancję i bilet miejski. Jem co mi dadzą, a popożyczałam od znajomych niemal dwa tysiące - teraz nawet nie mogę spojrzeć im w oczy, bo nie mam z czego oddać, choć obiecywałam.

Prawdopodobnie będę musiała zrezygnować ze szkoły, wrócić do rodzinnego miasta i podjać pracę 'po znajomości' na zmywaku czy coś. Wtedy nie będą mi przysługiwały alimenty od ojca 'bo się nie uczę', szkoda tylko, że się nie uczę, bo on mi nie pozwala.

A w telewizji powiadają, że młodzi wyjeżdżają 'bo bezrobocie jest'. Jest chory kraj i chora biurokracja, brak wsparcia i mętlik prawny.

Ma ktoś pomysł jak to rozwiązać? Piszcie, proszę, bo ja już tracę siły.

[Z racji, że znalazło się trochę zainteresowanych osób, które chcą pomóc rozmową, poradą, mentalnym wsparciem - piszcie na bulgotbulgot (at) gmail.com
Jak bedę miała wolną chwilę to na pewno odpiszę.

I jeszcze raz dziękuję wszystkim przyjaźnie nastawionym za porady - niedowiarkom życzę więcej zaufania do ludzi i mniejszego krytycyzmu. :)]

rodzina

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (424)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…