zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Po ostatnich atrakcjach pogodowych poszłam zajrzeć, czy moje auto u zaprzyjaźnionego gospodarza ocalało.
Obok mnie parkuje sąsiad, który pucował swój pojazd (jak mnie radośnie poinformował), na sprzedaż.
Szczerze współczuje osobie, która się skusi.
Kupił piękny wóz, w stanie doskonałym technicznie i wizualnie, czym bardzo się szczycił, a następnie przez ponad 2 lata zajeździł go na śmierć.
Wszystko co trzeba było robić przy samochodzie będącym w ciągłej eksploatacji sprowadzało się do "trzeba by":
- wymienić olej
- wymienić szczęki, tarcze, klocki itp
- wymienić rozrząd,
- oczyścić i nabić klimatyzację,
- wyczyścić odpływy pod przednią szybą, bo po deszczu przecieka do środka,
- wymienić gołe opony,
- z silnikiem też coś nie tak, bo jak depnie, to czarno się robi na podwórku,
- akumulator bliski zgonu, zimą każdej nocy na kablach...
Tyle zapamiętałam z tego co gadał, a czego nie powiedział?
Przeglądy załatwiał na lewo, byle się kulało.
Podsumowując sprawa wygląda tak:
Kupuje auto jak najpiękniejszego konia, oczko w głowie hodowcy i doprowadza do stanu umierającej szkapiny, której w dzień sprzedaży zamiast wody, dano wiadro napoju energetyzującego.
Na moje pytanie czy zamierza poinformować kupującego o mankamentach, popukał się z politowaniem w czoło.
No tak, tylko baba może zadawać tak głupie pytanie.
Równocześnie szuka nowego samochodu.
Spać nie może, bo się zamartwia:
- ŻEBYM TYLKO JA NIE TRAFIŁ NA JAKIEGOŚ OSZUSTA!
Obok mnie parkuje sąsiad, który pucował swój pojazd (jak mnie radośnie poinformował), na sprzedaż.
Szczerze współczuje osobie, która się skusi.
Kupił piękny wóz, w stanie doskonałym technicznie i wizualnie, czym bardzo się szczycił, a następnie przez ponad 2 lata zajeździł go na śmierć.
Wszystko co trzeba było robić przy samochodzie będącym w ciągłej eksploatacji sprowadzało się do "trzeba by":
- wymienić olej
- wymienić szczęki, tarcze, klocki itp
- wymienić rozrząd,
- oczyścić i nabić klimatyzację,
- wyczyścić odpływy pod przednią szybą, bo po deszczu przecieka do środka,
- wymienić gołe opony,
- z silnikiem też coś nie tak, bo jak depnie, to czarno się robi na podwórku,
- akumulator bliski zgonu, zimą każdej nocy na kablach...
Tyle zapamiętałam z tego co gadał, a czego nie powiedział?
Przeglądy załatwiał na lewo, byle się kulało.
Podsumowując sprawa wygląda tak:
Kupuje auto jak najpiękniejszego konia, oczko w głowie hodowcy i doprowadza do stanu umierającej szkapiny, której w dzień sprzedaży zamiast wody, dano wiadro napoju energetyzującego.
Na moje pytanie czy zamierza poinformować kupującego o mankamentach, popukał się z politowaniem w czoło.
No tak, tylko baba może zadawać tak głupie pytanie.
Równocześnie szuka nowego samochodu.
Spać nie może, bo się zamartwia:
- ŻEBYM TYLKO JA NIE TRAFIŁ NA JAKIEGOŚ OSZUSTA!
Ocena:
692
(762)
Komentarze