Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#51814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając o londyńskiej służbie zdrowia przypomniała mi się historia z Norwegii, gdzie mieszkałam przez jakiś czas.
Warto nadmienić, że w Norwegii dzieci są przyszłością narodu, w związku z czym prawa dziecka są momentami naciągane do granic absurdu (np. wzywanie przez dziecko policji, bo rodzic kazał odrobić lekcje lub wynieść śmieci).

Zdarzyło się, że mój partner niefortunnie uderzył głową o niski drewniany dach, co spowodowało głębokie rozcięcie i momentalne zalanie twarzy krwią. Do szpitala nie tak daleko, więc założyliśmy bandaż i w drogę do lekarza.

Na miejscu w kolejce czekało kilka znudzonych 8-latków z rodzicami i kilku przeziębionych dorosłych.

Czekaliśmy w sumie ok.4 godzin aż ktoś nas przyjmie, mimo że bandaż dawno zrobił się czerwony, a krew zaczynała spływać po twarzy. Mój chłopak wyglądał jak białe płótno i zaczynał powoli odpływać. Dlaczego nikt się nie zainteresował?

No pechowo trafiliśmy - lekarze akurat mieli przerwę na kawę, a jak już wrócili okazało się, że pierwszeństwo mają przeziębione dzieci (rozmawiałam z ich rodzicami, nie mam wyrzutów sumienia, nie umierały). Zawsze mi się wydawało, że w sytuacjach awaryjnych zasady można nagiąć, cóż, najwyraźniej mój błąd...

Pomijając fakt, że tam i tak za usługę lekarską część należności pokrywa ubezpieczyciel, a część pacjent z własnej kieszeni pomimo ubezpieczenia i odprowadzania składek.

Po powrocie do Polski coś już mniej narzekam na służbę zdrowia.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 481 (545)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…