zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia z zeszłego roku.
Zaczynamy pracę od ósmej. W tym dniu wyjątkowo wcześnie dotarłyśmy z koleżankami do firmy. Wchodzimy, podpisujemy listę, idziemy w stronę naszego pokoju. Tuż przy wejściu siedzi sobie starszy pan, dziadziuś taki, czeka na oficjalne otwarcie firmy. Kłaniamy się grzecznie "Dzień dobry", pan odpowiada grzecznie "Dzień dobry" obciera nos w chusteczkę, coś tam sobie przy kurtce poprawia. Pytamy czy możemy w czymś pomóc, pan odpowiada że czeka na koleżankę z innego działu. OK. Poszłyśmy do naszego pokoju, włączamy komputery, włączamy czajnik (a jak, biuro to biuro-kawa rano musi być), w sumie może jakieś dwie minuty minęło od naszego wejścia gdy decydujemy się wyjść na dwór, dosłonecznić się przed pracą. Wychodzimy z pokoju, maszerujemy w stronę wyjścia z firmy i mijamy starszego pana. Jednak pan starszy dziwnie wygląda-jakoś tak bezwładnie, z nosa katar dynda a chusteczka w ręku, żółtawy zlekka.
"Halo?! Proszę pana?! Dobrze się pan czuje?! Proszę pana!!!"
Pan nie reaguje na wołanie. Na dotknięcie ramienia też nie nie.
Dosłoneczniania już nam się odechciało, wzywamy pogotowie. Żadna z nas nie ma pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy a osób przeszkolonych w tym zakresie jeszcze nie ma w pracy. Pogotowie przyjechało naprawdę szybko, ale nic nie mogli zrobić. Starszy pan odszedł. Ratownicy ułożyli ciało na podłodze, przykryli czarną folią, pozbierali się i pojechali. Ktoś w międzyczasie wezwał policję.
W firmie ogólny szok-jak to? Pan żył i nie żyje. Nagle. Odpowiadał "dzień dobry" a po chwili był już po drugiej stronie. Wszystkie działy snują się po korytarzu zerkając na czarną folię. Jedna policjantka została pilnować ciała aż do przyjazdu rodziny.
Piekielna jest cała sytuacja-człowiek przyszedł załatwić sprawę i zmarł nim firma rozpoczęła pracę. Ale najbardziej piekielne jest to, że czarna folia+policjantka+żona zmarłego+syn+córka przebywali w firmie do godziny 15. Od 7:45 do 15:00. Długo. Niezręcznie było wyjść do WC, do pokoju socjalnego, do działu obok. Cały dzień w firmie panowała dziwna cisza i przygnębienie. Klienci, którzy przyjeżdżali, natykali się na korytarzu na żałobników i policję. Nastrój pogrzebowy trwał u nas jeszcze kilka tygodni po opisywanym zdarzeniu. Do dzisiaj, a minął rok, jak przechodzę obok tego miejsca na którym zmarło się starszemu panu, przechodzą mnie ciarki. Krzesło, na którym dokonał żywota ostało wyrzucone. Źle się kojarzyło.
Zaczynamy pracę od ósmej. W tym dniu wyjątkowo wcześnie dotarłyśmy z koleżankami do firmy. Wchodzimy, podpisujemy listę, idziemy w stronę naszego pokoju. Tuż przy wejściu siedzi sobie starszy pan, dziadziuś taki, czeka na oficjalne otwarcie firmy. Kłaniamy się grzecznie "Dzień dobry", pan odpowiada grzecznie "Dzień dobry" obciera nos w chusteczkę, coś tam sobie przy kurtce poprawia. Pytamy czy możemy w czymś pomóc, pan odpowiada że czeka na koleżankę z innego działu. OK. Poszłyśmy do naszego pokoju, włączamy komputery, włączamy czajnik (a jak, biuro to biuro-kawa rano musi być), w sumie może jakieś dwie minuty minęło od naszego wejścia gdy decydujemy się wyjść na dwór, dosłonecznić się przed pracą. Wychodzimy z pokoju, maszerujemy w stronę wyjścia z firmy i mijamy starszego pana. Jednak pan starszy dziwnie wygląda-jakoś tak bezwładnie, z nosa katar dynda a chusteczka w ręku, żółtawy zlekka.
"Halo?! Proszę pana?! Dobrze się pan czuje?! Proszę pana!!!"
Pan nie reaguje na wołanie. Na dotknięcie ramienia też nie nie.
Dosłoneczniania już nam się odechciało, wzywamy pogotowie. Żadna z nas nie ma pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy a osób przeszkolonych w tym zakresie jeszcze nie ma w pracy. Pogotowie przyjechało naprawdę szybko, ale nic nie mogli zrobić. Starszy pan odszedł. Ratownicy ułożyli ciało na podłodze, przykryli czarną folią, pozbierali się i pojechali. Ktoś w międzyczasie wezwał policję.
W firmie ogólny szok-jak to? Pan żył i nie żyje. Nagle. Odpowiadał "dzień dobry" a po chwili był już po drugiej stronie. Wszystkie działy snują się po korytarzu zerkając na czarną folię. Jedna policjantka została pilnować ciała aż do przyjazdu rodziny.
Piekielna jest cała sytuacja-człowiek przyszedł załatwić sprawę i zmarł nim firma rozpoczęła pracę. Ale najbardziej piekielne jest to, że czarna folia+policjantka+żona zmarłego+syn+córka przebywali w firmie do godziny 15. Od 7:45 do 15:00. Długo. Niezręcznie było wyjść do WC, do pokoju socjalnego, do działu obok. Cały dzień w firmie panowała dziwna cisza i przygnębienie. Klienci, którzy przyjeżdżali, natykali się na korytarzu na żałobników i policję. Nastrój pogrzebowy trwał u nas jeszcze kilka tygodni po opisywanym zdarzeniu. Do dzisiaj, a minął rok, jak przechodzę obok tego miejsca na którym zmarło się starszemu panu, przechodzą mnie ciarki. Krzesło, na którym dokonał żywota ostało wyrzucone. Źle się kojarzyło.
firma
Ocena:
-1
(33)
Komentarze