Wybrałam się do kościoła.
Siedzę sobie potulnie w ławce, ksiądz spowiada ludzi, wierni dopiero się schodzą, msza się jeszcze nie zaczęła więc kościół w połowie pusty.
W pewnym momencie staje nade mną starsza pani. Staje i wymownie patrzy, ale nie odzywa się ani słowem.
- Pomóc w czymś pani? - pytam grzecznie.
- To moje miejsce - oznajmiła mi. Przesunęłam się więc, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Masz wyjść z tej ławki, to moja ławka - zażądała.
Przyznam, że mnie zatkało.
- Chyba nie potrzebuje pani całej ławki tylko dla siebie? - zapytałam.
- Nie twoja sprawa, to moja ławka. Jestem tu co tydzień a ty nie i to moja ławka, wynoś się natychmiast. Idź stać pod ścianą. Pospiesz się.
Myślę sobie: co jest do diabła? Od kiedy w kościele nie wolno mi zająć dowolnego miejsca?
Zauważyłam, że ludzie zaczynają na nas patrzeć, nie miałam jednak zamiaru ustępować tej kobiecie.
- Wynoś się, nie usiądę koło ciebie, bo nie jesteś prawdziwą chrześcijanką. - ostatnie zdanie wygłosiła teatralnym szeptem, tak by pół kościoła mogło je usłyszeć
- Proszę więc zająć inne miejsce - wzruszyłam ramionami i od tamtego momentu zaczęłam ją ignorować.
Może powinnam była zająć inną ławkę dla świętego spokoju, przyznam jednak, że (choć to niewłaściwe w takim miejscu) chciałam zrobić babie na złość.
W końcu usiadła koło mnie.
Całą mszę czułam jak kipi nienawiścią, rzucała mi spojrzenia, które nie pozostawiały złudzeń. ;)
Na słowa księdza "przekażcie sobie znak pokoju" ostentacyjnie odwróciła się ode mnie. Szczerze mówiąc niewiele mnie to wszystko obeszło. Wychodząc z kościoła słyszałam jak skarży się na mnie koleżankom.
Prawdziwie chrześcijańska postawa.
Siedzę sobie potulnie w ławce, ksiądz spowiada ludzi, wierni dopiero się schodzą, msza się jeszcze nie zaczęła więc kościół w połowie pusty.
W pewnym momencie staje nade mną starsza pani. Staje i wymownie patrzy, ale nie odzywa się ani słowem.
- Pomóc w czymś pani? - pytam grzecznie.
- To moje miejsce - oznajmiła mi. Przesunęłam się więc, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Masz wyjść z tej ławki, to moja ławka - zażądała.
Przyznam, że mnie zatkało.
- Chyba nie potrzebuje pani całej ławki tylko dla siebie? - zapytałam.
- Nie twoja sprawa, to moja ławka. Jestem tu co tydzień a ty nie i to moja ławka, wynoś się natychmiast. Idź stać pod ścianą. Pospiesz się.
Myślę sobie: co jest do diabła? Od kiedy w kościele nie wolno mi zająć dowolnego miejsca?
Zauważyłam, że ludzie zaczynają na nas patrzeć, nie miałam jednak zamiaru ustępować tej kobiecie.
- Wynoś się, nie usiądę koło ciebie, bo nie jesteś prawdziwą chrześcijanką. - ostatnie zdanie wygłosiła teatralnym szeptem, tak by pół kościoła mogło je usłyszeć
- Proszę więc zająć inne miejsce - wzruszyłam ramionami i od tamtego momentu zaczęłam ją ignorować.
Może powinnam była zająć inną ławkę dla świętego spokoju, przyznam jednak, że (choć to niewłaściwe w takim miejscu) chciałam zrobić babie na złość.
W końcu usiadła koło mnie.
Całą mszę czułam jak kipi nienawiścią, rzucała mi spojrzenia, które nie pozostawiały złudzeń. ;)
Na słowa księdza "przekażcie sobie znak pokoju" ostentacyjnie odwróciła się ode mnie. Szczerze mówiąc niewiele mnie to wszystko obeszło. Wychodząc z kościoła słyszałam jak skarży się na mnie koleżankom.
Prawdziwie chrześcijańska postawa.
Ocena:
918
(1038)
Komentarze