Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#52759

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I zaufaj tu ludziom...

Chłopak, 25 lat narobił sporych długów, z których nijak umiał się wyplątać.
Telefony z różnych firm, w których miał długi urywały się już od jakiegoś czasu, w końcu sprawa trafiła w ręce windykacji. Wiadomo – widmo komornika nabrało już na realności.

Mnie i mojemu żal było Maćka. To miły chłopak, którego matkę znamy. Postanowiliśmy popytać wśród znajomych, czy znalazłaby się dla niego praca tu, w Niemczech (wiadomo, zarobek jest inny), żeby chociaż część długu mógł spłacić i w efekcie udało się.

Nasz znajomy, starszy już pan potrzebował kogoś, kto pomógłby jego zięciowi założyć jakąś tam instalację w domu córki, a przy okazji i jemu samemu z pracami w ogrodzie, drobnej pomocy typu 'tu wywierć dziurę, tam inną zaszpachluj', wyjście z psem dwa razy dziennie, zrobienie zakupów, ugotowanie obiadu (Maciek jest z zawodu kucharzem) i takie tam drobiazgi.
Daliśmy Maćkowi znać, że znalazło się być może częściowe rozwiązanie jego problemów.
Fart tym większy, że starszy pan oferował mieszkanie (praktycznie cały dół jego domu z oddzielną kuchnią) wraz z meldunkiem, dostępem do Internetu i innymi takimi. Jeżeli chodzi o wynagrodzenie, za trzy miesiące pracy, Maciek po powrocie miałby spłacony praktycznie cały dług.
Radości nie było końca.

Maciek przyjechał na początku czerwca. Jeszcze przed przyjazdem, solennie obiecywał chęć jak największej pomocy starszemu panu, zapewniał o swojej chęci do pracy, wyrażał wdzięczność do tego stopnia, że po którymś 'bardzo wam dziękuję' zaczęło się nam już powoli aż głupio robić. Schody zaczęły się już przy odbieraniu Maćka z dworca.
Chłopak śmierdział jak gorzelnia. Zapytany (retorycznie) czy coś pił, stwierdził, że tylko jedno piwo, a w zasadzie pół, bo w autobusie wylało mu się ono na koszulkę i stąd ten nieprzyjemny zapach. Oczy mówiły co innego, no ale cóż... Mój z miejsca się wkurzył i już był gotowy kupować chłopakowi bilet powrotny do Polski, ale udało się mnie, naiwnej, przekonać go, że może jest zbyt restrykcyjny i żeby dał mu szansę.

Instalacja została założona dobrze. Być może dlatego, że tym, co najważniejsze zajmował się zięć starszego pana, a Maciek był do pomocy, czyli od 'przynieś, wynieś, pozamiataj', a nie od konkretnej, wymagającej znajomości rzeczy pracy. Jak się później okazało, nie raz trzeba było Maćka szukać po całej posesji, bo akurat dzwoniła jego dziewczyna i on potrzebował 'dłuższej chwili dla nich', a ten zięć to jakiś nienormalny, chyba nie rozumie co to bezbrzeżna tęsknota.

U starszego pana też nie było najlepiej. Dosłownie o wszystko trzeba było Maćka prosić. Kiedy starszy pan wskazywał mu (Maciek mówi jedynie po polsku), że trawa w ogrodzie jest już wysoka i należy ją ściąć, albo że jest sucho i gorąco, wypadałoby ją podlać, Maciek albo wykonywał swoją pracę powolnie z telefonem komórkowym w jednej ręce, albo mówił 'Morgen, morgen!', co miało oznaczać, że zrobi to jutro. Z chęci do pracy, jaką miał przed przyjazdem nie zostało nic.
Z psem, który nauczony jest wychodzenia na spacer o regularnych porach, wychodził kiedy Maćkowi się zachciało, albo i nie wychodził, jak mu się nie chciało, a spacer trwał jakieś 20 minut, podczas gdy pies, owczarek niemiecki, przyzwyczajony był do godzinnego spaceru i atrakcji typu rzucanie aportu, czego się Maćkowi robić nie chciało.

Obiady – temat rzeka. Starszy pan po zawale, który miał miejsce w zeszłym roku, odżywia się zdrowo. Maciek, ze względu na to, że nie miał nigdy czasu ani ochoty 'stać przy garach' (tak to określił – kucharz!), serwował co drugi dzień frytki z gotowymi klopsami, które się po prostu wrzuca do rozgrzanego oleju i ewentualnie skroił jakiegoś ogórka, albo wrzucał do piekarnika mrożoną pizzę. Rzadkością była jakaś zupa, nie mówiąc już o pełnowartościowym, zdrowym obiedzie. W efekcie starszy pan gotował sobie oddzielnie, jak miał w zwyczaju dotychczas.

Zakupy były robione raz w tygodniu. To akurat było Maćkowi na rękę, wszak wsiadał w samochód i na cały tydzień był z tym przecież spokój (poza pieczywem oczywiście, ale piekarnia jest nieopodal). Dostawał pieniądze i listę, co ma kupić. Poza gotowym jedzeniem typu mrożone frytki, pizze, lasagne, spaghetti, które jadał sam, miał kupować też produkty, które odpowiadają starszemu panu i coś na śniadanie i kolację. Kwota, którą wydawał, była czterokrotnie wyższa od tej, jaką starszy pan zwykł wydawać na siebie samego. Maciek kupował sobie oczywiście wszystko, co najdroższe, bo w jego mniemaniu to było właśnie najlepsze. No i raz na tydzień musiał mieć całą skrzynkę piwa dla siebie, 'bo jak to, u Szwabów być i piwa się dobrego, bawarskiego nie napić?!'. Starszy pan nie pije alkoholu wcale.

W pewnym momencie, a konkretnie w zeszły piątek, starszy pan (jak mniemam w obliczu niemal rozpaczy) zadzwonił do nas (DOPIERO! Czyli po prawie dwóch miesiącach pobytu Maćka), że on nas BARDZO PRZEPRASZA, ale że nie może chłopakowi dłużej pomagać.
My na początku nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero podczas rozmowy telefonicznej, starszy opowiedział nam jak to wszystko wygląda i że on w zasadzie lepiej i oszczędniej radził sobie sam, niż z pomocą Maćka, który robi o wszystko łaskę i w ogóle nie robi tego, po co przyjechał. Miarkę cierpliwości przelała sytuacja, kiedy starszy pan zastał pijanego Maćka, który próbował rąbać drewno (ciekawe po co, w lipcu?). Suma summarum wyszło na to, że chłopak potraktował swoją i tak lekką pracę jak wakacje zagraniczne, za które ktoś mu jeszcze płaci.
Mnie zrobiło się wstyd, w Lubym zagotowało się nie na żarty. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak zażenowanego i wściekłego w jednym. Bądź co bądź, poręczyliśmy za niego.

Maciek dostał swoje 'ciężko zarobione' pieniądze, starczą na większą część długu i wrócił do Polski.
Ja nie chcę go nigdy więcej widzieć.

Jako wisienkę na torcie powiem tylko, że Maciek rozgoryczony stwierdził, że tym Szwabom to się w dupach poprzewracało. A jemu było wolno zachowywać się tak jak chciał i tak, jak się zachowywał, bo za czasów wojny Niemcy nakradli, to on teraz sobie na starym Niemcu poużywa za wszystkich.

Trzęsie mną do teraz.

praca

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 934 (984)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…