Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#52813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 'pypy' skłoniła mnie do napisania swoich przeżyć z Urzędem Pracy.

W wieku 18 lat przerwałam edukację w Technikum z przyczyn osobistych. Podjęłam pracę 'na czarno' gdyż pracodawca nie był skłonny dać mi nawet śmieciówki. Po pół roku walki z wiatrakami zmieniłam pracę. W nowej firmie dostałam pracę na pełny etat, łącznie z umową o pracę i całą resztą dodatków. W między czasie podjęłam się edukacji w trybie zaocznym, bo zawsze chciałam mieć min.wykształcenie średnie. Jednak po 13 miesiącach pracy w firmie zmienili nam treści w umowie, co było mi bardzo nie na rękę, więc podziękowałam firmie za współpracę, nie podpisałam aneksu i zostałam zwolniona.

Z racji tego, że przepracowałam ponad rok, przysługiwał mi zasiłek dla bezrobotnych, więc zarejestrowałam się w PUP. Przez pół roku byłam w urzędzie 3 razy 'podpisać' się. Liczyłam na jakąkolwiek pracę z ich strony, ale propozycji nie było, a pieniądz jeszcze jako taki był. Wizyty wyglądały mniej więcej tak: 'Pani podpisze, dziękuję, do widzenia'. Po okresie zasiłkowym, przy kolejnej wizycie urzędniczka zaproponowała mi extra ofertę pracy. Praca na produkcji, po 12h dziennie za minimalna pensje. Byłoby ok, żadnej pracy się nie boję, lecz pani zostawiła na koniec wisienkę na torcie: praca była 60km od mojego miejsca zamieszkania. Po szybkiej kalkulacji wyszło, że większą część pensji musiałabym wydać na paliwo. Pytam pani jak miałyby wyglądać moje dojazdy (PUP wie że mam prawko, nie wie i nie musi wiedzieć o samochodzie). 'Uprzejma' pani poinformowała mnie, że z miasta powiatowego jeździ autobus o godz 4.30, fajnie tyle że do tego miasta muszę dojechać 20km. Musiałam odmówić takiej wspaniałej ofercie.

Kolejna wizyty wyglądały tak jak te w czasie pobierania zasiłku. Ukończyłam szkołę, pojechałam na kolejna wizytę ze świadectwem w ręku i nadzieją na większe szanse w znalezieniu pracy. I jest! Eureka! Pani ma dla mnie ofertę stażu. W agencji nieruchomości. Wymagania: wykształcenie średnie i dobra obsługa komputera. Czyli wszystko co posiadam. Skierowanie w ręku, za kilka dni rozmowa z pracodawca. Pełna nadziei jadę na spotkanie. Rok bezrobocia dał mi trochę w kość, psychicznie. Pani w agencji miła, rzeczowa, informuje mnie, że wszystko ze mną ok, ale ona chce kogoś z doświadczeniem (moja mina wtf? Doświadczenie na staż?). Pytam więc jakie to doświadczenie na być, pani mówi że najlepiej chciałaby studenta zaocznego uczącego się w kierunku nieruchomości. Pytam więc panią dlaczego wpisała w ofertę min wykształcenie średnie, odpowiedź najbardziej szczera z możliwych - bo panie w urzędzie jej tak kazały, nie miały ofert dla tego rodzaju wykształcenia, więc to był warunek zamieszczenia ogłoszenia. Wróciłam więc do pupu z ciśnieniem i zrobiłam dym.

Ja wszystko rozumiem, statystyki itd. Ale do ku'rwy nędzy, to że jestem bezrobotna, nie znaczy, że można pomiatać moim czasem i pieniędzmi. Mnie było stać na takie wycieczki bez celu, ale co z ludźmi, którzy odmawiają sobie chleba czy obiadu żeby jechać na darmo bo urząd tak chce? Nie ogarniam! Teraz mam pracę na okres próbny i czuje, że na tym się skończy. Czekam na kolejne wku'wy z przybytku dla bezrobotnych.

Panie Uracz Plebs.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 499 (557)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…