Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anusiakkam

Zamieszcza historie od: 23 marca 2013 - 1:48
Ostatnio: 30 grudnia 2017 - 7:59
  • Historii na głównej: 4 z 9
  • Punktów za historie: 3163
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 176
 

#60450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może ktoś zna z autopsji...

Dostałam wezwanie do zapłaty. Treść krótka, zwięzła i bez konkretów. Podobno wiszę firmie IMP Sp.z o.o kwotę prawie 160zł za 'publikacje Domowy Poradnik Lekarski'.

Trzy razy czytałam, trzy razy myślałam, no ni hu hu, nie ma opcji żebym coś takiego kupowała czy zamawiała. Dwie ciocie mam pracujące w szpitalu, zawsze jak potrzebuje coś na szybko wiedzieć, to do nich dzwonię. Wujek google też chętnie służy pomocą:). Pytałam mamy czy coś zamawiała, mama twierdzi, że absolutnie. Drobnym druczkiem pisany, ale jest-numer na infolinię. No więc dzwonię. Zaczynamy jatkę.

Pytam 'uprzejmej' (na dzień dobry najchętniej odpowiedziałaby - weź się od***tentego) pani cóż to za pismo dostałam, bo nie znam ani firmy windykacyjnej ani całego tego wydawnictwa IMP. Pani mi tłumaczy, że wzięłam książki DPL razy 6, zapłaciłam, odebrałam, złożyłam kolejne zamówienie, które już nie zostało zapłacone - stąd dług. Pytam wiec pani szanownej (czerwona lampka mózgownicy już prawie przepalona) czy oprócz mojego imienia, nazwiska i adresu ma jakieś inne moje dane. Pani twierdzi, że nie. Pytam znów na jakiej podstawie chce ściągnąć ode mnie dług, pani z wielkim fochem każe dzwonić do IMP i tam pytać, po czym się rozłącza. No ok. Nie chcesz gadać babo, to nie.

Chciałam sprawę zignorować, tyle że męczyć mnie zaczęła, przecież kurde z jakiej paki mnie ścigają?

Dzwonię nazajutrz do IMP. Standardowo pół godziny wiszę na łączach. Kolejna pani odbiera, tłumaczę sytuację, śpiewka z wczoraj powtórzona. Pani pyta o numer klienta. Znów muszę się produkować, że nie znam firmy więc skąd mogę mieć tenże numer. Pani znajdzie mnie po danych. No to jej podaję tyle ile sami ich mają, nic więcej. Pancia mnie znalazła, słyszę powtórkę bajeczki z wczoraj. Nocne myślenie się przydało, pytam więc pani jaka była data tego niby zamówienia? 2002r!!!

Wybuch śmiechu niekontrolowany, powstrzymać się nie mogłam, proszę o przesłanie wszystkich kserokopii ich dokumentów gdzie widnieje mój podpis, łącznie z kuponem zgłoszeniowym (podobno tak zamówiłam książki), coś jej rzuciłam o przedawnionych długach i zadaję pytanie. 'Jak wasza firma mogła nawiązać transakcje z ledwo 10-letnim dzieckiem? !' Odpowiedz panci ma u mnie mistrza - Za błędy dzieci odpowiadają rodzice. Wybuch śmiechu part 2, powtórzyłam prośbę o ksera, pancia obiecała, że wyśle...

...no to czekam, mój adwokat się ucieszy... o ile cokolwiek przyślą, bo mojego podpisu n apewno tam nie ma ;)

Ps. Uczulcie babcie, mamy, ciocie i sąsiadki, bo to ewidentnie wałkarze-naciagacze.

Polskie realia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (579)
zarchiwizowany

#59297

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz do historii NEVADA, lecz byłby zbyt długi.

Jestem uczennica szkoły policealnej- technik uslug kosmetycznych i zapewniam cię NEVADA, że nasz program nauczania nie różni sie zbyt wiele od waszego. Doskonale wiem czym są formy wegetatywne, a przetrwalnikowe itp, na dermatologii przerobiłysmy od deski do deski m.in budowę skóry, całą semiotykę, wszystkie choroby skóry itd.

I teraz opiszę skąd moim zdaniem biorą się takie kosmetyczki jak twoja pani od praktyk...

Mam w klasie panienkę, niech będzie Mariolka. Mariolka na pierwsze zajęcia wpadła spóźniona, pierwszy tekst jaki padł- 'ja będę się spozniać, ja jestem osobą pracującą' powiedziane tonem jak do plebsu, bo skoro to szkoła zaoczna, to gdzieżby ktoś prócz niej mogł pracować. Na pierwszej pracowni (zabiegi upiększające na twarz, szyję i dekold- tak to się ładnie nazywa) zaczęłyśmy przerabiać masaż kosmetyczny twarzy, który ciągnął sie przez kilka następnych zajęć. Masaż miał być wykonany dokładnie krok po kroku tak, jak uczyła nas tego nauczycielka, przy czym pokazywała kazdy etap (głaskanie, rozcieranie itd) kilka razy, najpierw na jednej z nas, później podchodząc do każdej pary, by korygować błędne ustawienie rąk. Każdy etap był oceniany na kolejnych zajęciach, żebyśmy mogły pocwiczyć w domu. Nasza Mariolka zrobiła awanture. Uwaga cytuje: 'ja wymagam by pani rozrysowala mi ten masaż na kartce (nie ma możliwości)',
'ja chodziłam gdzies tam do szkoły i zawsze dostawałam ksero książek
(Uczymy sie m.in z książki Grzelakowskiej, która jest latwo dostepna)', 'ja chcę to nagrać jak pani robi bo z notatek nie umiem załapać (
masaż był opracowany przez nauczycielkę i nie wyraziła ona zgody)'.

Na kolejnych zajęciach z pracowni następne kwiatki z Mariolką. Na te zajęcia każda para nosi swoje ręczniki i przescieradło. Zdazylo sie tak, że jedna z kolezanek zapomniała swoich przyborów. Koleżanka słusznej postury, trafił ją 'zaszyt'bycia w parze z Mariolką, stoi rozebrana od pasa w górę, jedynie stanik na sobie, straszenie skrępowana, liczy na pomoc Mariolki, by ta dała jej swoj ręcznik do okrycia, a
Mariolka na to'ja mam tylko dla siebie'. Pożyczyłam jej swój ręcznik. Koleżanka wiecej na zajęcia nie przyszła...

Oczyszczanie twarzy. Praca w parach, działamy samodzielnie. Przed zajeciami doszła do nas informacja, że mama Mariolki ma swój salon. No bywa. Działamy sobie w skupieniu, nauczycielka odwiedza każda parę, by sprawdzić efekty i ewentualnie'doczyscic', gdy doszła do Mariolki (osoba leżąca) usłyszała- 'proszę nie poprawiać Kasi (osoba wykonująca), ja mam kogoś kto mi to zrobi (domyślam się, że mama) podważając tym samym autorytet, wiedzę i doświadczenie nauczycielki i przy okazji podnosząc jej ciśnienie, o dziwo nie dostała w ryja choć sama bym jej przyłożyła.

Tak więc moje kochane piekielne, zwracajcie uwagę komu oddajecie w ręce swoje ciało, bo pomijajac nieprofesjonalizm możecie zarazić się różnym badziewiem, może was ktoś skrzywdzić swoją głupotą i cynizmem.

Na szczęście są też profesjonalistki, które cały czas się szkolą, uczą i dbają o klientkę, mimo swych pomyłek potrafia to naprawić i nie udają, że są madrzejsze od najmadrzejszych...

Pozdrawiam koleżanki po fachu- 'o mój ty smutku' :)

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (283)

#58342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przychodzi do mnie sąsiadka - Aga (imię zmienione). Aga jest upośledzona w znacznym stopniu i ma cholerną wadę wymowy. Ciężko nie domyślić się choćby przez telefon, że coś z nią nie tak.

No więc Aga przychodzi z kartonem, w środku tablet (pentagram) + modem mobilny z pomarańczowej firmy. Mówi mi, że mam jej to zrobić (internet połączyć z tabletem) i pokazać jej jak to obsługiwać. Tłumacze krok po kroku co to wi-fi, jak połączyć, jak obsłużyć tablet, do czego jej może się przydać itp. Aga patrzy na mnie jakbym mówiła po chińsku, zaczynam ponownie tłumaczyć, widzę, że dalej nie trybi. Pytam jej po co to kupowała, skoro ma problem z obsługą prostego telefonu.

Miły pan z pomarańczy nawciskał jej kitów, że będzie mogła przez tableta oglądać tv i różne inne cuda na kiju. Internet tej firmy w naszym miasteczku ledwo wczytuje Facebooka, nie wspominając już o filmach i tv. Pan z pomarańczy na 100% wiedział przynajmniej orientacyjnie jak wygląda u nas zasięg internetowy.

Jaką trzeba być świnią, by mimo tego, że słychać, że rozmawia się z osobą upośledzoną - wciskać jej kompletnie niepotrzebną rzecz - dla tych kilku złotych prowizji? Zastanawiam się jakim cudem on dogadał się z Agą.
Tableta odkupiłam od Agi za cenę rynkową + umowa, że opłaty za Internet będziemy płacić na pół.

Aż mi jej żal, bo asertywność u niej znikoma i pewnie sytuacja się powtórzy, tyle, że tym razem przy każdej ofercie przez telefon dostała nakaz by zgłaszać się do mnie...

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (614)

#52813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 'pypy' skłoniła mnie do napisania swoich przeżyć z Urzędem Pracy.

W wieku 18 lat przerwałam edukację w Technikum z przyczyn osobistych. Podjęłam pracę 'na czarno' gdyż pracodawca nie był skłonny dać mi nawet śmieciówki. Po pół roku walki z wiatrakami zmieniłam pracę. W nowej firmie dostałam pracę na pełny etat, łącznie z umową o pracę i całą resztą dodatków. W między czasie podjęłam się edukacji w trybie zaocznym, bo zawsze chciałam mieć min.wykształcenie średnie. Jednak po 13 miesiącach pracy w firmie zmienili nam treści w umowie, co było mi bardzo nie na rękę, więc podziękowałam firmie za współpracę, nie podpisałam aneksu i zostałam zwolniona.

Z racji tego, że przepracowałam ponad rok, przysługiwał mi zasiłek dla bezrobotnych, więc zarejestrowałam się w PUP. Przez pół roku byłam w urzędzie 3 razy 'podpisać' się. Liczyłam na jakąkolwiek pracę z ich strony, ale propozycji nie było, a pieniądz jeszcze jako taki był. Wizyty wyglądały mniej więcej tak: 'Pani podpisze, dziękuję, do widzenia'. Po okresie zasiłkowym, przy kolejnej wizycie urzędniczka zaproponowała mi extra ofertę pracy. Praca na produkcji, po 12h dziennie za minimalna pensje. Byłoby ok, żadnej pracy się nie boję, lecz pani zostawiła na koniec wisienkę na torcie: praca była 60km od mojego miejsca zamieszkania. Po szybkiej kalkulacji wyszło, że większą część pensji musiałabym wydać na paliwo. Pytam pani jak miałyby wyglądać moje dojazdy (PUP wie że mam prawko, nie wie i nie musi wiedzieć o samochodzie). 'Uprzejma' pani poinformowała mnie, że z miasta powiatowego jeździ autobus o godz 4.30, fajnie tyle że do tego miasta muszę dojechać 20km. Musiałam odmówić takiej wspaniałej ofercie.

Kolejna wizyty wyglądały tak jak te w czasie pobierania zasiłku. Ukończyłam szkołę, pojechałam na kolejna wizytę ze świadectwem w ręku i nadzieją na większe szanse w znalezieniu pracy. I jest! Eureka! Pani ma dla mnie ofertę stażu. W agencji nieruchomości. Wymagania: wykształcenie średnie i dobra obsługa komputera. Czyli wszystko co posiadam. Skierowanie w ręku, za kilka dni rozmowa z pracodawca. Pełna nadziei jadę na spotkanie. Rok bezrobocia dał mi trochę w kość, psychicznie. Pani w agencji miła, rzeczowa, informuje mnie, że wszystko ze mną ok, ale ona chce kogoś z doświadczeniem (moja mina wtf? Doświadczenie na staż?). Pytam więc jakie to doświadczenie na być, pani mówi że najlepiej chciałaby studenta zaocznego uczącego się w kierunku nieruchomości. Pytam więc panią dlaczego wpisała w ofertę min wykształcenie średnie, odpowiedź najbardziej szczera z możliwych - bo panie w urzędzie jej tak kazały, nie miały ofert dla tego rodzaju wykształcenia, więc to był warunek zamieszczenia ogłoszenia. Wróciłam więc do pupu z ciśnieniem i zrobiłam dym.

Ja wszystko rozumiem, statystyki itd. Ale do ku'rwy nędzy, to że jestem bezrobotna, nie znaczy, że można pomiatać moim czasem i pieniędzmi. Mnie było stać na takie wycieczki bez celu, ale co z ludźmi, którzy odmawiają sobie chleba czy obiadu żeby jechać na darmo bo urząd tak chce? Nie ogarniam! Teraz mam pracę na okres próbny i czuje, że na tym się skończy. Czekam na kolejne wku'wy z przybytku dla bezrobotnych.

Panie Uracz Plebs.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 499 (557)
zarchiwizowany

#51641

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko i jak dla mnie piekielnie, chociaż pewnie nic nowego się nie dowiecie.

Mam koleżankę, 21lat. Koleżanka ta od zawsze miała dziwne przypadłości, wiecznie chorowała na różne choroby płuc i infekcje. W zeszłym roku, po długich badaniach (bo w końcu ktoś mądry pomyślał, że te choroby nie są normalnym zjawiskiem) wykryto u niej śmiertelną chorobę jaką jest mukowiscydoza. Dla nieobeznanych z tematem odsyłam do wujka google. W każdym razie czeka ją przeszczep płuc. Przed tym musi mieć wykonane badania w liczbie x, które by ją na ten przeszczep zakwalifikowały. Piekielną sprawa nie jest to, że taki przeszczep to grubo ponad 150tys euro. Co zatem jest piekielne?

NFZ odmawia jej przyjęcia do specjalistycznego szpitala. Dlaczego? Dlatego że nie leczyła się tam przed 18tym rokiem życia, a to szpital dla dzieci. Dla NFZ jest niedopuszczalne, żeby dziewczyna w wieku 20lat dopiero dowiedziała się o swojej chorobie, gdyż ta uśmierca swoich poddanym do tego okresu życia. Koleżanka przeprasza, że jeszcze żyje. Bez leczenia pewnie nie długo będzie jej dane się tym zjawiskiem cieszyć. Kurtyna.

Ps. Gdyby ktoś mógł jej w jakiś sposób pomoc, to byłabym bardzo wdzięczna.

Polska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (328)
zarchiwizowany

#50417

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wczoraj. Poszłam z rodzeństwem na huśtawki. Młodzi (bo spora różnica wieku :)) zaczęli szaleć jak zwykle. W pewnym momencie mój brat (6lat) przybiegł do mnie z wiszącą od łokcia w dół bezwładnie ręką. Skoczył z huśtawki i źle upadł.

[15.15] Odrazu ich zabrałam do domu, zadzwoniłam do mamy, która była u koleżanki, wsiedlismy w samochód i wio do szpitala. Po drodze mały mi nawet za bardzo nie plakał.

[15.30] SOR w powiatowym szpitalu. Po wyjaśnieniu pani w rejestracji co się stało, kazano nam czekać. I co usłyszałam 'skoro nie płacze, to nie boli, nic mu nie jest'. Ale czekamy, po 15min zabrano nas na rtg. wszyscy bardzo mili, aż po opowieściach na piekielnych nie chciało mi się w to wierzyć :) Chirurg zdjęcia obejrzał, rękę włożył w szyne i skierował nas do wojewódzkiej placówki.

[17.00] Przyjechałam z młodym na sor w powiatowym szpitalu, szybko nas pokierowali do ortopedy. Proszę lekarza o coś przeciwbólowego dla brata. Odpowiedzi żadnej. Czekamy dalej. Lekarz prosi o udanie się na kolejne rtg, brat robi się siny na ustach, proszę o środek przeciwbólowy, znów mówię jak do ściany. Idziemy na rtg (nie wiem po kiego kolejny raz). 30min czekania, przy 1 osobie w kolejce! Nosz kur.a już ciśnienie mi się podnosi, wkońcu ola boga! Proszą nas na rtg, pani próbuje ruszyć ręką młodego, a ten w ryk, nie w płacz, w ryk! Na chama podnosi mu rękę do zdjęcia, przy próbie kolejnego wchodzę i zabieram brata. Mój mały jest dzielny, naprawdę dzielny, do tego momentu nie płakał tylko marudzil, że boli. Zrobiłam taki raban na cały szpital, że nagle i zastrzyk i kroplówkę dla niego znaleźli.

[19.00] opinia: zdjęcia z powiatówki wystarczyły, młody ma złamaną rękę w łokciu ze zwichnięciem (nie pamiętam fachowej nazwy). Decyzja: trzeba operować, wstawić śruby, złożyć i do gipsu. Proszę czekać.

[20.00] przyjęcie na oddział.

[22.00] zabieg.

Kocham polską służbę zdrowia.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (70)
zarchiwizowany

#49429

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krew mnie kiedyś zaleje i szlag jasny trafi na miejscu. Wszystko przez brak ogarnięcia ludzi na wyższych stanowiskach.

Z przyczyn losowych troszkę nóżka mi się kiedyś powinęła i zamiast zostać technikiem informatykiem, zostałam z niczym. Żeby nadrobić zaległości poszłam do szkoły średniej dla dorosłych. Wszystko pięknie ładnie, 3lata szkoły za free, matura i moje marzenie spełnione. No napewno :) Organizacja całego grajdołka zaczęła rozp***dalac mi serce od początku, w moim wypadku 6 semestrów męki. Chęć posiadania wykształcenia kazała przymykac mi na to oko, tym bardziej, że to jedyna taka szkoła w okolicy.

Aktualnie kończę edukację, ostatni semestr, matura za pasem. Kto tym razem będzie piekielny? Szanowny Pan Dyrektor. Zaczęło się od pisemka do domu. Wezwanie do zapłaty za czesne w wysokości 1200zł za całość edukacji, w tym wyszczególnione, że rok nauki był za darmo. Ok, chcą kasę to im dam, jakby nie było podniosłam już prawie poziom wykształcenia. Że też nie domyślilam się wtedy, że diabeł pokaże rogi.

Dzień egzaminów semestralnych. Kartka na drzwiach informuje mnie i kilkadziesiąt innych osób, że nie zostajemy dopuszczeni do egzaminów z powodu nieobecności. Wtf? Przychodzi szanowny pan, mówi nam, że mamy mniej niż 50% obecności na zajęciach, w związku z tym egzamin nam się nie należy, mamy powtarzać semestr. Nosz kurka wodna, opuściłam kilka zajęć, informując wcześniej o tym dyrekcję, ale napewno nie połowę. Dyrektor swoje, my swoje, wojna na korytarzu, krzyki, płacz, nawet wyzwiska. Dlaczego? Dlatego, że zgubiły się listy obecności, nawet wzorowi uczniowie mieli max.3 obecności. Dyrektor każe sobie pisać mu podanie o możliwość pisania egzaminu w innym terminie i (sic!) uprawdopodobnić mu kiedy my w szkole byliśmy? Żadne argumenty do człowieka nie trafiały, ani to, że listy obecności to jego brocha, ani to, że nauczyciele stawili się za nami. Ma być tak jak on chce i bez dyskusji.

Moje nerwy osiągnęły próg wytrzymałości, w momencie gdy na sali, w której był egzamin siedziały osoby, które na zajęcia nie chodziły a jedynie zaliczały egzaminy. Na korytarzu plotki, że ktoś doniósł na dyrcia do kuratorium, stąd ten cały dym.

Co mam zrobić? Chce szkołę skończyć normalnie, matura za miesiąc i nagle dowiaduje się, że przez głupotę ludzką będę prawdopodobnie powtarzać semestr.

liceum dla dorosłych

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (231)

#49238

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji tego, że moja druga połówka mieszka prawie 50km ode mnie, a w tej chwili tylko ja mam samochód, to jestem skazana na wycieczki:) Jego miasto znam dość dobrze. Pewnego pięknego wieczora nabraliśmy ochoty na wypad na basen. Miejscowość oddalona o kolejne 20km, kompletnie mi nie znana, nawigacja włączona, więc jadę. Po dotarciu do mety, parkuję samochód. Wychodzę, a miły Pan grzecznie mnie informuje, że jeździ policja i wlepiają mandaty za parkowanie. Chwila zastanowienia, może jakiś zakaz czy coś, ale zwracam uwagę na znaki, nic takiego nie widziałam. Dla upewnienia idę sprawdzić. Nic nie ma. Wracam zamknąć samochód i podjeżdża Pan Władza (W). Wywiązał się taki dialog:

W: 200zł i 2 punkty karne będzie. (ani dzień dobry, ani przysłowiowe Ha ci w De)

J: - już wkurzona - Za co?

W: Za parkowanie w miejscu nie dozwolonym. - tu już iście piekielna lampka zapalona.

J: To może szanowny pan powie mi gdzie mam zaparkować?

W: Policja nie jest od wyznaczania miejsc parkingowych, skoro ma Pani prawo jazdy powinna Pani wiedzieć gdzie można parkować.

J: Z tego co wiem to policja jest od pomagania, a nie od karania, jak pan widzi (pokazuje palcem na tablice rejestracyjna) nie jestem stąd, nie wiem gdzie są parkingi.

W: proszę ze mną nie dyskutować, poproszę dokumenty!!

J: - z uśmiechem szatana - Z tego co wiem, funkcjonariusz przy kontroli ma obowiązek się przedstawić i podać stopień służbowy, czego pan nie zrobił, więc i ja nie poczuwam się do okazania dokumentów. Poza tym zapraszam ze mną, pokaże mi pan gdzie jest znak zakazu.

Facet idzie za mną na początek drogi, patrzy, a tam psikus. Znaku żadnego, poza tabliczką informującą, że teren jest prywatny, a parking dla klientów kąpieliska. Gościu odwrót na pięcie, wsiada do samochodu, a ja jeszcze krzyczę do niego 'do widzenia, miłego wieczoru' z uśmiechem nr 5 :)

Sama sytuacja nie była dla mnie piekielna, bo wiedziałam co się święci. Wiecie co było najlepsze? Że na tym basenie, dowiedziałam się, że kilka osób przyjęło mandat. I nie wiem co gorsze, niewiedza kierowców, czy wykorzystujący tą niewiedze policjant.

pod kąpieliskiem

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (754)
zarchiwizowany

#48661

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po kilku miesiącach żerowania na cudzych historiach nadszedł czas by dodać coś od siebie, a wczorajsza (patrząc na zegarek) 'przygoda' skłoniła mnie by założyć tu konto :)

Mieszkam w małym mieście, ok 3.5tyś mieszkańców, gdzie każdy zna się choćby z widzenia. Mamy także ekipę 'drobnych menelków', nie szkodliwi, raczej sympatyczni, zawsze coś zagadają, nie proszą o kasę, czekają na łaskę klientów sklepu przed którym koczują:) Jeden z menelków (M) jest dość charakterystyczny. Dlaczego? Otóż facet kiedyś był bardzo dobrym fachowcem, konkretnie murarzem, moi rodzice także korzystali z jego usług. Niestety panu nóżka w życiu się powinęła, więc jest jak jest. Najgorsze jest to że facet okropnie śmierdzi, wręcz wali odór na kilometr. Mamy tutaj klasztor sióstr zakonnych, które chciały go przywrócić do życia, wykąpały, ogoliły, dały czyste ubrania, jakieś drobne prace remontowe, za które dostał pieniądze. I tu powinien być happy end, lecz pan menel zamiast packi i cementu woli trzymać w ręku tanie wino. Tak wybrał, ok, jego sprawa choć tego nie rozumiem.

Menel stracił dziś w moich oczach całkowite poszanowanie swojej osoby. Wybrałam się do przychodni celem załatwienia super ważnej sprawy. Wchodzę na poczekalnie, patrzę jegomość śmierdzacy przyszedł do lekarza. No w sumie pan całymi dniami stoi pod tym sklepem, więc może i jego coś dopadło w tą porę roku. Czekam na swoją kolej, a tu wbiega Pani, widać że jej się spieszyło, nie domknęła drzwi. Poczekalnia na pierwszym piętrze, więc zimno nie wpada do środka. A pan menel taki tekst do Pani:

'No kur*a głupia babo zamykaj te drzwi, bo tu zimno jak pies' (cokolwiek to znaczy)

Pani to zignorowała, wyszła, myślę sobie spoko, ubliżył Pani, Pani ma go w nosie, więc nie będę się odzywać, choć takie zachowanie mnie wręcz wkur*ia.

Wchodzi starsza Pani (P) o kulach, dość dużo czasu jej to zajmuje, a ten menel znów zaczyna:

-M- no kur*a właź szybciej, czego leziesz jak kaleka
-P- bo jestem kaleką jakbyś nie zauważył.
-M- no i ch*j mnie to obchodzi, ja tu przyszedłem się ogrzać, a takie głupie pi*dy jak ty wietrzą, co to kur*wa mac ma być? (tak, pan menel nie przyszedł do lekarza, tylko się ogrzać)

Starsza Pani widać, że zdenerwowana, tym że menel ja obraził długo nie czekając odpowiada:

'Wypie*dalaj stąd cwelu śmierdzacy, bo jak ci przypie*dole tą kulą w ten ryj, to zębów będziesz w piwnicy szukał'

W poczekalni nagle cisza, menel w nogi, a starsza Pani mówi do nas:

'Najmocniej państwa przepraszam, wiem że w moim wieku takie słownictwo jest nie stosowne, ale chama tylko chamstwem zwalczysz'

Ludzie zgodni z Panią, ale mi ten facet tak za skórę zalazł, że do teraz mnie nosi. Sama mam jeszcze babcię i gdyby ktoś tak do niej powiedział to chyba bym go zdzieliła w łeb na miejscu!

przychodnia lekarska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (302)

1