Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#53068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia długa i stara, bo z któregoś zimowego miesiąca, ale jednak się nią podzielę.

Na wstępie- mam połowicznie sparaliżowaną mamę. Znaczy to tyle, że ma problemy z... ze wszystkim praktycznie: chodzeniem, mówieniem, siadaniem nawet.
Mama zawsze byłą aktywna, samodzielna i samowystarczalna, więc bycie skazaną na łaskę i niełaskę kogokolwiek to dla niej tragedia. Ćwiczy więc godzinami w domu i w ośrodku rehabilitacyjnym.

Rehabilitacja w moim mieście mieści się w kompleksie szpitalnym (nie wiem jak inaczej nazwać), w sąsiedztwie Izby Przyjęć. Mają też wspólny parking. Duży powierzchniowo, żeby spokojnie karetki mogły się wymijać, ale przez to auta mogą stać jedynie na bokach. (placyk to prostokąt, miejsca parkingowe tworzą jego obwód).
I zdarzyło się, że jedyne wolne miejsce było naprzeciw wejścia, czyli jakieś 30-40 metrów od niego. Zima, śnieg i lód - wiadomo, Mama nie dojdzie tam. 'Podjadę, odprowadzę mamę na salę i zaparkuję', myślę. Ale przy samym wejściu koperta (jest wąsko, zakaz parkowania- coby karetkom nie utrudniać), obok niej babuleńka na wózku. Sama.

Zatrzymuję się więc dobre kilka metrów od wejścia, ale tyle przecież damy radę - lepsze 5 niż 35 ; ) chciałam wysiąść, ale zobaczyłam, że do staruszki idzie kobieta. Czekam aż przejdą (na izbę, rehabilitację - gdziekolwiek, nie pcham się, bo wiem jak ciężko manewrować wózkiem) i zajęta rozmową z mamą czekam. Aż nagle otwierają się drzwi od strony kierowcy, o które zresztą byłam oparta, i słyszę „ku*wa, s*mato ty, g*wniaro niewychowana” etc.

Niezorientowana chcę wysiąść, wyjaśnić, a tu BUM-zapięty pas mnie sprowadził do pozycji półsiedzącej. Drugie BUM- dostaję w twarz. Drzwiami. Tak, wydzierające się babsko chciało je zamknąć, nie spodziewało się, że wysiądę. Ale wysiadam, chętnie posłucham więcej ; ) I czego się dowiedziałam? Poza najstarszym zawodem, jaki uprawia moja Mama, o moim wychowaniu, a raczej jego braku- ŻE MIEJSCA PARKINGOWE SĄ GDZIE INDZIEJ I MAM STĄD WYPIE*DALAĆ.

Zatkało mnie. Ale ogarniam myśli – i jeszcze spokojnie – wyjaśniam: Mama sparaliżowana, pogoda jest taka a nie inna, odprowadzę Rodzicielkę i przeparkuję, nie zawadzam tu nikomu, a to tylko góra 3 minuty. Ale NIE. Ona wzywa policję. Ja tu stać nie mogę. Ona idzie po telefon! Mama w płacz.
Baba poszła. Starsza pani kolejne minuty na dworze.
Wraca agresorka, wrzeszczy, że się nie dodzwoniła, ale pamięta numer rej., doniesie na mnie! G*WNIARA NIE BĘDZIE ROBIŁA CO CHCE! I taaak daaalej...
Mama nie daje się uspokoić.
Olewam, odprowadzam Mamę. Wracam, przeparkować w końcu chcę, babcia nadal tam, gdzie była. Widzę ją od ponad kwadransa, ale ile wcześniej ode mnie tu była? Podchodzę - zero kontaktu. Biorę wózek, taszczę na izbę przyjęć. No i pytania, czemu ja, skąd mam babciuchnę, i lepsze - gdzie pielęgniarka?

Tak piekielni. Agresorka/Babsko/etc. było pielęgniarką z Izby przyjęć.
Czekała z podopieczną na kogoś z jej rodziny, kto ją miał odebrać. A że zmarzła, zostawiła tam starszą panią, ona przecież nie mówi, nie pożali się, a jak przyjedzie familia to weźmie, co za problem.
Korzystając z wolnej godziny, gdy mam ćwiczy, idę ochłonąć i pożalić się przez telefon ukochanemu. I chyba mam deja vu, otwierają się drzwi, krzyk... Że ja BEZCZELNA, zaprowadziłam „staruchę” na izbę, wydało się, że była sama, a przecież pielęgniarka zmarzła, no i poszła zapalić, to mogłam tam „staruchę” zostawić, co mi przeszkadzała?!

Osobiście nie zastałam dyrektora izby, przełożona piekielnej nie umiała/chciała/mogła pomóc. Na oficjalną pisemną skargę dyrektor nie odpowiedział.
Odpuściłam.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (555)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…