Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#53163

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu. Kilka tygodni temu właścicielka powiedziała, że wspólnota planuje wymianę pionów na początku sierpnia i czy będę wtedy mogła wpuścić panów robotników, bo w innym wypadku ona będzie musiała wziąć urlop.

Ponieważ od kilku miesięcy przebywam na zwolnieniu lekarskim, powiedziałam że nie ma sprawy, i tak siedzę w domu. Ok, wszystko umówione, właścicielka po spotkaniu z szefem hydraulików informuje mnie, że panowie do mojego mieszkania wejdą 6 sierpnia, potem 7 sierpnia i koniec.

Istotnie, 6 sierpnia o 7 rano budzi mnie walenie do drzwi - otwieram, wpuszczam pana. Pan, jak się okazuje imieniem Romek, demontuje kibelek oraz szafkę spod zlewu i sam zlew, kładąc to wszystko na podłodze w kuchni (mieszkam w kawalerce, kuchnia nie jest duża więc tym sposobem nie dało się już do niej wejść). No ok, trzeba to trzeba. Zabrałam laptopa bo to jedyne, co u mnie jest ewentualnie warte kradzieży, i mówię panom że wrócę koło 16, mieszkanie zostawiam im otwarte, a sama ewakuuję się celem niesiedzenia w huku i pyle powstałym przy kuciu ścian.

Wracam o 16, po całym dniu spędzonym w koszmarnym upale, który mojemu zdrowiu służy średnio. Panowie właśnie wychodzą, mijam się z nimi na klatce. Wchodzę do domu - kibelek ponownie zamontowany, szafka i zlew tak jak zajmowały podłogę całej kuchni tak zajmują, a ściany i rury nietknięte. Hm, cóż, przyjdą jutro to zapytam o co chodzi.

7 sierpnia, ponownie walenie do drzwi - Pan Romek. Wita mnie radosnym "no co panienka tak długo śpi?", na co uprzejmie odpowiadam mu że jestem chora i zasypiam średnio o 5-6 rano, więc nie tak znowu długo, po czym pytam czemu nic nie zrobili wczoraj.
[PR]: Aaaa bo wie pani, straszny problem był u sąsiada niżej i cały dzień u niego robiliśmy, ale dzisiaj już wchodzimy do pani na 100%.
[J]a: No dobrze, to ja panów też zostawię dzisiaj. Ale wie pan, jak nic nie zrobiliście wczoraj to mógł pan chociaż zlew zamontować, bo ja nie mam jak wejść do kuchni, a to wszystko dla mnie za ciężkie i nie jestem w stanie tego nawet przesunąć. Do widzenia.

Wracam, ugotowana kompletnie, koło 19, panów już nie ma. Zlew i szafka jak leżały tak leżą, ściany i rury znowu nietknięte. W tym momencie trafia mnie ciężki szlag i decyduję że najwyraźniej trzeba przestać być miłą.

Następnego dnia rano przybywa ten sam wesoły Pan Romek, z jakimś drugim którego wcześniej nie było, i woła na mój widok radosne "Dzień dobry, śpiochu!". Trafiający mnie od wczoraj szlag znacznie zwiększa swoją moc, jako że spałam całe 1,5 godziny, opanowuję się jednak. Panowie na chwilę schodzą na dół, po czym wraca tylko ten nowy Pan. Mówię, że chciałabym porozmawiać z panem Romkiem (do nowego pana nic nie mam, to nie on mi od dwóch dni wciska kit). Zawołany przez kolegę przybywa więc Pan Romek.

[J]: Proszę pana, chciałabym, żebyście skończyli to dzisiaj. Dałam wam trzy dni, w terminie o który prosiliście i to trochę nie jest mój problem, że zaczynacie dopiero dzisiaj.
[PR]: No ale wie pani, nie było ekipy...
[J]: Proszę pana, ja wszystko rozumiem, sprawy losowe i tak dalej, ale trzeba było w takim razie przyjść i powiedzieć, że dzisiaj nie wejdziecie, zamontować zlew i szafkę, które od dwóch dni uniemożliwiają mi korzystanie z kuchni. A nie tak, że pan sobie przychodzi cały w skowronkach, budzi mnie o 7 rano, a jestem chora i oznacza to dla mnie, że śpię maksymalnie 2 godziny. I wczoraj i przedwczoraj mówi pan "dzisiaj wchodzimy, dzisiaj wchodzimy", po czym ja wracam, nic jest niezrobione, cholerna szafka leży na środku. Ja rozumiem, że jestem małą blondyneczką i wydawało się panu, że będzie luz, ale niestety, pozory, jak pan widzi, mylą. Zostawia mi pan rozwaloną kuchnię, rury otwarte więc śmierdzi niesamowicie, a teraz jeszcze jest pan straszliwie zdziwiony, że w ogóle mam jakiś problem, podczas kiedy dzisiaj zaczynacie, a mieliście skończyć wczoraj. Ja jestem cierpliwa i dużo rozumiem, ale bez jaj, do cholery, są jakieś granice.

Pan Romek spocił się na twarzy i poczerwieniał, ale nic nie mówi. Drugi pan, Andrzej [PA], przez całą moją wypowiedź spogląda na Romka z wyraźnym wyrzutem.
[PA]: Proszę pani, ja strasznie przepraszam, nie ma możliwości zrobienia tego w jeden dzień, ale ja pani obiecuję, zaraz ściągniemy jeszcze chłopaków i będziemy robić we czterech zamiast we dwóch, jutro popołudniu będzie wszystko skończone.
[J]: Dobrze, niech będzie jutro - tylko uprzedzam panów, że jutro jest ostatni dzień, kiedy udostępniam mieszkanie, więc naprawdę skończcie to.
[PA]: Dobrze.

Zadzwonił gdzieś i niecałe pół godziny później faktycznie było już czterech panów, uznałam więc, że mogę się ulotnić. Już będąc na klatce słyszę rozmowę panów:

[PA]: Romek, czyś ty się z członkiem męskim na łby pozamieniał?! Po co pani kit wciskałeś, przecież od wtorku było wiadomo że przed czwartkiem tu nie wejdziemy, idioto jeden! [chwila ciszy] No nie, i co to k*rwa jest w tej kuchni, wejść się nie da, czemu jej tego nie zamontowałeś?! Nie dziwię się że taka wściekła, sam bym się wk*rwił, a ja mam siłę żeby sobie to sam zamontować! Kretyn!

Uspokoiło mnie to co do determinacji ekipy i poszłam sobie. Wracam wieczorem, kanalizacja wymieniona, zlew i szafka w kuchni zamontowane, podłoga w łazience umyta, wszystko pięknie. Panowie faktycznie skończyli wszystko w piątek popołudniu, ładnie po sobie posprzątali.

I tylko tak sobie myślę... Dopóki byłam miła, nikt nie kiwnął palcem, jak zrobiłam awanturę, to nagle się okazało, że wszystko się da. Po pierwsze uważam to za smutne, a po drugie za dziwne - kiedy ja pracowałam z klientem, najwięcej u mnie i u kolegów mogli załatwić ludzie, którzy byli mili, bo docenialiśmy że jesteśmy normalnie traktowani i stawaliśmy na głowie, żeby takiej osobie pomóc. A ktoś sam zamienia sobie miłą i bezproblemową klientkę w ziejącego ogniem smoka - przecież z jego punktu widzenia to ciężki idiotyzm. A ponoć głupota nie boli...

fachowcy...

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (616)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…