Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MastersMargarita

Zamieszcza historie od: 20 marca 2012 - 22:09
Ostatnio: 23 października 2015 - 18:34
  • Historii na głównej: 18 z 26
  • Punktów za historie: 14432
  • Komentarzy: 113
  • Punktów za komentarze: 562
 

#56714

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod moją historią http://piekielni.pl/55775# pojawiały się komentarze, że nie ma sensu zgłaszać sytuacji do sanepidu, bo i tak to oleją.

Dzisiaj dostałam odpowiedź z sanepidu z oficjalnym pismem, że 21 listopada w sklepie przeprowadzono kontrolę, która potwierdziła zgłaszane przeze mnie nieprawidłowości, w związku z czym osoba odpowiedzialna za warunki sanitarne została ukarana grzywną, a sklep dostał wytyczne co należy poprawić, żeby warunki były odpowiednie.

W związku z tym apeluję: jak widzicie, że coś jest nie tak, zgłaszajcie! Ktoś to faktycznie czyta i reaguje.

sklepy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 426 (462)

#55775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z wczoraj, dalej jest mi trochę niedobrze...

Byłam w Carrefourze niedaleko domu po kilka podstawowych produktów, w pewnym momencie "zawiesiłam się" zastanawiając się co jeszcze miałam kupić, przystanęłam więc. Traf chciał, że stanęłam niedaleko lady z mięsem. I miałam okazję widzieć taką oto sytuację, z udziałem dwóch [S]przedawczyń:

[S1]: Chodź tu na chwilę, bo jestem zdenerwowana. Zobacz to.

Otworzyła lodówkę (nie ladę chłodzącą, tylko lodówkę do przechowywania, stojącą z tyłu) i pokazuje na tacę z piersiami z kurczaka. S2 zajrzała i spośród mięsa (pomijam już to, że niczym nie zakrytego) zaczęła wyciągać coś paskudnego. Nie wiem, co to było, wyglądem najbardziej przypominało mokre "koty" z kurzu poprzyczepiane do włosów. Tak czy siak było to ciemnoszare, obślizgłe i długie.
Nagle obejrzała się i zauważyła, że patrzę.

[S2]: Dobra chodź, potem się to wydłubie bo teraz klienci patrzą.

Rozumiem więc, że mięsko zostanie oczyszczone z tego syfu i sprzedane niczego nieświadomym klientom.

Skarga do sanepidu oczywiście poszła.

carrefour

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 649 (709)

#53888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dzisiaj na zakupach w Żabce niedaleko domu. Wszystko miło i sympatycznie, do momentu pojawienia się Pani z pieskiem [PZP]. Kasjerka uprzejmie zwróciła jej uwagę, że nie wolno wchodzić z psami, bo jedzenie etc... Najpierw została zignorowana, a po kolejnej uwadze właścicielka pieska zaczęła się drzeć. Kasjerka odpuściła (siłą jej przecież nie wyrzuci...), pani przechadza się w tę i z powrotem, a piesek za nią.

Nagle piesek postanawia zrobić kupę na środku sklepu. Cudownie.

[K]asjerka: Muszę panią prosić o sprzątnięcie po piesku, mogę pani przynieść jakieś ręczniki papierowe jeśli nie ma pani przy sobie torebki...
[PZP]: Hahaha, co ty sobie myślisz dziewczyno, że ja będę to g*wno sprzątać?! Nie ma takiej opcji, od tego tu jesteś zresztą, za co ci niby płacą?
[K]: Za obsługiwanie klientów, sprzątania po psach nie ma ani w moich obowiązkach, ani w usługach sklepu, poza tym prosiłam panią dwukrotnie żeby przywiązała pani psa przed drzwiami. Proszę to sprzątnąć.

Tutaj rozpętała się awantura której chronologii nie jestem w stanie przytoczyć, zwłaszcza że na nieludzkie wręcz wrzaski Pani do afery dołączyłam się ja i dwie inne klientki, rzecz jasna wszystkie po stronie Kasjerki, a do tego piesek nie wytrzymał presji i najpierw się zsikał a potem zaczął szczekać.
Bóg raczy wiedzieć, ile by to trwało i czy byśmy się tam z Panią wszystkie nie pozagryzały, gdyby nie przybycie Pana Policjanta [PP] (jakieś 100m od sklepu jest komenda więc policjanci dość często robią w nim zakupy).

[PP]: Co się tu dzieje?
[K]: Pani mimo mojej prośby weszła z psem, pies jak pan widzi się załatwił na podłogę, pani odmawia sprzątania a ja i te panie próbujemy ją do tego przekonać.
[PZP]: To ona tu jest od tego! Ja nie będę, nie będę! To przecież śmierdzi, nie czuje pan?!
[PP] (wyciągając jakiś notesik): Czuję. Tym bardziej myślę, że pani jednak posprząta... Czy piszemy?
[PZP]: Jak, co piszemy...?
[PP]: No albo pani sprząta, albo mandacik będzie...

Posprzątała szybciutko i w ciszy i uciekła obrażona, koszyk z zakupami porzuciwszy w popłochu.

Nie wiem, czy PP miał prawo wystawić jej mandat - wydaje mi się, że nie, ale chwała mu za reakcję. A co do PZP - chamstwo ludzkie jednak ciągle potrafi mnie zaskoczyć.

Pani z pieskiem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 617 (687)

#53163

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu. Kilka tygodni temu właścicielka powiedziała, że wspólnota planuje wymianę pionów na początku sierpnia i czy będę wtedy mogła wpuścić panów robotników, bo w innym wypadku ona będzie musiała wziąć urlop.

Ponieważ od kilku miesięcy przebywam na zwolnieniu lekarskim, powiedziałam że nie ma sprawy, i tak siedzę w domu. Ok, wszystko umówione, właścicielka po spotkaniu z szefem hydraulików informuje mnie, że panowie do mojego mieszkania wejdą 6 sierpnia, potem 7 sierpnia i koniec.

Istotnie, 6 sierpnia o 7 rano budzi mnie walenie do drzwi - otwieram, wpuszczam pana. Pan, jak się okazuje imieniem Romek, demontuje kibelek oraz szafkę spod zlewu i sam zlew, kładąc to wszystko na podłodze w kuchni (mieszkam w kawalerce, kuchnia nie jest duża więc tym sposobem nie dało się już do niej wejść). No ok, trzeba to trzeba. Zabrałam laptopa bo to jedyne, co u mnie jest ewentualnie warte kradzieży, i mówię panom że wrócę koło 16, mieszkanie zostawiam im otwarte, a sama ewakuuję się celem niesiedzenia w huku i pyle powstałym przy kuciu ścian.

Wracam o 16, po całym dniu spędzonym w koszmarnym upale, który mojemu zdrowiu służy średnio. Panowie właśnie wychodzą, mijam się z nimi na klatce. Wchodzę do domu - kibelek ponownie zamontowany, szafka i zlew tak jak zajmowały podłogę całej kuchni tak zajmują, a ściany i rury nietknięte. Hm, cóż, przyjdą jutro to zapytam o co chodzi.

7 sierpnia, ponownie walenie do drzwi - Pan Romek. Wita mnie radosnym "no co panienka tak długo śpi?", na co uprzejmie odpowiadam mu że jestem chora i zasypiam średnio o 5-6 rano, więc nie tak znowu długo, po czym pytam czemu nic nie zrobili wczoraj.
[PR]: Aaaa bo wie pani, straszny problem był u sąsiada niżej i cały dzień u niego robiliśmy, ale dzisiaj już wchodzimy do pani na 100%.
[J]a: No dobrze, to ja panów też zostawię dzisiaj. Ale wie pan, jak nic nie zrobiliście wczoraj to mógł pan chociaż zlew zamontować, bo ja nie mam jak wejść do kuchni, a to wszystko dla mnie za ciężkie i nie jestem w stanie tego nawet przesunąć. Do widzenia.

Wracam, ugotowana kompletnie, koło 19, panów już nie ma. Zlew i szafka jak leżały tak leżą, ściany i rury znowu nietknięte. W tym momencie trafia mnie ciężki szlag i decyduję że najwyraźniej trzeba przestać być miłą.

Następnego dnia rano przybywa ten sam wesoły Pan Romek, z jakimś drugim którego wcześniej nie było, i woła na mój widok radosne "Dzień dobry, śpiochu!". Trafiający mnie od wczoraj szlag znacznie zwiększa swoją moc, jako że spałam całe 1,5 godziny, opanowuję się jednak. Panowie na chwilę schodzą na dół, po czym wraca tylko ten nowy Pan. Mówię, że chciałabym porozmawiać z panem Romkiem (do nowego pana nic nie mam, to nie on mi od dwóch dni wciska kit). Zawołany przez kolegę przybywa więc Pan Romek.

[J]: Proszę pana, chciałabym, żebyście skończyli to dzisiaj. Dałam wam trzy dni, w terminie o który prosiliście i to trochę nie jest mój problem, że zaczynacie dopiero dzisiaj.
[PR]: No ale wie pani, nie było ekipy...
[J]: Proszę pana, ja wszystko rozumiem, sprawy losowe i tak dalej, ale trzeba było w takim razie przyjść i powiedzieć, że dzisiaj nie wejdziecie, zamontować zlew i szafkę, które od dwóch dni uniemożliwiają mi korzystanie z kuchni. A nie tak, że pan sobie przychodzi cały w skowronkach, budzi mnie o 7 rano, a jestem chora i oznacza to dla mnie, że śpię maksymalnie 2 godziny. I wczoraj i przedwczoraj mówi pan "dzisiaj wchodzimy, dzisiaj wchodzimy", po czym ja wracam, nic jest niezrobione, cholerna szafka leży na środku. Ja rozumiem, że jestem małą blondyneczką i wydawało się panu, że będzie luz, ale niestety, pozory, jak pan widzi, mylą. Zostawia mi pan rozwaloną kuchnię, rury otwarte więc śmierdzi niesamowicie, a teraz jeszcze jest pan straszliwie zdziwiony, że w ogóle mam jakiś problem, podczas kiedy dzisiaj zaczynacie, a mieliście skończyć wczoraj. Ja jestem cierpliwa i dużo rozumiem, ale bez jaj, do cholery, są jakieś granice.

Pan Romek spocił się na twarzy i poczerwieniał, ale nic nie mówi. Drugi pan, Andrzej [PA], przez całą moją wypowiedź spogląda na Romka z wyraźnym wyrzutem.
[PA]: Proszę pani, ja strasznie przepraszam, nie ma możliwości zrobienia tego w jeden dzień, ale ja pani obiecuję, zaraz ściągniemy jeszcze chłopaków i będziemy robić we czterech zamiast we dwóch, jutro popołudniu będzie wszystko skończone.
[J]: Dobrze, niech będzie jutro - tylko uprzedzam panów, że jutro jest ostatni dzień, kiedy udostępniam mieszkanie, więc naprawdę skończcie to.
[PA]: Dobrze.

Zadzwonił gdzieś i niecałe pół godziny później faktycznie było już czterech panów, uznałam więc, że mogę się ulotnić. Już będąc na klatce słyszę rozmowę panów:

[PA]: Romek, czyś ty się z członkiem męskim na łby pozamieniał?! Po co pani kit wciskałeś, przecież od wtorku było wiadomo że przed czwartkiem tu nie wejdziemy, idioto jeden! [chwila ciszy] No nie, i co to k*rwa jest w tej kuchni, wejść się nie da, czemu jej tego nie zamontowałeś?! Nie dziwię się że taka wściekła, sam bym się wk*rwił, a ja mam siłę żeby sobie to sam zamontować! Kretyn!

Uspokoiło mnie to co do determinacji ekipy i poszłam sobie. Wracam wieczorem, kanalizacja wymieniona, zlew i szafka w kuchni zamontowane, podłoga w łazience umyta, wszystko pięknie. Panowie faktycznie skończyli wszystko w piątek popołudniu, ładnie po sobie posprzątali.

I tylko tak sobie myślę... Dopóki byłam miła, nikt nie kiwnął palcem, jak zrobiłam awanturę, to nagle się okazało, że wszystko się da. Po pierwsze uważam to za smutne, a po drugie za dziwne - kiedy ja pracowałam z klientem, najwięcej u mnie i u kolegów mogli załatwić ludzie, którzy byli mili, bo docenialiśmy że jesteśmy normalnie traktowani i stawaliśmy na głowie, żeby takiej osobie pomóc. A ktoś sam zamienia sobie miłą i bezproblemową klientkę w ziejącego ogniem smoka - przecież z jego punktu widzenia to ciężki idiotyzm. A ponoć głupota nie boli...

fachowcy...

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (616)

#51224

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia sprzed chwili. Wracam do domu, w tramwaju koszmarnie rozbolała mnie głowa, wysiadam więc i idę do kiosku nieopodal domu, celem zakupu Ibupromu.

Kupiłam opakowanie 10 tabletek, fajnie, wchodzę do domu, otwieram pudełko... W opakowaniu tabletek jest 7, pozostałe 3 zostały najwyraźniej wykorzystane przez kogoś wcześniej. I nawet nie ma po co iść do kiosku z reklamacją, bo jak udowodnię, że to nie ja je wyjęłam?

Niby nic takiego, są bardziej piekielne sytuacje, a jednak jakoś mi ręce opadły.

kiosk

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 782 (864)

#50090

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama poszła do lekarza (w prywatnej przychodni) z przeziębieniem, wiadomo, katar, kaszel, gorączka ale nic szczególnie poważnego, niemniej kaszel dość brzydki więc lepiej się zbadać.

Wchodzi do gabinetu, wita się i słyszy panią [D]oktor:
[D]: Zaraz zaraz, pani się zatrzyma tam gdzie pani stoi! Z czym pani przychodzi?
[M]: Z przeziębieniem, mam katar, kaszel, podwyższoną temperaturę...
[D]: AHA! Czyli infekcja! Tam ma pani przy drzwiach krzesełko, proszę sobie tam usiąść i nie podchodzić bliżej, bo mnie pani zarazi na pewno.

Moja mama jest osobą dość potulną, a w dodatku lekko ją zatkało, więc posłusznie usiadła, myśląc, że pani doktor zaraz założy maseczkę i podejdzie ją zbadać.

Nic z tego. Pani nie zbadała mamy w ogóle, wypisała receptę na środek na katar, położyła na biurku, odskoczyła w kąt pokoju i kazała mamie dopiero wtedy wziąć receptę z biurka i "szybciutko iść i nie roznosić już zarazków tutaj".

Po konsultacji z innym lekarzem w tej przychodni, który odważył się podejść do mamy i ją zbadać, okazało się, że mamy "przeziębienie" to początki zapalenia płuc, co pani doktor pewnie też rozpoznałaby od razu, gdyby spróbowała mamę chociaż osłuchać...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (658)
zarchiwizowany
Zdarzenie z wczoraj.

Wsiadam sobie do tramwaju, ogarniam wzrokiem sytuację - sporo wolnych miejsc więc siadam. Zamyśliłam się po chwili i jechałam gapiąc się w okno, ze słuchawkami na uszach. Nadchodzi moment, w którym powinnam wysiąść, wstaję więc i kieruję się w stronę drzwi. W tym momencie widzę starszego [P]ana który również wysiada i jednocześnie najwyraźniej krzyczy, wygląda na to, że na mnie. Zdejmuję słuchawki:

Ja: Słucham?
[P]: Takie to chamstwo, zero kultury, matka pewnie w chlewie chowała, zero ogłady!
[J] (w lekkim szoku): Przepraszam, o co panu chodzi?
[P]: Gówniara cholerna (mam 24 lata, ale ok, pan ma z 75 więc dla niego tak czy siak jestem gówniarą zapewne), takie to wychowanie w dzisiejszych czasach, zero wychowania, jak tak można!
[J]: Proszę pana, O CO CHODZI?
(Tu już wysiedliśmy na przystanek)
[P]: Jeszcze udaje że nie wie o co chodzi, chodzą takie szmaty (WTF) i z porządnymi ludźmi się do tramwaju pchają!

Tu cierpliwość zaczyna mi się kończyć, ale jeszcze próbuję:

[J]: Po pierwsze grzeczniej, po drugie o co panu chodzi bo drze się pan i drze a ja dalej nie wiem co za krzywdę panu zrobiłam?
[P]: Spadaj już stąd, nie będę z tobą gadać, kurfo jedna!
[J]: Od kiedy na "ty" jesteśmy?
[P]: Ja z gównem na "ty" nie jestem!

W tym momencie mając do wyboru dać starszemu człowiekowi po mordzie albo odejść, wybrałam to drugie. I do teraz nie wiem o co gościowi chodziło: były miejsca siedzące, zresztą facet już siedział jak wsiadałam do tramwaju, więc nie chodzi o to że go nie zauważyłam i nie ustąpiłam miejsca. Byłam w dżinsach, adidasach i t-shircie, więc nie wyglądałam wyzywająco czy dziwnie, słuchawki mam wygłuszające więc mojej muzyki nie słyszał. Nie mam pomysłu o co mogło chodzić.

Tak czy inaczej, zważywszy na ogrom mojego chamstwa, całe szczęście że znalazł się ktoś dobrze wychowany, kto pokazał mi jak należy się zachowywać.
Idiots, idiots everywhere, jak babcię kocham.

komunikacja_miejska

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (285)

#49672

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam sobie ostatnio na badaniach w jednej z prywatnych przychodni. Czekam sobie pod gabinetem na moją kolej na testy skórne, przede mną jest bardzo elegancka pani z dwiema małymi córeczkami (4 i 6 lat mniej więcej).

Wchodzą, grzecznie się witają i [M]amusia pyta na czym dokładnie polega badanie. Przeurocza pani [P]ielęgniarka mówi, że na skórę nałoży po kropelce płynu z alergenami i skórę pod każdą taką kropelką nakłuje, po czym po około 15 minutach odczyta wynik na podstawie ewentualnych zmian na skórze. Na dźwięk słowa "nakłuje" mniejsza dziewczynka z miejsca uderza w ryk. Co robi Mamusia? Też w ryk, a konkretnie:

[M]: Co pani robi, dziecko mi pani wystraszyła, jakie kłucie, ja się na żadne kłucie nie zgadzam, ma pani to zrobić bez kłucia!
[P]: Bardzo przepraszam, nie ma takiej możliwości, bez nakłuć nie będę mogła odczytać wyniku. To malutkie ukłucia, dziewczynki nic nie poczują...
(Do małej dziewczynki dołącz starsza i płaczą już razem)
[M]: Ja pani tego nie daruję, poczeka pani chwilę!

Podbiega do znajdującej się obok recepcji i drze się na recepcjonistę:

[M]: Pan mi przygotuje jakiś formularz na skargę, ja chcę złożyć skargę na panią doktor i na pana kolegów z infolinii bo zapewniali mnie że to BEZPIECZNE badanie! A tu kłucie jakieś! Ja was wszystkich pozwę, ale najpierw ta skarga, no no, szybciutko, co z tym formularzem?! Na pana też mam skargę złożyć?!

Zrezygnowana pani pielęgniarka zaprosiła do gabinetu mnie zamiast dziewczynek, dalszego ciągu wywodów Mamusi niestety nie znam. Kompletnie nie rozumiem co tacy ludzie mają w głowach...

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (775)

#40154

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałam się dzisiaj do supermarketu po zakupy - głównie spożywcze plus kilka kosmetyków.

Buszowałam gdzieś pomiędzy pomidorami a cebulą, kiedy minęła mnie para: ona lat na oko 55, on coś koło 70. Zwróciłam na nich uwagę, bo [P]ani nieziemsko darła się na, jak sądzę, [M]ęża, wrzeszcząc coś o tym, że ma natychmiast sprzedać tego rzęcha i kupić nowy samochód, bo stać ich na to żeby porysowanym samochodem nie jeździć :D

Mąż prezentował ignora opanowanego do perfekcji: pośród wrzasków baby spokojnie przeglądał pieczarki, rzucając w stronę Pani uwagi w stylu "Bardzo ładne, weźmiemy trochę więcej, prawda?", nie czekał jednak na odpowiedź - pani dalej darła się o porysowanym samochodzie, pan ją ignorował, sielanka. Spoko, co mnie to obchodzi, wybieram sobie pomidorki.

Załadowałam koszyk jedzeniem i przypomniałam sobie o zakupach kosmetycznych. Stoję sobie już i w najlepsze rozmyślam nad wyborem szamponu, kiedy pojawia się znajoma parka. Tym razem jednak obiektem zainteresowania [P]ani nie jest [M]ąż, lecz... ja.

[P]: Ty suko cholerna, odwal się od mojego męża natychmiast, szmata, chodzi taka i na cudzych mężów poluje, takiej to tylko...

W tym momencie podeszła na tyle blisko że spojrzałam na nią, i ze zdumieniem odkryłam że wrzeszczy na mnie.

[Ja]: Słucham? Pani do mnie mówi?
[P]: A do kogo, a do kogo, jeszcze się sucz wypiera, już cię widziałam wcześniej, co tak krążysz wokół nas, prostytutka twoja mać?
[M]: Bożena daj spokój, wstyd robisz, pani zakupy robi a poza tym myśmy przyszli do tej alejki jak pani już tu była, więc może to ty koło pani krążysz, hę?

Po czym zajął się oglądaniem szamponów.

[P]: O i jeszcze cię bronił będzie, a ta stoi i się śmieje, co się cieszysz, nic od niego nie dostaniesz, już ja dopilnuję, w ogóle nic ci się w życiu nie uda.

Rzeczywiście śmiałam się, bo sytuacja była kuriozalna pod każdym względem, uznałam jednak po chwili że warto by panią jakoś utemperować, bo wrzasków nie lubię.

[J]: A skąd pomysł że mnie Twój mąż interesuje (skoro brudzia piłyśmy, ona do mnie na ty to ja do niej też, niech ma)? Nigdzie za wami nie chodzę, zakupy robię jak normalny człowiek, a ty się rzucasz kobieto nie wiadomo o co, mąż się wydaje bardzo sympatyczny ale starszy 20 lat od mojego ojca, nie moje klimaty, dziękuję. Jak nie przestaniesz się drzeć i za mną łazić to poproszę o pomoc ochronę.
[P]: A te szpile to po co niby założyła, co???

No fakt. Miałam szpilki, zazwyczaj mam wysokie obcasy, bo lubię. Poza szpilkami miałam dżinsy, sweterek i skórzaną kurtkę, w dodatku wszystko ciemne - ani to wyzywające, ani rzucające się w oczy (zresztą, nawet gdyby było wyzywające, to jeszcze przecież nie znaczy, że lecę na gościa którym mogłaby się zainteresować moja babcia).

[J]: Bo są ładne, lubię ładne rzeczy. Zresztą sama masz obcasy, nieładne ale jednak.
[P]: No bezczelna!
[M]: Gdzie bezczelna, już ci powinna dawno przywalić, a jeszcze spokojnie mówi do ciebie. Mogłabyś przykład wziąć bo mnie szlag trafi. Daj pani spokój, zamknij się i idziemy, bo samochód sprzedam, nowego nie kupię i będziesz autobusem jeździć. Przepraszam panią bardzo, baba zdurniała na starość, miłego dnia życzę.

I odszedł. Pani, najwyraźniej porażona wizją jeżdżenia autobusem, w panice popędziła za nim. I nie wrzeszczała już. A ja wróciłam do domu dwie godziny temu i dalej nie wiem co się właściwie stało :P

sklepy

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 913 (1033)

#38921

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszłam sobie ostatnio do spożywczaka niedaleko domu, stoję w kolejce i spokojnie się rozglądam. Jedna z [E]kspedientek wynosi z zaplecza worek ziemniaków i zaczyna dosypywać je do skrzynki. Nasypała z pół worka, przygląda się, z niedowierzaniem wyciąga coś ze skrzynki.

[E]: Ty Baśka widzisz to? Kamieni dorzucili do ziemniaków...
[B]: No wiem, to już trzeci taki worek od poniedziałku. Poszukaj tam na pewno więcej tych kamieni jest, z ostatniego czterdzieści wyjęłam. Szef się wścieknie, trzeba mu powiedzieć żeby zmienił dostawcę.

Ciekawa jestem, ilu właścicieli sklepów NIE zmieni dostawcy po czymś takim... Chytry dwa razy traci.

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 680 (714)