Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#53739

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ku przestrodze, czyli o tym, jak pierwszy i ostatni raz w życiu skusiliśmy się z grupą znajomych na Sylwestra w tzw. klubie.

Pomysł wydawał się świetny: płacimy wejściówkę (nawet niedrogo), mamy jedzenie, napoje bezalkoholowe i parę butelek wina w cenie, muzyka, parkiet pełen ludzi, hulaj dusza. Do północy zabawa była szalona, robiliśmy dużo zdjęć, co jest istotne.

Jakieś 10 minut przed północą obsługa oznajmiła, że "teraz wszyscy wychodzimy na zewnątrz oglądać fajerwerki". Tłum rzucił się do drzwi, ale ja z narzeczonym zostaliśmy, bo cierpiałam na lekki kaszel i nie miałam ochoty się zaziębiać, a fajerwerki w życiu widziałam, dziękuję. Natychmiast obsiadły nas napakowane karki zwane szumnie "ochroną" i zaczęły prośbą tudzież groźbą nakłaniać nas do opuszczenia lokalu. Bo wszyscy wychodzą. Bo tam tak pięknie. Na dictum, że nie mamy ochoty się ruszać po płaszcze, a tam jest -20 stopni, padały głupawe teksty w stylu "och, a jak bardzo cię poproszę?" (to do mnie) lub "no co z ciebie za twardziel, nie wytrzymasz paru minut?" (to do narzeczonego). Ostatecznie mieliśmy mocno dosyć tej żenady i wyszliśmy głównie dla świętego spokoju, bo rozmawianie z bandą ABSów nad głową to też żadna rozrywka.

Toreb i plecaków nie wzięliśmy. Ostatecznie, pilnowała ich "ochrona".

Wracamy, aparatu fotograficznego nie ma. "Ochrona" oczywiście o niczym nie wie. Pewnie ukradł ktoś z gości. Na nasz argument, że w końcu wyrzucili wszystkich lokalu i byli tam tylko oni, usłyszeliśmy, że jak nam się coś nie podoba, to możemy wy.... No więc wy...śmy.

Sterczenie ponad godzinę w Sylwestra na komisariacie policji to też średnia rozrywka, nawet bez zwierzających się z tajników swojego pożycia pijaczków, ale najlepsze było na samym końcu. Funkcjonariusz z powagą wysłuchał całej historii, po czym otaksował nas wzrokiem i zapytał:

- Rozumiem, że państwo mają przy sobie dowód zakupu sprzętu, a na dodatek są całkowicie trzeźwi? Nie? No cóż, w takim razie niestety nie mogę przyjąć zgłoszenia...

Ostatecznie machnęliśmy ręką - aparat był najtańszą "małpką" i to też nie najnowszą, dowodów na nikogo nie mieliśmy, a rachunek ze sklepu RTV dawno odszedł do krainy wyblakłych termoaktywnych świstków. Powlekliśmy się do domu, bo już i nastrój na zabawę nam jakoś przeszedł. Szkoda tylko tych zdjęć.

klub Camelot Łódź

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (635)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…