Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#54381

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam całkiem niedawno na weselu kumpla mojego faceta.

Tak się złożyło, że całkiem nieopodal siedziała sympatycznie wyglądająca familia. Lubię dzieci, a tamte wydawały się naprawdę grzeczne,rodzice bardzo eleganccy, miło było na nich wszystkich popatrzeć.

I tak żyłabym w swoim bajkowym świecie, gdzie wszyscy są piękni i dobrzy, gdyby nie to, że tuż po obiedzie (a pyszny był), głowa owej rodziny rozdała pozostałym foliowe torebeczki, do których ci skrzętnie zgarnęli resztki z talerzy.

Zatkało.
A to dopiero początek.

Kiedy goście poszli w tany i stoły opustoszały, szanowni państwo zaczęli upychać po foliówkach WSZYSTKO. Alkohol, owoce, miski z sałatkami,udało im się nawet na samym szczycie tej piramidki (niech żyje logistyka!) wrzucić ciasto.

Szło im na tyle sprawnie, że zanim zdążyłam do kogokolwiek z nich podejść,skorzystawszy z zamieszania na parkiecie, uciekli już w drugi koniec sali,działając chyba w myśl zasady: tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga.


W czasie, kiedy mój chłopak wyjaśniał świadkowi, co tu się właśnie dzieje a ja próbowałam zalogować się do rzeczywistości, szanowni państwo wymknęli się po cichu drzwiami.

Wmurowało.

I to wciąż nie wszystko.

Jakoś w tym tygodniu dowiedziałam się od chłopaka, że owa rodzinka nie była spokrewniona w żaden sposób z nowożeńcami.
Ot,weselnicy wrąbali się na cudze wesele, przyjmując zresztą słusznie, że część gości od strony pana młodego uzna ich za rodzinę panny młodej i na odwrót.

To się nazywa tupet!

wesele

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 962 (1008)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…