Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#54950

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść o tym, jak nauczyciel potrafi przełożyć własną zawiść ponad profesjonalizm.

Chodziłem do ogólniaka w starym systemie, czyli przez 4 lata. Miałem przyjemność mieć historię z nauczycielką zasłużoną, która wytrenowała wielu olimpijczyków. Niestety w hierarchii szkoły stała ponad dyrektorem (ona mogła mu wszystko, on jej nie mógł nic). Przez pierwsze lata, nie powiem, wykazywała zaangażowanie i widać było, że chce nas uczyć. Niestety w trzeciej i czwartej klasie odniosłem wrażenie, jakby jej się odechciało i przyjemność sprawiało jej gnębienie nas. Przez trzy klasy dostawałem na koniec każdego semestru 4+ z ustną adnotacją, że stać mnie na więcej. Tyle słowem wstępu.

Już w trzeciej klasie zapisałem się na fakultety, które miały przygotować mnie do egzaminu z historii na SGH. Jednak przez wakacje przemyślałem sprawę i postanowiłem składać w przyszłości papiery na inną uczelnię. Na początku czwartej klasy poinformowałem o tym historyczkę, jednak ta nie chciała o tym słyszeć. Powiedziała, że zrezygnować mogłem w trzeciej klasie, a w czwartej już na to za późno. Okazało się więc, że dodatkowe, nieobowiązkowe zajęcia dla mnie były jednak obowiązkowe. Ponieważ dyrekcja ułożyła plan tak, że mogłem być tylko na połowie fakultetów z historii (druga połowa pokrywała mi się z fakultetami z fizyki), poinformowałem historyczkę o tym, że nie będzie mnie na połowie zajęć z przyczyn niezależnych ode mnie. Nie robiła mi w związku z tym problemów. Do czasu.

W połowie siódmego semestru (który był ostatnim semestrem historii w mojej klasie) mieliśmy Bardzo Ważny Sprawdzian z Historii. Ja byłem wówczas nieobecny. Na fakultetach historyczka poinformowała mnie, że będę zaliczał sprawdzian razem z tymi uczniami, którzy dostali jedynki. Miało to nastąpić w najbliższą sobotę lub w kolejną, jeśli w najbliższą sobotę odbędzie się etap olimpiady historycznej (dokładna data nie była jeszcze znana). Pod koniec tygodnia nasza prymuska z historii powiedziała mi, że w najbliższą sobotę jest olimpiada. Byłem więc przekonany, że weekend mam wolny.

Jakże się zdziwiłem, gdy w piątek przed północą dowiedziałem się z GG, że kolega z klasy zakuwa historię na następny dzień na zaliczenie sprawdzianu. Ponieważ szanse na uzyskanie satysfakcjonującej mnie oceny były nikłe w takiej sytuacji, nie poszedłem na zaliczenie. W następnym tygodniu historyczka na mnie naskoczyła, więc zapytałem grzecznie, czemu mnie nie poinformowała o zmianie ustaleń. "Przecież powiedziałam Piotrkowi!" "Ale nie mnie" - odparłem.

Od tamtej pory historyczka urządzała partyzantkę. Potrafiła robić mi ustne zaliczenia sprawdzianu na fakultetach (na które przygotowywaliśmy się z innego materiału) i choć świeżo po niedoszłym dla mnie sprawdzianie miałem wiedzę wystarczającą do zaliczenia materiału, to zawsze historyczce coś nie pasowało w moich odpowiedziach. Nawet nasza olimpijka nie potrafiła mi powiedzieć, co mówiłem nie tak.

Na tydzień przed Drugim i Ostatnim Bardzo Ważnym Sprawdzianem z Historii mieliśmy powtórzenie materiału (na którym można było złapać wiele niedostatecznych), w związku z czym głowa opróżniona z poprzednich dat, miejsc i nazwisk i zapełniona tym, co było potrzebne na powtórzenie. Historyczka jednak mnie zaskoczyła i na powtórzeniu materiału z drugiej części semestru odpytała mnie z materiału na poprzedni sprawdzian. Koniec końców ocena z pierwszego sprawdzianu pozostała niezmieniona - ndst.

Z drugiego sprawdzianu dostałem dwójkę. Byłaby trójka, gdyby progi ocen nie wzrosły między dniem pisania sprawdzianu a dniem oddania prac. Brzmi niewiarygodnie? Nie u mojej historyczki. Oceny zatem miałem tragiczne.

Ponieważ z przyczyn niezależnych ode mnie nie było mnie na więcej niż połowie zajęć fakultatywnych, nauczycielka chciała mnie nie klasyfikować z historii. Na szczęście nie mogła tego zrobić. Zostałem nawet wezwany do dyrektora w tej sprawie, który bardzo się zdziwił, że:
- chciałem zrezygnować z fakultetów we wrześniu, ale historyczka się nie zgodziła
- połowa fakultetów z historii pokrywa mi się z fizyką

Koniec końców zostałem skreślony z listy uczniów chodzących na fakultety z historii, a na świadectwo dojrzałości powędrowała z wielką łaską dwójka z historii.

Pewnie dla Was to mało piekielne, ale historyczka doskonale wiedziała, że zaliczając sprawdzian w normalnym trybie (nie z zaskoczenia, tylko w uzgodnionym terminie) uzyskałbym co najmniej trójkę. Jestem też przekonany, że to z mojego powodu podniosła próg ocen na drugim sprawdzianie. Nie wiem, czy to chęć zrezygnowania z fakultetów spowodowała jej złośliwość wobec mnie, ale w tamtym okresie próbowałem wyjść z głębokiej depresji, o czym historyczka była poinformowana przez wychowawczynię.

Liceum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (43)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…