zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Naszło mnie niedawno na wspomnienia z nie tak dawnych czasów podstawówki i aż się prosi, by napisać o jednej pani nauczycielce.
W szóstej klasie razem z przyjaciółką byłyśmy dziennikarkami szkolnej gazetki i razem podjęłyśmy się zadania scharakteryzowania klas pierwszych. Miałyśmy przygotować zdjęcia pierwszych klas oraz króciutki opis. Nic trudnego. Po obgadaniu wszystkiego z nauczycielkami, ruszyłyśmy do pierwszaków.
W jednej klasie poszło gładko. Wszyscy mili, uśmiechnięci. Zdjęcie zrobione, wychodzimy i idziemy do klasy równoległej. I tam przeżyłyśmy szok.
Zaczęło się niewinnie. Weszłyśmy, pani kazała chwilę poczekać, bo sprawdza zadanie domowe. Ok, poczekamy. Nauczycielka krąży po klasie i ogląda jakieś wyklejanki "swoich" dzieci. W pewnym momencie podchodzi do chłopczyka, którego wyklejanka była trochę niechlujna i krzywa, ale wiadomo - dzieci jak to dzieci nie wszystko umieją. Co robi pani? Zaczyna krzyczeć na chłopca, że się nie postarał. Przez kilka minut prawiła mu kazanie o tym, jak bardzo źle to zrobił. My z przyjaciółką nieco przerażone tylko zerkałyśmy na siebie. Chłopczyk zaczął płakać.
W końcu nauczycielka skończyła sprawdzać te nieszczęsne prace domowe i kazała dzieciom ustawić się do zdjęcia. To niestety również nie okazało się takie proste, bo chłopczyk, na którego krzyczała, nadal płakał i nie chciał żadnych zdjęć. Nauczycielka na to, zamiast zostawić go w spokoju, próbowała zaciągnąć go za rękę. Dziecko płacze jeszcze bardziej. Ona krzyczy. Ono płacze. W końcu pani odpuściła. Chłopczyk wrócił do płakania na krześle. Zrobiłyśmy zdjęcie i jak najszybciej opuściłyśmy salę lekcyjną.
Nie wiem, co szanowna pani nauczycielka chciała osiągnąć, ale to nam wydawało się straszne, a co dopiero siedmioletniemu dziecku. Ona nadal uczy i nadal zdarzają się mniej lub bardziej piekielne sytuacje, których na szczęście nie jestem już świadkiem.
W szóstej klasie razem z przyjaciółką byłyśmy dziennikarkami szkolnej gazetki i razem podjęłyśmy się zadania scharakteryzowania klas pierwszych. Miałyśmy przygotować zdjęcia pierwszych klas oraz króciutki opis. Nic trudnego. Po obgadaniu wszystkiego z nauczycielkami, ruszyłyśmy do pierwszaków.
W jednej klasie poszło gładko. Wszyscy mili, uśmiechnięci. Zdjęcie zrobione, wychodzimy i idziemy do klasy równoległej. I tam przeżyłyśmy szok.
Zaczęło się niewinnie. Weszłyśmy, pani kazała chwilę poczekać, bo sprawdza zadanie domowe. Ok, poczekamy. Nauczycielka krąży po klasie i ogląda jakieś wyklejanki "swoich" dzieci. W pewnym momencie podchodzi do chłopczyka, którego wyklejanka była trochę niechlujna i krzywa, ale wiadomo - dzieci jak to dzieci nie wszystko umieją. Co robi pani? Zaczyna krzyczeć na chłopca, że się nie postarał. Przez kilka minut prawiła mu kazanie o tym, jak bardzo źle to zrobił. My z przyjaciółką nieco przerażone tylko zerkałyśmy na siebie. Chłopczyk zaczął płakać.
W końcu nauczycielka skończyła sprawdzać te nieszczęsne prace domowe i kazała dzieciom ustawić się do zdjęcia. To niestety również nie okazało się takie proste, bo chłopczyk, na którego krzyczała, nadal płakał i nie chciał żadnych zdjęć. Nauczycielka na to, zamiast zostawić go w spokoju, próbowała zaciągnąć go za rękę. Dziecko płacze jeszcze bardziej. Ona krzyczy. Ono płacze. W końcu pani odpuściła. Chłopczyk wrócił do płakania na krześle. Zrobiłyśmy zdjęcie i jak najszybciej opuściłyśmy salę lekcyjną.
Nie wiem, co szanowna pani nauczycielka chciała osiągnąć, ale to nam wydawało się straszne, a co dopiero siedmioletniemu dziecku. Ona nadal uczy i nadal zdarzają się mniej lub bardziej piekielne sytuacje, których na szczęście nie jestem już świadkiem.
Szkoła
Ocena:
95
(195)
Komentarze