Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#55481

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mi opowiedziana, bo wydarzyła się w czasach, kiedy byłam na tyle mała, że niewiele z tego pamiętam. Popytałam jednak kilka osób i myślę, że udało mi się poskładać wszystko razem bez większych przekłamań.

A wszystko zaczęło się od mojego pytania parę dni temu - "mamo, właściwie to czemu wujek Piotrek zerwał z nami kontakt?"

Mój ojciec chrzestny, zwykle zwany wujkiem, był bliskim przyjacielem moich rodziców jeszcze ze studiów - na tyle bliskim, że postanowili mu powierzyć los swojej pierworodnej w razie, gdyby coś im się stało. Był z tego bardzo dumny i często nas odwiedzał.
Pewnego dnia los się do niego uśmiechnął - trzeba tu przyznać, że przez wiele lat bardzo ciężko na to pracował, więc wiele osób kiwało głowami, że dobrze, że mu się to nareszcie opłaciło. Ogólnie rzecz biorąc - wujkowi zaczęło się najpierw wieść dobrze, a potem bardzo dobrze.
I wiele osób sobie nagle o nim przypomniało. A to pożyczki, a to pomoc - "no jak to, rodzinie/przyjaciołom nie pomożesz?!" - z początku próbował pomagać, ale z czasem zauważył, że stał się dla wszystkich dojną krową i zaczął się buntować. Nie siedział do góry brzuchem, a jego niewielka fortuna nie spadła mu z nieba jak wygrana w losowaniu czy nagły spadek. Dlaczego inni uważają, że mogą przyjść na gotowe?
Zaczął się odcinać od całej rodziny i większości przyjaciół - w swoim środowisku, wśród ludzi, którym mimo wszystko wydawał się być biedny, zaczynał znajdować nowych przyjaciół, miał też rozsądną żonę i uroczą córkę, więc samotność mu nie doskwierała. Może tylko wyrzuty sumienia, w jakie wpędzili go "kochani" krewni.

Byliśmy jedną z ostatnich rodzin, od jakich się odciął. Głównie przez wzgląd właśnie na mnie. Moi rodzice też byli zbyt dumni, żeby go o cokolwiek prosić, więc zaglądając do nas z wizytą nie odczuwał tej presji.
Niestety, wtedy wszyscy uwzięli się na nas - ilekroć coś nam zaczynało wychodzić, to słyszeliśmy, że "miło jest mieć za plecami kogoś bogatego, kto pomoże jak trzeba, prawda?", bo przecież "od własnej rodziny się odwrócił plecami, ale obcemu dziecku to kupił prezent, łajdak". Rodzicom zaczęło być coraz ciężej - lubili wujka, więc go nie odesłali i wszystko brali na siebie, nie informując go o niczym, ale w końcu, niestety, sam się zorientował.

Z ciężkim sercem odwiedził nas po raz ostatni - a tu trzeba zaznaczyć, że byłam wtedy jeszcze bardzo pociesznym dzieckiem (i przysięgam, to nie jest coś, co sama sobie wymyśliłam, rodzina do dziś patrzy na mnie i zastanawia się, co się stało). Wujek wziął mnie na kolana i zapytał, czy chciałabym coś od niego - w sensie, że prezent na pożegnanie, ale nie umiał się ze mną pożegnać wprost.
- Lalek mam tyle, że leżą i się kurzą, książek jeszcze nie przeczytałam wszystkich, a misie powoli mnie wypychają z łóżka na ziemię - powiedziałam. - Chyba nic, wujku.
Spojrzał na mnie zbaraniały.
- Ale przecież musi być coś, czego chcesz.
- Hmm... Przytulić się!
Przytulił mnie. I się rozpłakał.

To był ostatni raz, kiedy go widziałam.
Wiele lat później przysłał mi pocztą obity w skórę kalendarz i wieczne pióro, z kartką "Dostałaś się na studia! Gratuluję! Teraz wszystko zależy od Ciebie!
- wujek Piotrek"

Pióra używam do dzisiaj. Zastanawiam się tylko, po zebraniu tej historii do kupy, ile go to wszystko musiało kosztować - psychicznie i fizycznie - jak się udało mu zdobyć to "bogactwo" o którym marzy tyle osób.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (426)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…