Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#55633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że niektórzy powinni dostać całkowity zakaz posiadania jakiegokolwiek czworonoga.

Moi teściowie mieszkają na wsi. Takiej stereotypowej. Co za tym idzie, tak jak 3/4 jej mieszkańców uważają zwierzęta za "roboli", nie za członków rodziny. Zwierzę musi być przydatne, jeśli nie jest, to wypad, poza tym można je gorzej traktować, bo "to jest głupie i nie wie, że żyje". Mimo obcowania ze zwierzakami całe życie wydaje mi się, że wiedzą o wiele mniej od człowieka, który nigdy zwierzęcia nie miał, ale zwyczajnie kocha tzw. braci mniejszych.

1. Mieli wielkiego, pięknego pitbulla. A raczej u nich tylko przebywał, bo właścicielem był brat mojego męża, który się psem średnio interesował, ponieważ 90% czasu spędzał u swojej (wtedy) narzeczonej. Pies miał być po to, by później strzegł domu, który brat męża zamierzał wybudować. Zrobił to dopiero 4 lata później.
Nie wiem, ile pies u nich przebywał, bo był już wtedy, gdy zaczęłam spotykać się z moim mężem. Zniknął po pół roku naszego związku. W jaki sposób?
Takie duże psisko trzymane było non stop w kojcu ok. 1,5 na 3 metry. Na tyłach domu. Kontakt z człowiekiem zerowy, jeśli nie liczyć karmienia i sporadycznego obserwowania ludzi z odległości.
W końcu jednak postanowili go wypuścić, by latał po podwórku razem z dwoma małymi kundelkami. Te dwa kundle ignorował (przynajmniej tak można było wywnioskować po jego zachowaniu, a zapewne było inaczej), zauważał je dopiero, gdy ktoś zaczynał je głaskać - wtedy zazdrość, ale bez agresji.
I tak sobie zupełnie spokojnie chodził po podwórku dwa tygodnie. Nadszedł feralny dzień, znam go tylko z opowieści. Pies nagle uznał, że ma dość. Zagryzł jednego kundla (drugi się schował), następnie dostał się na teren sąsiadów i chciał zagryźć ich owczarka. Przybiegł teść i zaczął go odciągać - pies ugryzł go w przedramię. Krew się polała, jakoś udało się psa uspokoić. Został z powrotem zamknięty w kojcu, nie na długo jednak, bo tego samego dnia jego właściciel zabrał go do lasu i zastrzelił. "Agresywny pies, z niego już nic nie będzie, zagryzie ludzi".
Nie znam się na psach, ale gdyby mnie trzymali przez X miesięcy w małym kojcu, gdzie bym się taplała we własnych odchodach, to też by mi odbiło. Dodatkowo - z tego co czytałam, proszę o poprawę, jeśli to błędne informacje - pitbulle nie za bardzo tolerują inne psy. Może to kwestia wychowania, przyzwyczajenia.

2. Mieszanka amstaffa z inną rasą. Większy od wyżej wspomnianego pitbulla. Oczywiście zamknięty w tym samym kojcu, w którym przebywał pitbull. Stworzenie do rany przyłóż, zero agresji, garnące się do człowieka. Takie duże dziecko cieszące się ze wszystkiego. Gdy tylko odwiedzaliśmy teściów, wyprowadzałam go na spacer, starałam się spędzać z nim jak najwięcej czasu. Nie ukrywając, pokochałam tego psa i chętnie zabrałabym go do nas, niestety mąż się sprzeciwił. Postanowiłam jednak walczyć o niego, by nie skończył w lesie z przestrzeloną czaszką. Po moich niekończących się prośbach, by znaleźć mu nowy dom, teść w końcu oddał go swojemu znajomemu z innej wsi. Pies biega u niego po podwórku i jest szczęśliwy.

3. Kundel, suka. Jako szczeniak błąkała się zimą przy bloku siostry teściowej, przywiozła ją do moich teściów, bo sama się zająć nią nie mogła (5 dni była poza domem). Suczka zimę spędziła w domu, jako że była jeszcze szczeniakiem, a zima siarczysta. Gdy tylko zrobiło się cieplej, została wyrzucona na podwórko, jednak do domu chciała wracać. Wtedy był wrzask teściowej, że co to za głupi pies, nie rozumie, że do domu nie można wchodzić.
Obecnie suka i jej syn siedzą zamknięci w kojcu po pitbullu i amstaffie. Od 2 lat. Wypuszczanie na podwórko jest mocno sporadyczne, a my już u nich nie bywamy tak często, by się nimi zająć. Gdy jeszcze bywaliśmy, próbowałam wymusić wypuszczenie ich, ale oni mają kury, a psy je atakują. Kur nie można zamknąć, bo są bardziej pożyteczne.

Tyle, co wiem. Słyszałam jeszcze strzępki informacji z lat, kiedy "nie byłam w rodzinie" - teść miał nielegalną hodowlę rottweilerów przez kilka lat, też zdarzały się przypadki pogryzień/kąsania (i w tym momencie odstrzeleń...), bo np. teściowa najpierw nawrzeszczała na psa, gdy to nie pomogło, to go kopnęła, pies w odwecie ugryzł i była tragedia, że morderca.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (245)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…