Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#56759

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W maju miałam wypadek na rowerze. Zostałam potrącona (nie z mojej winy) przez samochód, w efekcie czego znalazłam się pod podwoziem (ale byłam cały czas przytomna).
Świadkowie szybko mnie wyciągnęli, zadzwonili po pogotowie i pojechałam na gwizdkach do szpitala. I będzie o tym, co działo się na szpitalnym oddziale ratunkowym.

Najpierw położyli mnie w kołnierzu ortopedycznym na łóżko, a pod łóżkiem (tam jest jakaś półeczka chyba) położyli mój plecak. Prócz ciuchów, zapasu wody i banana, miałam w nim oczywiście portfel z dokumentami (kij tam z pieniędzmi).

Gdy mnie wstępnie przebadali zapadła decyzja, że trzeba prześwietlić. Wysłali mnie na rtg na tym łóżku. Co ważne - od samego początku skarżyłam się na ból w okolicach barku.
Jestem już na tym rtg i pielęgniarka musiała mi zdjąć do zdjęcia stanik. Krzyczy na mnie, żebym jej pomogła, a ja ze łzami w oczach, że nie mogę lewą ręką w zasadzie ruszyć (prócz złamania, które chwilę potem wyszło na zdjęciu, miałam również oparzenia III st.- ubytek tkanek na mniej więcej 1/3 przedramienia, łokciu i kawałku ramienia). Na to pani pielęgniarka zaczęła siłą ze mnie zdejmować koszulkę. A koszulki kolarskie są dosyć dopasowane do ciała. Na moją sugestię, żeby rozcięła, zrobiła duże oczy i zapytała:

- A w czym pani do domu pojedzie?

I dalej swoje, żebym ręce podniosła, bo ona zdjąć nie może. W końcu przyszła druga i jakoś bez rozcinania udało jej się to delikatnie zdjąć. A naprawdę wystarczyło rozciąć, ciuchy i tak by mi mama przywiozła...

Zdjęcie wykonane, technik oznajmia, że obojczyk złamany, dosyć brzydko, może operacyjnie, ale to decyzja ortopedy. Więc trzeba mnie przewieźć na tym łóżku do ortopedy. Pielęgniarki już pchają łóżko do drzwi, a ja się pytam - a co z ciuchami? No przecież nie pojadę taka goła przez korytarz, na którym siedzą inni pacjenci i dwóch pijaczków, których pogotowie przywiozło chwilę po mnie. Pani pielęgniarka wpadła na pomysł, żeby założyć mi z powrotem moją koszulkę. Ekstra! Na szczęście technik wyszedł ze swojej kanciapy i stwierdził, że to nie ma sensu, bo i tak zaraz pewnie będą mnie gipsować i znowu będą to ściągać. Zaproponował, żeby przykryć mnie prześcieradełkiem.

W międzyczasie, gdy jedna z pielęgniarek poszła po prześcieradełko, druga pomagała mi zejść z tego łóżka i usiąść na wózku, bo przyjechał pacjent, który potrzebuje łóżka. Zapytałam:

- Co z moim plecakiem?
- Co się pani będzie plecakiem przejmować, ratujemy pani zdrowie!

Ciekawe, czy gdyby mi zawinęli portfel z plecaka wraz z dowodem osobistym, legitymacją studencką, prawem jazdy i innymi dokumentami, które potwierdzają moją tożsamość, tydzień później zarejestrowaliby mnie do ortopedy? Niestety, nie mam paszportu, a stan, w jakim byłam po wypadku, uniemożliwiłby mi skutecznie chodzenie na policję, zgłaszanie kradzieży, składanie nowych dokumentów. Pominę fakt, że nie chciałabym mieć w nowy dowodzie zdjęcia z siniakami na twarzy :/.

Zawieźli mnie do gipsowni, a plecak z moim dowodem radośnie jeździł sobie tu i tam, po całym szpitalu, zostawiany bez opieki na korytarzu. Na szczęście do mnie wrócił bez braków.

Wracając do prześcieradełka. Panie pielęgniarki narzuciły je na mnie dosyć niedbale. Siedziałam potem na korytarzu i chyba tylko siłą woli powstrzymywałam je, żeby się nie osunęło i nie odsłoniło mojego ciała. Panowie pijaczkowie oczywiście nie mogli powstrzymać się od wrednych komentarzy, inni pacjenci i ich bliscy czekający wraz z nimi nie reagowali na to w żaden sposób. Czekałam, aż po prostu w pewnym momencie któryś z pijaczków podejdzie i je ściągnie dla zabawy.
Na szczęście tak się nie stało.

Podsumowanie.
Siedząc na SOR myślałam przede wszystkim o tym, żeby nigdzie nie zaginęły mi dokumenty, bo bez nich dalsze leczenie (które trwa do dzisiaj) w zasadzie byłoby niemożliwe, albo przynajmniej bardzo utrudnione. Najadłam się ogromnego wstydu, bo komuś było szkoda paru chwil, żeby porządnie mnie zawinąć w to prześcieradło (sama nie byłam w stanie go poprawić). A ze szpitala wyszłam w koszulce jednorazowej, którą dostałam od innej pielęgniarki, bo gips na obojczyku sprawił, że przez te 5 tygodni, kiedy go nosiłam, musiałam chodzić w koszulach brata, bo żadna moja nie obejmowała mnie w ramionach. A koszulka rowerowa i tak do wywalenia.

I jeszcze przestroga dla osób jeżdżących na rowerze - ludzie, jeździjcie w kaskach! Mój kask po uderzeniu z jednej strony rozsypał się w maczek, z drugiej - widać ślady przysmażenia. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdybym nie miała go na głowie.

SOR szpital słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (660)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…