Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: " To wcale nie jest żart, to się dzieje naprawdę".

Sytuacja miała miejsce dosłownie kwadrans temu. Nie wiem, co mnie obudziło tak wcześnie, choć zakładam, że to te niedokończone sałatki no i po pieczywo trzeba się przejechać. Tak, czy owak, nasypałam kawę i swoim zwyczajem wyglądam przez okno celem sprawdzenia pogody. Mimowolnie rzut oka na parking, tak kontrolnie, czy autko stoi. Stało.

Parking u nas to cierń w oku. Blok budowany na początku lat 70-tych, niestety, nie pamiętam ich, ale auto wtedy miał co dziesiąty obywatel, jak pamiętam z lekcji. Nasz parking wielkością odpowiada tym danym, więc na parkingu panuje zasada: Kto pierwszy, ten lepszy". Reszta zadowala się poboczem lub częściowo chodnikiem (dbając o przepisowe 1.5 metra dla pieszych).

Tak czekam sobie aż woda na kawę się zagotuje (no jak bez kawy?) i widzę, że dwoje sąsiadów też już wsiada do aut i jedzie po ostatnie drobne sprawunki (blok zamieszkały głównie przez ludzi starszych, więc mających jeszcze nawyk jak najwcześniejszego wyruszania po zakupy w takich dniach). Pojechali, ja zalewam kawę i nagle widzę męża Piekielnej zza ściany,uwijającego się po parkingu (dla przypomnienia www.piekielni.pl/41420 ). Starszy pan w opuszczone przez jednego sąsiada miejscu, stawia trójkąt awaryjny. W drugie kawałek deski na koziołkach (takiej, jak stawia się przy robotach drogowych). Poprawia ustawienie. Co jest? Życzliwy ze mnie stwór, choć rudy. Więc okno otwieram i pytam, czy coś się stało i czy w czymś sąsiadowi może pomoc. Jednocześnie w głowie pulsuje mi lampka: "Boże, jakieś rury może biegną pod parkingiem - gaz się ulatnia, woda wybija, co jest?" Wiadomo, bez kawy tak zupełnie rozsądnie się nie myśli o tej godzinie.

Odpowiedź męża Piekielnej zadziwiła mnie. On... "rezerwuje miejsca, bo rodzina wieczorem do nich przyjeżdża na wigilię. Żeby im aut nie ukradli, bo z ich okien nie widać pobocza".

I znów okazało się, że rude wredne. Krótko wytłumaczyłam panu, że parking nie posiada miejsc prywatnych, należy do spółdzielni, więc nie można ot, tak sobie rezerwować miejsc parkingowych dla rodziny, tym bardziej przy użyciu trójkąta i prowizorycznej zapory. A że dyskusja toczyła się przez okno, dołączyli też inni sąsiedzi, którzy mężowi Piekielnej wytłumaczyli, że oni też chcą widzieć swoje auta i też przyjeżdżają do nich na wigilię goście. I w związku z tym, anulują jego rezerwację. Na to dictum z okna wychyliła się głowa samej Piekielnej, która rozdarła się (swoim zwyczajem), że w tym bloku sama swołocz, a ta ruda (chyba mnie miała na myśli) dziw*a i kociara (z drugim się zgadzam) to pożałuje, że się urodziła. Dopiero groźba wezwania policji lub straży miejskiej, wyrażona przez sąsiada z drugiego piętra (blok czteropiętrowy) zamknęła piekielnej usta. Mąż Piekielnej zabrał swój trójkąt i szlabanik. Tylko... po co on tam nadal tkwi i czego na parkingu wypatruje? Ech... może boi się Piekielnej.

Dobrze. Kawa odpita, historia (teraz już mogę się z niej śmiać) napisana. Trzeba wyruszyć po pieczywo. Ciekawe, czy po powrocie zastanę "zarezerwowane" miejsca. Mam nadzieję, że nie, bo musiałabym odnieść mężowi Piekielnej jego trójkąt awaryjny, a spotkanie z Piekielną jakoś mi się nie uśmiecha za bardzo :)

Wesołych Świąt, drodzy Piekielni!

osiedlowy parking w wigilijny poranek

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (652)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…