Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57481

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno, dawno temu...

Zamiast wesela siostra wymarzyła sobie dla gości poczęstunek, toast, obiad - cokolwiek skromnego w jakiejś sympatycznej restauracji.
Lokal wybrany, co ważne - złożony z dwóch osobnych sal; jedna wynajęta dla nas na wyłączność, druga nadal dostępna dla gości.

I tyle tytułem wyjaśnienia.

Spotkanie rozpoczęło się toastem. I tu nastąpił pierwszy zgrzyt - zamówiony był powitalny szampan, który miał czekać na sali. Gdy weszliśmy (w dodatku nieco spóźnieni) nie było ani szampana, ani kieliszków, nic... Dłuższą chwilę zajęło kelnerce uzupełnienie tego braku. Jak przyznała, była sama na dwie sale i zwyczajnie nie zdążyła.

Jedną wpadką nikt się nie przejął, wszyscy zaś współczuli biednej dziewczynie. Do czasu.
Bo chwilę później oznajmiła, że co prawda rosół już jest, ale musi najpierw ustawić nam talerze (ich także nie było) i obsłużyć gości na drugiej sali, a potem nas. Nie bardzo nam to pasowało, byliśmy zziębnięci na kość, ale cóż - rosół, choć spóźniony, na pewno nas rozgrzeje.
Nie rozgrzał, bo był zimny. Zanim kelnerka uwinęła się ze wszystkim, zdążył ostygnąć. Choć to był dopiero początek imprezy, moja cierpliwość się skończyła. Taki dzień jest tylko raz, chciałam, by siostra wspominała go inaczej niż przez pryzmat koszmarnego obiadu. Poszłam do właściciela z prośbą o jakąś pomoc dla kelnerki, tłumacząc zimnym jedzeniem, brakami na stole. Nie miałam przy tym pretensji do niego, ani tym bardziej do dziewczyny. Bo może i była dość burkliwa, to jednak się starała. Ale pomocy niet, bo „braki kadrowe i won”. Wywalczyłam tyle, że podgrzano nam rosół.

Wróciłam na salę razem z kelnerką, niosącą wazę z parującym rosołem. I wtedy stało się coś, czego nigdy nie zapomnę: dziewczyna upatrzyła sobie miejsce na wazę tuż obok mojej mamy. Podchodząc, potknęła się i wylała całą zawartość na mamę... Gorącą zawartość.

Warstwy ubrań zatrzymały nieco tej pyszności, ale były za to przemoczone i tłuste. Nie tylko one, bo krzesło chłonęło niczym gąbka, a kałuża wokoło była imponująca.
Mama do domu na szybkie przebranie, kelnerka pędem na drugą salę. Po ścierkę, mopa? Nie, drugą wazę.
Na pytanie, czy to sprzątnie, odpowiedziała „później, najpierw jedzenie, bo wystygnie”. Wymiana krzesła? „N-n-nie, nie mam wolnych, niech pani przucupnie o tu, na brzegu, jest prawie sucho”.

Właściciel do winy się nie poczuwał, za to do władzy owszem. Kazał kelnerce wyjść i już nie wracać, doprawiając epitetami i groźbą braku zapłaty. A co, jemu wolno, przecież na czarno robiła...

I dziwnym trafem w kilka minut znalazły się trzy kelnerki. Cud!

A ja myślę, że chyba wolałabym już zjeść ten rosół zimny.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (699)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…