Historia z cyklu "uczniowie z piekła rodem".
Rzecz się działa dawno dawno temu, w niezbyt odległej od mojego gniazdka podstawówce. Miałem tam odbyć praktyki przygotowujące mnie do pracy w zaszczytnym zawodzie nauczyciela języka angielskiego. Praktyki owe bardzo sobie ceniłem. Dobrze mi się współpracowało z nauczycielką, stosunkowo młodą, energiczną niewiastą.
Dzieci również spokojne, dogadywałem się z nimi bez problemu. Czasami siedziałem jako drugi nauczyciel w klasie integracyjnej (tak żeby pilnować porządku, nauczyć się czegoś o pracy z dziećmi z problemami).
W takiej właśnie klasie spotkałem Jego. A imię Jego brzmiało, powiedzmy, [N]abuchodonozor. Nauczycielka na wstępie ostrzegła, żeby uważać na małego N, ale pomyślałem, że przecież to tylko piąta klasa podstawówki, to nie jest jeszcze gimnazjum. Cóż...
Pewnego razu sprawdzona została lista obecności, a N nigdzie nie widać. W szkole na poprzednich lekcjach był, zwolniony z zajęć nie został, ergo: znajduje się w budynku. Jako, że nauczycielka nie mogła opuścić klasy, więc Wasz uniżony sługa wyruszył na poszukiwania.
Prowadziłem akcję poszukiwawczą wytrwale przez całe 6 minut zajęć, by wreszcie znaleźć małego Nabuchodonozora kopiącego z zapamiętaniem drzwi do toalet.
Pytam grzecznie małego, czemu nie jest w sali, skoro lekcja już się zaczęła, a on zaczyna wrzeszczeć na całe gardło:
- BO TE JE...NE SZM...Y ZAJĘŁY MOJE KU...A MIEJSCE! NIE BĘDĘ KU...A NIGDZIE INDZIEJ!
Cóż, zebrałem szczękę z podłogi i zaprowadziłem do sali. Potem dowiedziałem się od nauczycielki, iż w tym miesiącu mały N podczas spotkania jego wychowawczyni i jego rodzicielki wszedł do szafki i zaczął krzyczeć do obu Pań:
- JA STĄD KU...A NIE WYJDĘ. JA SIĘ KU...A POWIESZĘ, JA WAS KU...A POZABIJAM!
Ten wspaniały okaz wylądował nawet w znanym programie
"Ekstra Opiekunka Dla Dzieci" co nie przyniosło rezultatu, a gdy zapytałem o rodziców i jego sytuację w domu, okazało się, że mały ma zdiagnozowaną nieznaczną arytmię i pozwala mu się na wszystko, żeby stanu nie pogorszyć.
Arytmię rozumiem, trzeba uważać. Ale chyba nie przeszkadza ona we wpojeniu dziecku odrobiny kultury?
Rzecz się działa dawno dawno temu, w niezbyt odległej od mojego gniazdka podstawówce. Miałem tam odbyć praktyki przygotowujące mnie do pracy w zaszczytnym zawodzie nauczyciela języka angielskiego. Praktyki owe bardzo sobie ceniłem. Dobrze mi się współpracowało z nauczycielką, stosunkowo młodą, energiczną niewiastą.
Dzieci również spokojne, dogadywałem się z nimi bez problemu. Czasami siedziałem jako drugi nauczyciel w klasie integracyjnej (tak żeby pilnować porządku, nauczyć się czegoś o pracy z dziećmi z problemami).
W takiej właśnie klasie spotkałem Jego. A imię Jego brzmiało, powiedzmy, [N]abuchodonozor. Nauczycielka na wstępie ostrzegła, żeby uważać na małego N, ale pomyślałem, że przecież to tylko piąta klasa podstawówki, to nie jest jeszcze gimnazjum. Cóż...
Pewnego razu sprawdzona została lista obecności, a N nigdzie nie widać. W szkole na poprzednich lekcjach był, zwolniony z zajęć nie został, ergo: znajduje się w budynku. Jako, że nauczycielka nie mogła opuścić klasy, więc Wasz uniżony sługa wyruszył na poszukiwania.
Prowadziłem akcję poszukiwawczą wytrwale przez całe 6 minut zajęć, by wreszcie znaleźć małego Nabuchodonozora kopiącego z zapamiętaniem drzwi do toalet.
Pytam grzecznie małego, czemu nie jest w sali, skoro lekcja już się zaczęła, a on zaczyna wrzeszczeć na całe gardło:
- BO TE JE...NE SZM...Y ZAJĘŁY MOJE KU...A MIEJSCE! NIE BĘDĘ KU...A NIGDZIE INDZIEJ!
Cóż, zebrałem szczękę z podłogi i zaprowadziłem do sali. Potem dowiedziałem się od nauczycielki, iż w tym miesiącu mały N podczas spotkania jego wychowawczyni i jego rodzicielki wszedł do szafki i zaczął krzyczeć do obu Pań:
- JA STĄD KU...A NIE WYJDĘ. JA SIĘ KU...A POWIESZĘ, JA WAS KU...A POZABIJAM!
Ten wspaniały okaz wylądował nawet w znanym programie
"Ekstra Opiekunka Dla Dzieci" co nie przyniosło rezultatu, a gdy zapytałem o rodziców i jego sytuację w domu, okazało się, że mały ma zdiagnozowaną nieznaczną arytmię i pozwala mu się na wszystko, żeby stanu nie pogorszyć.
Arytmię rozumiem, trzeba uważać. Ale chyba nie przeszkadza ona we wpojeniu dziecku odrobiny kultury?
Ocena:
627
(675)
Komentarze