Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57907

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna powtarzająca się historia tego rodzaju spowodowała, że poczułam potrzebę wylania żali.

Udzielam korepetycji z języka obcego i tego co powiem nie powstydziłoby się większość naszych babć, a mianowicie ręce załamuję nad kierunkiem, w którym brną do przodu dzisiejsze dzieciaki. Można wiele zwalać na wymysły naszych czasów, ale najgorsi zawsze byli i pozostają rodzice.

1. Notoryczne nieszanowanie mojego czasu. Lekcja na godzinę 16:00, mija już 16:20 więc dzwonię do rodzica (uczę dzieciaki z podstawówki, przyjeżdżają do mnie), rodzic ma mnie gdzieś. Po kilku dniach odpisuje na mojego smsa, pytając kiedy odrabiamy zajęcia. No super, niestety grafik mam bardzo obłożony i nie jest łatwo znaleźć godzinę gratis. Bo oczywiście za czas, kiedy czekałam rysując kółka na kartce nikt mi nie zapłaci.

2. Do niektórych uczniów dojeżdżam i sms z informacją, że dzisiaj zajęcia odwołujemy, bo córce akurat dzisiaj przełożyli balet/szachy/karate/naukę ujeżdżania jednorożców, w momencie kiedy jestem gotowa do wyjścia też nie nastraja pozytywnie.

3. Szeroko pojęta kultura osobista. Mam ucznia, który od początku sprawia problemy - wbiega mi do domu bez dzień dobry, ciep plecakiem o ścianę, buty rzucone w nieładzie tam, gdzie je ściągnął, kończy swój dziki bieg wskakując na krzesło przy biurku, otwiera zeszyt i olewając moją obecność zaczyna bazgrać. Dodatkowo usłyszałam kiedyś od niego historię o tym, jak kiedyś rodzinnie wyjechali na Węgry i mamie udało się oszukać lokalną handlarkę pamiątkami na jakąś tam niewielką kwotę - przeraziło mnie to, jak chłopak był z tego dumny.

Do kanonu ulubionych wyrażeń należą cyce, gówno, srać, pierdzielę, niech mi pani da, niech mi pani przyniesie, ej (zwracając się do mnie), a to tylko wierzchołek góry lodowej. Wiem, że dzieci różne rzeczy robią i mówią, zwłaszcza we własnym gronie, ale mi w tym wieku do głowy by nie przyszło używanie pewnych słów w obecności dorosłego. Chłopak dodatkowo uważnie śledzi zegarek i kiedy wybija godzina zwiastująca koniec zajęć, równie entuzjastycznie jak przy wejściu zwija się do wyjścia, nie bacząc na to, że jestem w połowie zdania.

Mama chłopca miła kobieta, ale wiele wyjaśniło się, kiedy pewnego razu odbierając osobiście dziecko ode mnie dostała w twarz drzwiami, bo pierworodny uznał, że nie życzy sobie aby mama patrzyła jak się uczy (kończyłam z nim jeszcze jedno zagadnienie) i wydało mu się stosowne zeskoczyć z krzesła, wrzasnąć "odejdź stąd" i trzasnąć drzwiami od pokoju, na co mama nie zareagowała w ogóle.

Innym razem uczeń przy swojej mamie z dumą opowiadał, jak kiedyś wmanewrował się "jakiejś starej babie w cyce na rynku, bo ślepa była i nie patrzyła jak lezie", co najwyraźniej nie ukłuło matczynych uszu i uznane zostało za komentarz właściwy dla sytuacji, wliczając słownictwo i moją obecność.

Zaznaczam: nie jestem potulna, nie pozwalam sobie na takie zachowanie u uczniów i trzymam ich krótko, jeśli trzeba, ale nie jestem w stanie zapanować nad dzieckiem przez godzinę w tygodniu, jeśli przez pozostały czas ma przyzwolenie na wszystko.

Czasem też wolę się nie kłócić o kolejną odwołaną godzinę z prostej przyczyny: rodzice potrafią walnąć focha i zrezygnować z zajęć, a niestety potrzebuję ich.

Tylko po prostu smutno.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 607 (695)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…