Sytuacja ma miejsce w jednym z krajów Ameryki Południowej. Razem z moim narzeczonym mamy pod swoją stałą opieką 3-letnią dziewczynkę. Nie jest to nasze dziecko, ale oboje mamy przyznaje prawo do opieki nad nim, chociaż to materiał na zupełnie inną historię.
Z racji tego, że ja od marca zaczynam studia, a mój partner ma "pracę", która nie ma określonych godzin, postanowiliśmy oddać małą do przedszkola.
Udaliśmy się na rozmowę wstępną, gdzie wydawałoby się, wszystko było w porządku. Lecz nagle zaczęły się schody.
Pani dyrektor przedszkola, spytała o naszą sytuację prywatną, między innymi czy ja i mój partner mieszkamy razem. Gdy dowiedziała się, że nie jesteśmy małżeństwem i wychowujemy w ten sposób dziecko, zostaliśmy niemal zrównani z ziemią... Pani wyprowadziła dziecko, a raczej wyciągnęła je z sali zabaw, krzycząc, że ani my ani dziecko nie możemy w ten sposób niszczyć jej przedszkola.
Jak łatwo się domyślić, mała nie została przyjęta.
Z racji tego, że ja od marca zaczynam studia, a mój partner ma "pracę", która nie ma określonych godzin, postanowiliśmy oddać małą do przedszkola.
Udaliśmy się na rozmowę wstępną, gdzie wydawałoby się, wszystko było w porządku. Lecz nagle zaczęły się schody.
Pani dyrektor przedszkola, spytała o naszą sytuację prywatną, między innymi czy ja i mój partner mieszkamy razem. Gdy dowiedziała się, że nie jesteśmy małżeństwem i wychowujemy w ten sposób dziecko, zostaliśmy niemal zrównani z ziemią... Pani wyprowadziła dziecko, a raczej wyciągnęła je z sali zabaw, krzycząc, że ani my ani dziecko nie możemy w ten sposób niszczyć jej przedszkola.
Jak łatwo się domyślić, mała nie została przyjęta.
przedszkole
Ocena:
557
(735)
Komentarze