Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#58250

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O gimnazjum, ale z nieco innej perspektywy.

Z wykształcenia jestem nauczycielem angielskiego. W zawodzie nie pracuję, ale to nieważne. Jak każdy młody student musiałem odbyć praktyki w kilku placówkach, kolejno 30 godzin obserwacyjnych i 120 godzin "właściwych" (razem 150 godzin, niewiele, ale nie mój wymóg i nie moje wymagania), a każdy "blok" miał być w innej szkole.

Obserwacyjne w liceum, w którym moja lepsza połowa miała w owym czasie pisać maturę, poszły bezproblemowo. Nauczycielka fajna, nikt problemów nie robił. Ot siedzi student, robi notatki, a na koniec lekcji zada kilka pytań.

Podstawówka. Bardzo miło wspominam ten czas. Dobrze mi się pracowało z dziećmi, nauczycielka również w porządku. Tutaj dwie niewielkie piekielności, ale nic strasznego (historię o Nabuchodonozorze już tu opisałem :).

I gimnazjum. Wszyscy wiemy jaki to wiek i jak wygląda zachowanie gatunku gimbus vulgaris, ale nie o tym będzie ta historia. W tym przypadku uczniom nie mam nic do zarzucenia. Klasy były spokojne, ułożone (może trochę wystraszone, jako że była to pierwsza klasa) i ogólnie bezproblemowe. Można było z nimi pożartować, popracować i przerobić wszystko co trzeba na lekcjach, a i w głowach zostawało im co nieco.

Problemem okazała się nauczycielka, u której praktykowałem. W szkole zawsze byłem przed czasem, przygotowany do zajęć jak trzeba, na lekcje przychodziłem kilka dni w tygodniu, mimo że moja placówka na praktyki wyznaczyła tylko piątek. Wysiedziałem tam również dużo więcej niż powinienem (tzn. więcej niż owe programowe 60 godzin). A zaliczenie? Nie da. A czemu?

1) olewam swoje obowiązki i nie przychodzę na zajęcia (nie było mnie dwa dni, a poinformowałem ją z kilkudniowym wyprzedzeniem, jak również o powodach)
2) jestem nieprzygotowany do zajęć (nie dość że szedłem zgodnie z jej zaleceniami, to jeszcze miałem czas, żeby przeprowadzić kilka własnych gier, z których dzieciaki były zadowolone)
3) ROZMAWIAM Z UCZNIAMI (to zaskoczyło mnie najbardziej, gdyż nikt nie poinformował mnie, że powinienem był używać migowego)

Nic to, przełknąłem wszystko i dalej chodziłem na praktyki do samego końca roku szkolnego w zasadzie, robiąc dobrą minę do złej gry i postanawiając, że przez cały czas będę perfekcyjnie uprzejmy.

Efekt. Zakończenie praktyk podczas jakiejś tam gali na sali gimnastycznej. Złapałem nauczycielkę grzecznie poprosiłem o podpisy, coś tam burknęła, coś wpisała (trójkę, u poprzednich miałem 5 i 6 z praktyk ;). Wręczyłem jej w podzięce za "opiekę" i "miłą współpracę" pudełeczko czekoladek marki "...że jesteś tu" i odszedłem w siną dal.

Czekoladek nie przyjęła (może myślała, że zatrute, a wtedy niestety o tym nie pomyślałem) i na odchodnym dowiedziałem się, iż ma nadzieję, że nigdy nie zostanę nauczycielem, oraz że współczuje moim ewentualnym uczniom.

Mało piekielne, bardziej irytujące, ale przypomniałem sobe i chciałem wyżalić ;)

praktyki

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (352)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…